PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  5.03.2016
Bohaterem nowego numeru „Magazynu Filmowego” (nr 03/2016) jest obchodzący 90. urodziny, nasz znakomity reżyser, Andrzej Wajda. Oto fragment rozmowy Tadeusza Sobolewskiego z Mistrzem, która w całości ukaże się na łamach pisma już 10 marca 2016 roku.
Tadeusz Sobolewski: W swojej „Historii kina polskiego” Tadeusz Lubelski przypomina uchwałę KC z początku lat 60., która miała przywołać filmowców do porządku. Była tam mowa o tym, że pierwszeństwo w kinie mają „problemy ideowe, służące potrzebom kraju”. Ale kino nie słuchało władzy. Pamiętam z tamtego czasu dyskusje wokół „Popiołów” – polemiki, ataki, równie ostre, jak te, które wybuchły teraz wokół Idy. Pan inaczej niż partia rozumiał „problemy ideowe” i „potrzeby kraju”.

Andrzej Wajda
: W „Popiołach” szedłem – w rozumieniu historii – nie za Sienkiewiczem, tylko za Żeromskim, dla którego najważniejszym powodem, żeby rozważać przeszłość, były właśnie nasze rany, nasze pomyłki, błędy, a nie bohaterska śmierć na polu chwały. I może to było nie bez znaczenia, że myśmy w naszym kinie uparcie uświadamiali społeczeństwu polskiemu jego błędy po to, żeby ich nie powtarzać. I Solidarność ich nie powtórzyła.

Nie wywołała kolejnego powstania.

Ja nie wiem, czy Wałęsa oglądał "Kanał" czy inne nasze filmy z tamtego czasu, które ostrzegały przed szafowaniem życiem kolejnych pokoleń. Nigdy z nim nie rozmawiałem na ten temat. Ale on dobrze rozumiał to, co i myśmy rozumieli w 1989 roku, wspierając Okrągły Stół, że nie ma lepszego wyjścia. Nie mieliśmy przecież ani wojska, ani widoków, że wesprze nas Zachód. Droga pokojowa okazała się jedynym wyjściem.

Kino szkoły polskiej wyprowadzało Polaków z kultu narodowych klęsk. Pokolenie mojego ojca, naznaczone przez wojnę, czuło się lepiej po pana tragicznych filmach. One jakoś pomagały wyzwolić się spod ciężaru przeszłości.

Myśmy mogli zabierać głos w tej sprawie, bo nie czuliśmy się w żadnej mierze – mówię o mojej generacji – odpowiedzialni za to, co się zdarzyło w 1945 roku: że ZSRR zajął nasze tereny i decydował, jaki będzie ustrój. Ja za okupacji robiłem to, co do mnie należało. Miałem 15 lat, kiedy w Radomiu złożyłem przysięgę Armii Krajowej. I do końca wojny byłem na służbie, prócz ostatnich miesięcy, kiedy aresztowano dowódców, którym nosiłem meldunki. Uciekłem wtedy do Krakowa, do mojej rodziny i tam się przechowałem do końca wojny. Chcę tylko powiedzieć, że wyszedłem z wojny bez żadnych kompleksów, nie dusiłem w sobie żadnych wyrzutów. To, co się działo w Polsce, nie było moją winą, tylko winą tych, którzy podjęli takie decyzje w Jałcie. Kiedy to zrozumiałem po 1945 roku, zacząłem się kierować własnym rozumem.

Na polskiej scenie dziejowej pojawili się wtedy „oni”, czyli tak zwani komuniści.

Przejęli władzę. Oni rządzili kinematografią. I od nich zależało, jak daleko mogliśmy się posunąć w naszej ocenie tego  systemu.

Pan to mówi jakby bez pretensji.

Tak wyglądało nasze pole walki: oni brali na siebie odpowiedzialność polityczną, a my staraliśmy się przesunąć jak najdalej granice wolności wypowiedzi.

To była gra. Z ich strony też. Szef kinematografii Leonard Borkowicz naraził się tym, że pozwolił wysłać "Popiół i diament" na festiwal wenecki. 

Tak, bo wyszliśmy na świat, bo sukces polskiej kinematografii był w pewnym sensie i ich sukcesem. To, że polskie filmy nagradzano w Cannes, Wenecji – w Berlinie mniej – nie było bez znaczenia także i dla władzy, które chciała być zauważona. 

Robiliście filmy nie dla nich, tylko dla świata.

Pamiętam, zaraz po wojnie, zobaczyłem w kinie „Obywatela Kane’a Orsona Wellesa. Takie filmy dawały poczucie, że jest się z czym ścigać. Kurosawa, Fellini. To, co najlepsze ze świata docierało do nas. Ale my też mogliśmy przemówić do świata własnym mocnym głosem, ponieważ mieliśmy coś ważnego do powiedzenia. Cenzura ścigała słowa. W dialogach nie można było powiedzieć tego, co mówiło się w życiu. Ale kino, paradoksalnie, odnosiło skutek, operując obrazem. To dawało naszym filmom uniwersalność.

Jak ta słynna krata kanału, zamykająca drogę do wolności. Kombatanci nie mieli pretensji o taki obraz powstania, wyzbyty nadziei?

Niektórzy mieli, ale to było zrozumiałe. Oni chcieli pomnika bohaterów, ale mnie nie pomnik był w głowie. Jak miałem głosić chwałę powstania, kiedy widziałem, jak w 1945 roku wyglądała Warszawa? Kiedy widoczne były jego polityczne skutki? Klęska powstania warszawskiego była zwycięstwem rządu lubelskiego. Można było powiedzieć tak: kto doprowadził do zniszczenia Warszawy? Rząd w Londynie. A kto odbudował Warszawę? Rząd w Lublinie. Do Warszawy ściągnął proletariat. Murarze stawali się ministrami. Przedwojenna, mieszczańska Warszawa odeszła w przeszłość. Pochody pierwszomajowe, które szły ulicami w latach 40. i 50. nie były tylko wyreżyserowane. Ludzie, którzy szli w tych pochodach, naprawdę byli zadowoleni. Z wioski krytej strzechą przenieśli się na MDM! Dlaczego mieli być niezadowoleni z ustroju? Klęska powstania otworzyła drogę nowej władzy.

Ale później niektóre „dzieci PRL” spojrzały na rzeczywistość krytycznie i zaczęły myśleć o wielkiej zmianie. Kultura lat 1956-1981 przygotowywała tę zmianę, była zwrócona ku przyszłości. Narzekając na dawny PRL, zapominamy, że on zakwestionował sam siebie. Ludzie z tamtego ustroju wyrośli. Truizmem jest mówić, że kino polskie się do tego przyczyniło.

Mogło tak być dlatego, że kinematografia powojenna powstała nie na zamówienie władz państwowych, tylko z woli filmowców. Stworzyli ją tacy ludzie jak Wanda Jakubowska, która zrobiła pierwszy film o Oświęcimiu, Aleksander Ford, który nakręcił pierwszy film o powstaniu w getcie warszawskim. Ludzie z tej samej przedwojennej grupy „Start” stworzyli w Łodzi szkołę filmową. Ona powstała z woli środowiska, nie z polecenia władz. Wyglądało to tak, jakby ta kinematografia szykowała się do jakiegoś wielkiego skoku, wychowując plejadę nowych reżyserów, bo na razie, w pierwszych latach po wojnie, robiono zaledwie parę filmów rocznie i wystarczyłoby tych reżyserów, którzy już byli czynni.
Tadeusz Sobolewski
Magazyn Filmowy SFP 03/2016
Ostatnia aktualizacja:  4.03.2016
Zobacz również
fot. Jerzy Troszczyński/Filmoteka Narodowa
Mateusz Damięcki na tropie ginących gatunków
Aktorki Andrzeja Wajdy
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll