PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Agnieszka Sadurska
  24.07.2012

Europejskie, długometrażowe filmy dla dzieci, to prawdziwy postrach sal kinowych. Nie dlatego, że przychodzi na nie taka masa widzów, że wysiadają, z przegrzania, inkubatory popcornu, a bileterzy mdleją z wyczerpania, po przedarciu setek milionów kartoników.

Otóż dlatego, że te, które trafiają do multipleksowego obiegu, starają się nieudolnie naśladować osiągnięcia Pixara, czy Disneya. W rezultacie, nie ma nic nudniejszego, pretensjonalnego i bardziej niepozbieranego fabularnie, niż superkoprodukcje animowane (w czyde, a jakże, wypas musi być) realizowane przeważnie pod przewodem hiszpańskim, lub francuskim.


Kadr z filmu "Kot w Paryżu", fot. Animator

Prawdziwa historia kota w butach”, “ Don Chichot”, “Disco Robaczki”, “Żółwik Sammy”, to tylko niektóre z niewypałów, które zamiast eksplozji śmiechu, powodowały zgrzytanie zębów albo ziewanie widowni. Mam nadzieję, że dystrybutorzy pójdą pewnego dnia po rozum do głowy i zamiast sprowadzać i kosztownie dubbingować, co popadnie, byle w 3D, pokażą widzom, naprawdę piękną, mądrą, zupełnie plastycznie odległą od disneyowskiej sztampy, animację 2D, której w Europie produkuje się całkiem sporo. To nieprawda, że jest niemodna, archaiczna, a dla dzieci nieatrakcyjna i trudna w odbiorze.

Takie filmy, jak “Sekret Księgi z Kells”, czy  “Sekret Eleonory”, mogą być trudne w odbiorze tylko z jednego względu - nie trafiły do "oficjalnego" obiegu, więc nie mają dubbingu. To oznacza, że trzeba słuchać mniej, lub bardziej ogarniętego lektora, albo czytać napisy (nie wszystkie dzieci nadążają). A, że dwuwymiarowa, nawet mocno wyrafinowana plastyka absolutnie dzieciom nie przeszkadza, świadczy przykład pokazu, w którym ostatnio uczestniczyłam podczas festiwalu Animator.

Kot w Paryżu” (“Une vie du chat”) to tegoroczny nominowany (jedyny nieangielskojęzyczny) do długometrażowego Oscara, ale próżno go szukać w multipleksach. Szczerze mówiąc - w kinach studyjnych też go nie ma. Chwała więc organizatorom, że sprowadzili ten bardzo udany mariaż czarnego kryminału i kina obyczajowego oraz komedii romantycznej, choć na ten jeden seans.

Jean-Loup Felicioli i Alain Gagnol, twórcy “Kota...”  wcale nie chcieli się związać z filmem animowanym. Pierwszy marzył o karierze malarza, a drugi był wielbicielem komiksu. W tandem połączyło ich studio Folimages, w którym obaj “odrabiali służbę wojskową” (to jest możliwe tylko we Francji!). Kiedy już przeszli wszystkie stopnie wtajemniczenia, spotkali się w 1995 roku przy produkcji filmu “Egoista”. Potem brali udział w realizacji pierwszego długiego metrażu Folimages  “Żabia przepowiednia” i innych filmów, aż w 2011 powstał “Kot w Paryżu”.

Jest to historia kryminalna, wiec nie będę zdradzać treści. Mam nadzieję, że moje modły zostaną wysłuchane i zobaczymy ten film na polskich ekranach (lub choć na dvd), pięknie zdubbingowany (za pomocą aktorów, a nie, czerstwych celebrytów). Dodam na zachętę, że nikt tam nie śpiewa. Nie ma bowiem nic gorszego, niż film animowany, który jednocześnie ma ambicję bycia musicalem  (takie związki raczej nie mają szans, choć zdarzają się wyjątki). Panowie Felicioli i Gagnol, na fali sukcesu, skończyli następny film ("Phantom Boy").

Wracając wspomnieniem na salę kinową dodam, że była pełna po brzegi dzieci w rożnym wieku. Mimo braku dubbingu (choć na pewno by pomógł) świetnie podążała za akcją. Krzyki, śmiechy, a nawet płacze (w odpowiednich momentach) świadczą, że jeśli historia jest dobrze opowiedziana, to widz za nią idzie, jak w dym.
Tak żywiołowej reakcji nie uświadczyłam na żadnym pokazie europejskich epigonów Disneya, a to znaczy, że warto, zamiast płacić honorarium animatorowi 3D, zapłacić je scenarzyście i dobremu script doctorowi.

Agnieszka Sadurska
portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Wysokie loty „Prometeusza”
Box Office. „Epoka lodowcowa” na drodze do miliona.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll