PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Krzysztof Koehler
  2.11.2012
Trochę to musiało mi zająć, ale nawet teraz wyznać muszę szczerze, że nie przychodzi mi łatwo przyznanie się do własnej naiwności w dziedzinie odkrycia, że James Bond to przerażająca (mnie, swoją drapieżnością rynkową) firma. Dziedziną jej działania są tzw. przemysły kultury, o których uczone i intrygujące rozważania przeczytałem ostatnio w pracy Anny Wróblewskiej i to zapewne dzięki tej pracy zostałem nieco „oświecony”.

Jest mi trochę wstyd, bo zdaję sobie sprawę, iż moje wyznanie zapewne wzbudzi swoisty uśmiech pobłażliwości na twarzach wielu z państwa: bo przecież to jest wiadome i właściwie nie ma się czym gorszyć. Zapewne: nie mówmy więc o zgorszeniu, tylko o… konstatacjach.


fot. materiały prasowe

Dla mnie wszystko zaczęło się od reklam pewnego piwa. Przed innymi seansami filmowymi, sporo przed premierą. Autor filmiku karmił naszą wyobraźnię bondowską stylistyką. Pościg w pociągu, skok ze spadochronem, łyk złocistego trunku. W samym "Skyfall" – gdzie śpiewa jak wiemy Adele: czy zaśpiewanie dla Bonda to (liczy się jedna odpowiedź, proszę ją zakreślić): a) zaproszenie do klubu; b) uznanie dorobku i przyznanie (przez kogo???) statusu gwiazdy; c) jeszcze jeden sposób uzyskania zysków z filmu – to samo piwo pojawia się w scenie, kiedy absolutnie usatysfakcjonowany (tak jedna z firm samochodowych prosi, by odpowiadać na pytanie o satysfakcję z usługi: każda inna, inaczej wyrażona opinia, nawet równie pozytywna, tylko określona innymi słowami, odejmie salonowi samochodowemu i jego pracownikom punkty, to nie żarty, tak naprawdę jest), zatem kiedy absolutnie usatysfakcjonowany Bond zalega w pościeli obok zapewne też absolutnie usatysfakcjonowanej osoby płci odmiennej, po odbyciu zapewne z tą osobą absolutnie satysfakcjonującego dla obu stron stosunku płciowego.

Tak, Panowie: after all wiecie co robić: rozwalcie się w skotłowanym łóżku i sięgnijcie po odpowiedniego browca.

W filmie jest kilka znaków towarowych, niektóre – może się mylę – mocno związane z wielką globalną megakorporacją, która, jak pojąłem z napisów początkowych, jest właścicielem (udziałowcem?) tych wielkich wytwórni filmowych, będącymi firmami producenckimi. To chyba są Metro i Columbia: nie wiem, czy obie należą do owej megakorporacji, ale jeśli tak, w filmie Bond używa, zdaje się, telefonów tejże firmy. Jakkolwiek z tym jest, nie wszystkie zarobki pójdą do mamusi, bo jest pewna znana firma samochodowa i pewna ilość napojów alkoholowych, mocniejszych od Martini czy owego piwa. Chyba że też: a) one należą do megakorporacji; b) opłacają korporacji zatrudniającej ich towary w filmie odpowiednio wysoki haracz; c) szefowie tych firm wszystkich są kolegami z podstawówki i robią te interesy w imię szkolnej przyjaźni, absolutnie gratis.

Miast więc wgłębiać się w szczegóły skomplikowanej akcji; miast – razem z polskimi krytykami (czy, na Boga, megakorporacja ich opłaca?) – zastanawiać się nad różnicami między ujęciem postaci przez Mendesa oraz ogólnie nad poważnym przesłaniem filmu (człowiek, baby, człowiek się liczy, wiek nie gra roli) – zastanawiałem się poważnie: czy whisky i owe piwo, tak samo ów samochód, a może firma odzieżowa, a może ci, co robią zegarki (przecież to nie zegarmistrze dzisiaj już!) – czy oni jednak (odpowiedź a) też są (ale w pakiecie razem z polskimi krytykami doszukującymi się!) częścią wielkiej matki-korporacji, która jest udziałowcem albo właścicielem nawet owych wielkich wytwórni robiących film.

Cha. James Bond – film, którego nie mogłem ani nie mogę oglądać bez zażenowania; film, który niesie w sobie materiał badawczy do ekonomicznych analiz urynkowienia filmowych produkcji. Film, który jest wielką maszynerią ekonomiczną, a tylko jej wierzchołkiem (jak w przypadku góry lodowej) jest opowieść opowiedziana za pomocą ruchomych obrazków i dźwięków. Film – który jest dla mnie jakimś rodzajem symbolu kryzysu kultury Zachodu, który jest w podstawowym sensie nośnikiem reklam towarowych (ba, przypomina swoją strukturą i naturą blok reklam, którymi przerywane są audycje w TV). Film, który jest złożony z klisz, umowności, sztuczności, konwencji i zarazem chętnie, bez skrępowania się do tego przyznaje, ba, z tego czerpie swoją, niezrozumiałą dla mnie sławę i niezwykłą popularność… bond, james bond co.


fot. materiały prasowe

Targanemu myślami i wątpliwościami, czy jednak wejść na dodatkowy, specjalny pokaz (w całym wielkim mieście była to jedyna szansa, aby w piątkowy wieczór zobaczyć nową produkcję serialu) wciśnięto coś do ręki. Odruchowo wsadziłem to coś do kieszeni, domniemując, że znowu jaką próbkę kremu albo pastylkę gumy do żucia mi podano. Dopiero po filmie, już na zewnątrz, wyjąłem gadżet z kieszeni: perfumy! Próbka perfum dla mężczyzn: James Bond 007. Dangerously Sophisticated, The New Frangrance for Men z dopiskiem: Pozdrowienia dla polskich fanów, James Bond.

No, obudziło to we mnie anarchistycznego antykorporacjonistę, dokonującego namysłu nad swoim życiem: z whisky, fakt, ciężko będzie zrezygnować; samochód bondowskiej firmy raczej mi nie grozi, piwa bondowskiego, pewnie jakiś czas pijał nie będę (chyba że złożę ślubowanie, never ever, ale jeszcze nie wiem), ale: telefon jest mi jednak potrzebny. Więc wszystko co mogłem zrobić, zapłaciwszy już haracz wielkiej megakorporacji w postaci biletu kinowego, to wyrzucić tę próbkę do wielkiego kosza wypełnionego po brzegi symbolem konsumpcji: białymi pakami po popcornie i napoju gazowanym.

A może powinienem jednak sobie zostawić? Dałbym komuś w prezencie, na pamiątkę, na prezent, idą w końcu Święta.

W końcu, jak wszyscy w te dni, jestem Szkotem.


Krzysztof Koehler
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. „Skyfall” niezwyciężone.
Box Office. James Bond z rekordem na starcie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll