PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Aleksandra Hamkało
  11.12.2012
Na „Gangstera” skusiłam się z jednej prostej przyczyny – byłam ciekawa jak poradził sobie Nick Cave w roli scenarzysty.

Muszę przyznać, że jeśli chodzi o efekty jego pracy – fabułę, zwroty akcji i sposób narracji – zupełnie się nie zawiodłam. Jednak pierwszą z konkluzji, która pojawiła się w mojej głowie po kilkunastu minutach filmu, był tytuł polskiej wersji. W oryginale film nazywa się „Lawless”, co najłatwiej (i moim skromnym zdaniem najtrafniej) można było przetłumaczyć jako „Bezprawie”. Dystrybutorzy wymyślili „Gangstera”, a przecież o niejednym cwanym gagatku opowiada ta historia. Jest ich co najmniej kilku, a sens całej fabuły opiera się w mniejszym stopniu na postaci granej przez Toma Hardy'ego, co na wyjętych spod wszelkiej jurysdykcji hiperbrutalnych realiach amerykańskiej prohibicji.


"Gangster", fot. mat. prasowe

Jak przystało na amerykański film sensacyjny, mamy do czynienia z bohaterami wyjątkowo archetypicznymi, którzy w połączeniu ze specyficznym sposobem opowiadania historii, przywodzą na myśl stare westerny z całym zapleczem pięknych oczywistości rodem z przypowieści. Mamy do czynienia z Dobrym i Złym, odważnym i tchórzliwym, doświadczonym facetem i zdobywającym doświadczenie młodzikiem.

Fabuła kręci się wokół trójki braci Bonduratów, owianych legendą niezniszczalności,  prowadzących z powodzeniem bimbrownicze interesy w jednej z amerykańskich mieścin lat dwudziestych. Swoje sukcesy zawdzięczają perfekcyjnie skonstruowanemu bezprawiu – działanie wbrew regułom prohibicji jest w pełni zinstytucjonalizowane, i pomimo swojej „nielegalności”, niepozbawione honorowych zasad. Jakże paradoksalna jest zatem postać na wskroś złego porucznika, brawurowo grana przez Guy'a Pearce. Wyfiokowany a jednak lepki, obleśny w swojej elegancji Charlie Rakes przybywa do miasteczka, aby walczyć z „wiejską, przestępczą hołotą” i tym samym stać się dla Bondurantów wrogiem numer jeden. I pomimo tego, że całym sobą reprezentuje literę prawa, jest osią najniebezpieczniejszego zła, które niechybnie zapanuje na zabitej dechami prowincji.

Ale nie o to, co ma się wydarzyć, chodzi przecież w gangsterskich historiach. Clue całej filmowej uczty to finezja autorów w opowiadaniu o mało finezyjnych krwawych porachunkach.

A duet Cave – Hillcoat bez wątpienia nie jest jej pozbawiony. I pomimo niewielu zaskoczeń,  sporej dawce oczywistości i dużej dozie bajkowego braku prawdopodobieństwa, "Gangster" broni się w stu procentach.
A kiedy pada to z ust (klawiatury?) fanki europejskich filmów podchodzącej z duża rezerwą do  sensacyjnych produkcji i uczulonej na westerny, to coś musi być na rzeczy. Co? Kawałek mięsistego, sprawnego kina! 

Amerykańscy twórcy (nawet jeśli nie urodzili się w Stanach) są niezastąpieni w kilku dziedzinach. Jedną z nich są proste w swojej fabularnie zagmatwanej strukturze historie z pogranicza praw ludzkich i boskich, osadzone gdzieś pomiędzy dziewiętnastym a dwudziestym wiekiem. Westerny, filmy gangsterskie – to zawsze wychodziło im  perfekcyjnie, i kiedy twórcy nie skaczą w nieznaną wodę kombinacji, lecz z oddaniem i talentem eksplorują to, co jest ich domeną, oddaję im należyty ukłon.

I niech już sobie nawet będzie ten Happy End.

Co do jedzenia?



Raczej do picia. Bimber domowej roboty, czyli...

WIŚNIOWA NALEWKA Z MIĘTĄ

Składniki:
–    1 kg. Wypestkowanych wiśni
–    ½ l. Spirytusu
–    ½ l. Wódki
–    200 g. cukru
–    3 gałązki świeżej mięty

Wykonanie:

Wiśnie i listki mięty zalej wódką i spirytusem. Po 2 tygodniach zlej alkohol, a owoce zasyp cukrem, po tygodniu zlej otrzymany syrop i połąc z alkoholem. Odstaw na 2-3 miesiące.
Voila.


Ola Hamkało
portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Świąteczna animacja na topie w Mikołajki
Box Office. „Atlas chmur” wdrapał się na szczyt
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll