PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Malwina Grochowska
  16.01.2013
Jedną z atrakcyjnych cech festiwali filmowych jest to, że nagle ląduje się na tydzień lub nawet dłużej w miejscu, do którego w innym przypadku pewnie nigdy by się nie trafiło. I gdyby nie filmy, nie byłoby ku temu żadnego rozsądnego powodu.

Ostatnie dziesięć dni spędziłam w Palm Springs, wybierając jako członkini jury FIPRESCI najlepszy nieanglojęzyczny film roku. Selekcja składała się z narodowych kandydatur do Oscara. Do Palm Springs bez tego pretekstu raczej bym nie przyjechała, przynajmniej przez najbliższe 30 lat. Dlaczego? Po pierwsze, to miasteczko idealne na spokojną emeryturę pod palmami, zasiedlone głównie przez starszych mieszkańców mniej słonecznych Stanów. Po drugie: choć nie tak daleko stąd na wybrzeże i do Los Angeles, to prócz tego, że gwiazdy miały tu swoje rezydencje (Clark Gable!), a kilka z nich nadal tu mieszka (Udo Kier!), nie ma zbyt wielu powodów, by wybrać się do miasta. Jego największą atrakcją turystyczną jest plastikowa statua Marilyn Monroe, a w okolicy łatwiej natknąć się na skorpiony i kojoty niż restaurację czynną po 21.


Scena zbiorowa z filmu "80 milionów" Waldemara Krzystka, polskiego kandydata do Oscara 2013, fot. Kino Świat

Ale na szczęście w styczniu, w trakcie festiwalu w Palm Springs bardziej liczą się filmy niż okoliczności przyrody. A selekcja jest tu niepowtarzalna: który festiwal gromadzi 42 narodowych kandydatów zakwalifikowanych do Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny? Tyle tytułów daje pojęcie, co Akademia lubi, a czego nie, kogo wybiera i dlaczego nie nas.

Kwestię „Oscar a sprawa polska” zacznijmy od pozytywów. Polski kandydat, "80 milionów", trafił do preselekcji 43 tytułów wybranych przez festiwal do pokazywania publiczności z 71 zakwalifikowanych przez Akademię. Gorsza wiadomość: był to jeden z mniej ciekawych filmów w tej grupie. Najczęstszy zarzut jaki słyszałam wobec "80 milionów", to niestety zarzut prymarny: wątki nie zostały jasno poprowadzone; cała historia jest źle poprowadzona. To grzech nie do wybaczenia, szczególnie jeśli dotyczy filmu starającego się o Oscara. Film gatunkowy o Solidarności – rewelacyjny pomysł. Szkoda, że go zmarnowano. Mogło wyjść połączenie „Człowieka z żelaza” z „Operacją Argo”, jak zauważył jeden z członków jury.

A to byłby hit, bo opowiedzenie interesującego wątku historii lokalnej stanowiło w tym roku klucz do sukcesu dla filmu nieanglojęzycznego. Wśród piątki wybrańców znalazł się nawet norweski "Kon-Tiki" – historia Norwega Thora Heyerdahla, który w 1947 roku przeprawił się tratwą z Chile do Polinezji, aby udowodnić, że to mieszkańcy Ameryki Południowej, a nie Azjaci, jak wówczas uważano, zasiedlili archipelag na Pacyfiku. To prostolinijna, przygodowa historyjka, w której krajobrazy są bardzo malownicze, za to postaci – papierowe. Harvey Weinstein zakupił prawa do dystrybucji filmu w Stanach i trudno po raz kolejny nie przypisać jego zdolnościom promocyjnym zasług za nominację.

 
"Miłość" Michaela Hanekego, austriacki kandydat do Oscara 2013, fot. materiały prasowe

Wśród pominiętych przez Akademię było wiele lepszych filmów. Szczególnie rzuciło mi się w oczy, ile w tym roku na świecie powstało fantastycznych historii kobiecych, ile świetnych aktorek w nich zagrało. Aby wymienić tylko niektóre z nich: „Poza wzgórzami”, "Dzieci Sarajewa", „Wypełnić pustkę”, "Twoja siostra", "Nasze dzieci" (odtwórczynię głównej roli w tym ostatnim tytule, Émilie Dequenne, nagrodziliśmy w Palm Springs w kategorii najlepsza aktorka).

Akademii należy oddać sprawiedliwość, że przynajmniej tym razem doceniła arcydzieło ("Miłość"), choć zdarzało się jej równie wybitne filmy odrzucać (vide „Cztery miesiące, trzy tygodnie i dwa dni”).

Po obejrzeniu 42 tytułów z selekcji narzuca się jeszcze inna myśl: sam punkt wyjścia –  przyznawanie Oscara „dla reszty świata” – jest kuriozalny. Upchnąć w jednej kategorii te wszystkie świetne filmy i dać osiem nominacji „Les Miserables” to absurd tak, jak sama, dosłownie przetłumaczona nazwa kategorii: filmy obcojęzyczny. Najlepiej podsumował to Leos Carax, odbierając nagrodę dla "Holy Motors" za najlepszy film obcojęzyczny od Stowarzyszenia Krytyków z Los Angeles: „Filmy w obcych językach są trudne w realizacji, bo trzeba najpierw wynaleźć obcy język zamiast użyć normalnego języka”.


Malwina Grochowska
www.portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. „Django” podbija polskie kina
Box Office. Kolejna polska premiera osiąga dobry wynik
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll