Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Scenarzyście z reguły opłaca się pisać dobre scenariusze. Inaczej mówiąc takie, które jakoś widać, które w pozytywny sposób zwracają na siebie uwagę. Jak to zrobić? Można ciekawie wykorzystać znaną anglosaską strukturę opowiadania dramatycznych historii, jak robi to wiele osób. Wtedy najważniejsze jest opowiedzenie historii, która przypomina inne dramatyczne historie, a jednocześnie ma w sobie coś oryginalnego. Można znaleźć zakręcony i specyficzny pomysł, jak robi to Charlie Kaufman. Można dekonstruować filmowy czas za pomocą nielinearności, jak robił to Christopher Nolan. Można otwierać film na nowe elementy narracji literackiej, jak robił to na początku Quentin Tarantino, i jak robi to nadal Guillermo Arriaga. Takie wyraźne scenariusze szczególnie zwracają uwagę. Nie tyko pomagają filmom, dla których powstały, ale same są ich widocznym elementem.
Pod względem scenariuszowym film jest obecnie dość konserwatywnym medium, pomimo różnorodnych eksperymentów na jego marginesie. Przy stosunkowo dużej zgodzie widzów, co do formatu tego, co warto oglądać, i doświadczeniu kilku pokoleń twórców, poprawne planowanie filmów nie wydaje się wielką tajemnicą. Może nawet kiedyś z perspektywy nasz czas będzie nazwany okresem klasycznym sztuki filmowej. W końcu większość guru amerykańskich scenarzystów odwołuje się teraz bardzo chętnie szczególnie do dramatycznej tradycji starożytnej Grecji. Może podobnie stało się w XVIII i XIX wieku z muzyką europejską, która w ciągu niewielu pokoleń stworzyła sobie mocne reguły kompozycji i harmonii, i przeszła w okres klasycyzmu. Reguły te były na tyle znane, że możliwe było rozgrywanie zawodów między kompozytorami, o to, który z nich szybciej skomponuje symfonię czy operę. Podobno niektórzy potrafili to zrobić w jedną noc. Jednak osiągnięciem Mozarta nie było to, że również potrafił w trzy dni skomponować duży utwór tłukąc się kiepskimi drogami rozklekotanym powozem, ale to, w jaki sposób komplikował wcześniejsze wzory i jak jego muzyka wyrastała ponad znane już reguły. Chociaż z naszej perspektywy jego muzyka też jest w większości jak najbardziej klasyczna.
"Kopia mistrza" reż. Agnieszka Holland; fot. Best Film
Jest w „Kopii mistrza” Agnieszki Holland taki moment, kiedy stary Beethoven przed śmiercią opowiada o muzyce, która mu się marzy. Kompozytor, który przez większość życia zmagał się z przekraczaniem klasycznych reguł swojego czasu, mówi o muzyce, która przypominałaby płynące chmury, bez kształtu, intencji, początku czy końca. Muzyce, która byłaby przy tym naturalną częścią świata, a może Boga. (Jeszcze Jan Sebastian Bach dopisywał u dołu większości swoich utworów: „Ku chwale Bożej.”)
Może jest też więc również potencjał w filmach, gdzie scenariusz świadomie chowa się w cieniu. Jakby zanikał, jakby go często nie było, jakby czasem nie widać było wymyślania poprzedzającego film.
Pod względem scenariuszowym film jest obecnie dość konserwatywnym medium, pomimo różnorodnych eksperymentów na jego marginesie. Przy stosunkowo dużej zgodzie widzów, co do formatu tego, co warto oglądać, i doświadczeniu kilku pokoleń twórców, poprawne planowanie filmów nie wydaje się wielką tajemnicą. Może nawet kiedyś z perspektywy nasz czas będzie nazwany okresem klasycznym sztuki filmowej. W końcu większość guru amerykańskich scenarzystów odwołuje się teraz bardzo chętnie szczególnie do dramatycznej tradycji starożytnej Grecji. Może podobnie stało się w XVIII i XIX wieku z muzyką europejską, która w ciągu niewielu pokoleń stworzyła sobie mocne reguły kompozycji i harmonii, i przeszła w okres klasycyzmu. Reguły te były na tyle znane, że możliwe było rozgrywanie zawodów między kompozytorami, o to, który z nich szybciej skomponuje symfonię czy operę. Podobno niektórzy potrafili to zrobić w jedną noc. Jednak osiągnięciem Mozarta nie było to, że również potrafił w trzy dni skomponować duży utwór tłukąc się kiepskimi drogami rozklekotanym powozem, ale to, w jaki sposób komplikował wcześniejsze wzory i jak jego muzyka wyrastała ponad znane już reguły. Chociaż z naszej perspektywy jego muzyka też jest w większości jak najbardziej klasyczna.
"Kopia mistrza" reż. Agnieszka Holland; fot. Best Film
Jest w „Kopii mistrza” Agnieszki Holland taki moment, kiedy stary Beethoven przed śmiercią opowiada o muzyce, która mu się marzy. Kompozytor, który przez większość życia zmagał się z przekraczaniem klasycznych reguł swojego czasu, mówi o muzyce, która przypominałaby płynące chmury, bez kształtu, intencji, początku czy końca. Muzyce, która byłaby przy tym naturalną częścią świata, a może Boga. (Jeszcze Jan Sebastian Bach dopisywał u dołu większości swoich utworów: „Ku chwale Bożej.”)
Może jest też więc również potencjał w filmach, gdzie scenariusz świadomie chowa się w cieniu. Jakby zanikał, jakby go często nie było, jakby czasem nie widać było wymyślania poprzedzającego film.
Piotr Borkowski
Box Office. W kinach rządzi „Dyktator”
Box Office. Mściciele rekordowo także w Polsce!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024