PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Malwina Grochowska
  20.04.2013
W Nowym Jorku wszystko wypada mocniej. Tutejsza premiera „Płynących wieżowców” Tomasza Wasilewskiego daje filmowi szansę na mocną ekspozycję jego zalet. I równie mocną jego wad.

Tribeca to festiwal bardzo różnorodny tematycznie. Prócz dużej dawki niezależnego kina amerykańskiego oferuje przeróżne filmy ze świata, również dokumenty. Z jednej strony to impreza poszukująca artystycznych odkryć, z drugiej – łasa na gwiazdorski splendor. Trudno w skrócie opisać jej profil. W tym roku na festiwalu zostanie pokazane w sumie ponad sześć tysięcy filmów. Wśród nich znalazł się jeden tytuł z Polski, czyli właśnie "Płynące wieżowce" Tomasza Wasilewskiego.


 
Dla mnie to bardzo ciekawe doświadczenie: oglądać nowy film polski wyjęty z lokalnego kontekstu, w towarzystwie dziennikarzy amerykańskich. Na ekranie rozpoznaję odległe zmory, czyli tunele Warszawy, wysokościowce Śródmieścia. Bardzo podoba mi się perspektywa, jaką przyjęli reżyser i jego operator, Jakub Kijowski. Stworzyli oryginalny obraz miasta, a raczej zimnej metropolii, w której dominują nieprzyjazne krajobrazy. Są tu elementy znajdujące się pod powierzchnią: garaże, dno basenu pływackiego. Ale życie toczy się też podniebnie: na dachach, balkonach, z linią warszawskiego city w tle. Świadomy dobór miejskich obrazów stanowi dużą zaletę filmu.

Świetne są też jego sekwencje pozostające bezpośrednio obok fabuły. Ja ta, w której samochód jedzie po wielopoziomowym garażu. Piętro po piętrze, bez pośpiechu. Scenie towarzyszy ciekawa, elektroniczna muzyka, powstaje efekt niemal hipnotyczny. Pod względem technicznym „Płynące…” to bardzo nowoczesne kino.

A jednak. Jak to w przypadku polskiego filmu jest „jednak”. Po wyjściu z kina widzę manhattański downtown, który jednak jest co nieco bardziej imponujący niż jego warszawski odpowiednik. I coś podobnego dotyczy samej historii: jest ona dużo mniej współczesna niż sposób, w jaki ją sfilmowano. Prowincjonalna jak Warszawa przy Nowym Jorku.

O czym opowiada film? Jeden chłopak (Mateusz Banasiuk) nie może pogodzić się ze swoją nowo odkrytą namiętnością do drugiego (Bartosz Gelner). Jest sportowcem, mieszka u matki ze swoją dziewczyną. W końcu prawdziwe ja głównego bohatera przeważy, ale wtedy pojawią się inne przeszkody na drodze do osobistego szczęścia pary. Światowe kino LGBT tego typu problemy przerobiło dawno temu, a teraz stawia zupełnie inne pytania, roztrząsa inne problemy. Ang Lee musiał cofnąć się w czasie, do świata kowbojów, aby pokazać, że gejowskie uczucie jest uczuciem niemożliwym. Wasilewski stara się udowodnić, że to samo może zdarzyć się współcześnie. I to nawet nie na peryferiach, tylko w sercu hipsterskiej kultury stolicy.

Nie gra mi najbardziej to, jak kończy się ta historia gejowskiej miłości. W „Tajemnicy Brokeback Mountain” tragedia rozumiała się sama przez się: w tym środowisku, z takim zapleczem kulturowym bohaterowie nie mogli być razem, choć łączyło ich głębokie uczucie. W „Płynących wieżowcach” nie jestem nawet pewna, czy chodzi o miłość, czy tylko namiętność. Wydaje się, że chłopak przeszedł przemianę wewnętrzną, zaakceptował swoją orientację i jest gotowy na życie w zgodzie ze sobą. Natomiast to, czy będzie z tym czy z innym facetem, nie wydaje się mieć większego znaczenia. Ale wszystko nie może się przecież tak łatwo potoczyć i nieuchronnie film zmierza do tragicznego zakończenia. A właściwie dwóch. Tylko po co aż tylu? Pierwsze z nich jest spowodowane przez nietolerancyjne społeczeństwo, reprezentowane tutaj przez kilku agresywnych łepków. I takie rozwiązanie fabularnie kupuję, szczególnie słysząc o prawdziwych atakach na gejów. Niestety drugie jest kompletnie nie do zaakceptowania i jest zatytułowane „kobiety”. To one są złą siłą sprawczą. Sprzymierzą się ze sobą, postąpią solidarnie i podle, aby tylko zachować ustalony porządek. Postać dziewczyny głównego bohatera jest antypatyczna i nieciekawa. Kurczowo trzyma się faceta, choć zdaje sobie sprawę, że on już jej nie kocha. W imię czego?

Homoseksualizm i mizoginizm to dwie zupełnie osobne sprawy. Niestety w tym filmie bardzo blisko się łączą. 

Pozostaje do rozważenia kwestia: czy takie rozłożenie akcentów to wina młodego filmowca, czy naszej rzeczywistości, która jest tak potwornie zapóźniona? "Płynące wieżowce" pokazują środowisko wsteczne, nietolerancyjne, ewentualnie obojętne na inność. Więc może taki film był potrzebny? Jeśli traktować ten obraz, jak nazwał go Wasilewski w rozmowie z serwisem indiewire.com, jako pierwszy polski film LGBT? Jedna jaskółka – wiadomo. Ale jeśli „Płynące…” zwiastują, że rodzime kino zacznie nadrabiać zaległości i zacznie wreszcie opowiadać o gejach i innych dyskryminowanych mniejszościach seksualnych, to jest to bardzo dobra wiadomość. 

Malwina Grochowska
portalfilmowy.pl
Zobacz również
Wiosenny odpływ widzów
Pierwszy film 2013 roku z milionową widownią!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll