Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Realizm japoński wyrósł z cierpienia. Jest ono wpisane w sam już tytuł tego wzruszającego filmu Kaneto Shindo. Ale tylko w niewielkim stopniu jest przypomnieniem upiornego grzyba, który rankiem 6 sierpnia 1945 roku wyrósł nad Hiroszimą.
Tylko kilkadziesiąt sekund trwa tu koszmarne wspomnienie Wybuchu, złożone z płomieni, trupów i przerażenia. Tzw. wielka skala nie najbardziej zgodna jest z duchem sztuki japońskiej. A z drugiej strony twórcy z Kraju Kwitnącej Wiśni zdają się świetnie rozumieć, że mnożenie okropności może wręcz niwelować emocje widza (jak założyła np. Wanda Jakubowska w "Ostatnim etapie").
Kadr z filmu "Dzieci Hiroszimy". Fot. materiały prasowe
W każdym razie kluczowy dramat stulecia Shindo wolał ująć maleńkimi dłońmi nieśmiałej nauczycielki Takako, która dopiero w siedem lat po Wybuchu przyjeżdża do Hiroszimy, w której przed wojną mieszkała, by spotkać się ze znajomymi i byłymi uczniami. Bardziej niż stosy poparzonych trupów wzrusza umierająca od siedmiu lat dziewczynka, której żaden lekarz świata nie umie powiedzieć, kiedy nastąpi koniec jej cierpień. Modli się ona za wszystkich ludzi, by byli lepszymi. Dla niej bohaterka zaśpiewa piosenkę o czerwonym okręciku, będącą wspomnieniem młodych lat umierającej.
Nauczycielka odnajduje koleżankę, pogodną i miłą, która tylko mimochodem ujawni, że bomba atomowa uczyniła ją bezpłodną. U jednego z uczniów odnajduje ojca, chorego na chorobę popromienną, u innego - okaleczoną siostrę, która jednak z wiarą w życie szykuje się do ślubu. Mały sierota żyje w lepiance z dziadkiem oślepionym w "dniu X": Takako postanawia zabrać malca na wyspę szczęśliwą, gdzie teraz mieszka. Żaden z dwóch nie chce się zgodzić na wyjazd, ale w końcu muszą na to przystać.
Warto zwrócić uwagę na akcent czysto akustyczny, który jest pomysłowym podsumowaniem filmu. Takako z koleżanką prowadzą małego sierotę do portu. Akurat przelatuje samolot. Obie kobiety podnoszą głowy do góry. Wiemy, o czym myślą. Tylko malec nie kojarzy już warkotu z żadnym niebezpieczeństwem. Trzeba żyć dalej.
Gdyby jednym słowem streścić metodę twórczą Shinto, byłaby nią dyskrecja. Niektórym widzom japońskim wydało się wręcz, że została ona posunięta zbyt daleko, zważywszy wagę tematu. Związek Nauczycieli w roku 1953 skłonił Hideo Sekigawę do realizacji dokumentalnej "Hiroszimy", opartej na tych samych wspomnieniach naocznych świadków. Agresywna i okrutna "Hiroszima" sprawia jednak wrażenie filmu rozmyślnie jątrzącego. Pozwalam sobie cenić wyżej postawę Shindo: konkluzję słuszniejszą i trudniejszą.
Tylko kilkadziesiąt sekund trwa tu koszmarne wspomnienie Wybuchu, złożone z płomieni, trupów i przerażenia. Tzw. wielka skala nie najbardziej zgodna jest z duchem sztuki japońskiej. A z drugiej strony twórcy z Kraju Kwitnącej Wiśni zdają się świetnie rozumieć, że mnożenie okropności może wręcz niwelować emocje widza (jak założyła np. Wanda Jakubowska w "Ostatnim etapie").
Kadr z filmu "Dzieci Hiroszimy". Fot. materiały prasowe
W każdym razie kluczowy dramat stulecia Shindo wolał ująć maleńkimi dłońmi nieśmiałej nauczycielki Takako, która dopiero w siedem lat po Wybuchu przyjeżdża do Hiroszimy, w której przed wojną mieszkała, by spotkać się ze znajomymi i byłymi uczniami. Bardziej niż stosy poparzonych trupów wzrusza umierająca od siedmiu lat dziewczynka, której żaden lekarz świata nie umie powiedzieć, kiedy nastąpi koniec jej cierpień. Modli się ona za wszystkich ludzi, by byli lepszymi. Dla niej bohaterka zaśpiewa piosenkę o czerwonym okręciku, będącą wspomnieniem młodych lat umierającej.
Nauczycielka odnajduje koleżankę, pogodną i miłą, która tylko mimochodem ujawni, że bomba atomowa uczyniła ją bezpłodną. U jednego z uczniów odnajduje ojca, chorego na chorobę popromienną, u innego - okaleczoną siostrę, która jednak z wiarą w życie szykuje się do ślubu. Mały sierota żyje w lepiance z dziadkiem oślepionym w "dniu X": Takako postanawia zabrać malca na wyspę szczęśliwą, gdzie teraz mieszka. Żaden z dwóch nie chce się zgodzić na wyjazd, ale w końcu muszą na to przystać.
Warto zwrócić uwagę na akcent czysto akustyczny, który jest pomysłowym podsumowaniem filmu. Takako z koleżanką prowadzą małego sierotę do portu. Akurat przelatuje samolot. Obie kobiety podnoszą głowy do góry. Wiemy, o czym myślą. Tylko malec nie kojarzy już warkotu z żadnym niebezpieczeństwem. Trzeba żyć dalej.
Gdyby jednym słowem streścić metodę twórczą Shinto, byłaby nią dyskrecja. Niektórym widzom japońskim wydało się wręcz, że została ona posunięta zbyt daleko, zważywszy wagę tematu. Związek Nauczycieli w roku 1953 skłonił Hideo Sekigawę do realizacji dokumentalnej "Hiroszimy", opartej na tych samych wspomnieniach naocznych świadków. Agresywna i okrutna "Hiroszima" sprawia jednak wrażenie filmu rozmyślnie jątrzącego. Pozwalam sobie cenić wyżej postawę Shindo: konkluzję słuszniejszą i trudniejszą.
Jerzy Płażewski
Portalfilmowy.pl
Box Office. „Django” podbija polskie kina
Box Office. Kolejna polska premiera osiąga dobry wynik
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024