PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
W nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 7/2015) z Bogdanem Dziworskim o filmie „Plus minus, czyli podróże muchy na Wschód” rozmawia Kuba Armata. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma, już 10 lipca.
Kuba Armata: O pana nowym fabularyzowanym dokumencie mówi się jako o projekcie bardzo osobistym, związanym z dzieciństwem, z kultem postaci Józefa Stalina. Długo pan myślał nad tym filmem?

Bogdan Dziworski: Długo to wszystko się we mnie odkładało, ale mam poczucie, że w dobrym czasie wykorzystałem ten ładunek i nakręciłem film. Pamiętam, że w szkole byłem uczniem, który bardzo często deklamował wiersze na różnych akademiach. Wśród nich oczywiście wiele o Stalinie. Po latach postanowiłem wrócić do tej przygody z dzieciństwa i pojechać do „Wodza”. Tę podróż miałem zaplanowaną kilka razy. Niestety, wcześniej nic z tych planów nie wychodziło. Wreszcie się udało i z tego właśnie powstał film. Nie miałem żelaznego scenariusza, liczyłem raczej na splot różnych przypadków i zbiegów okoliczności, które chciałem wykorzystać.

W ten oto sposób pojechał pan do Gruzji.

Tak, bo wiadomo, że jak Stalin, to Gruzja. Mam takie poczucie, że wspomnienia z dzieciństwa pod koniec życia, a ja już się powoli ku temu kresowi zbliżam, zawsze ożywają i powracają z dużą mocą. To był główny motyw powstania tego filmu, bo przecież nie sposób go wymyślić. Wróciłem do przeżyć, jakichś osobistych przejść, i to mi dało napęd do zrobienia filmu.

Dużo pana zaskoczyło podczas tej podróży?

Oj tak, w zasadzie każdego dnia byłem zaskakiwany. Tyle że zaskoczenie – to jedno, a umiejętne wykorzystanie tego – to drugie. Starałem się być przygotowany, by móc wykorzystywać wszystko, co było po drodze. Zaskoczenia spotkały mnie nie tylko w podróży. Ten film jest dość bogaty, młodzież powiedziałaby „wypasiony”, bo wielu życzliwych ludzi pracowało przy nim za darmo. Dzięki nim możliwe były sceny takie jak wizja Stalina z tańcem, do której były szyte kostiumy, ułożona choreografia. Dzięki tym wszystkim ludziom w zasadzie film powstał. To bardzo cenne. Teraz z tą samą grupą zaczynam film o Andym Warholu, a następny w kolejce jest Keith Richards.

Obraz "Plus minus, czyli podróże muchy na Wschód" powstał po 25 latach artystycznego milczenia.
Rzeczywiście minęło sporo czasu od 1990 roku, kiedy dla BBC robiłem film „The Prisoner”. Miałem długą przerwę, ale w jej trakcie pracowałem z Pawłem Pawlikowskim jako operator. Jednocześnie poświęciłem się pracy pedagogicznej, prowadząc wykłady ze studentami. Po takiej przerwie rzadko komu udaje się wrócić w dobrym stylu. Dla mnie bezcenne okazały się zajęcia ze studentami, dzięki nim pozostawałem w obiegu. W tym filmie otoczyłem się zresztą moimi uczniami, jak choćby operatorami – Marcinem Koszałką i Pawłem Dyllusem. Kolejny projekt przygotowuję również ze studentami, ale młodszego pokolenia, bo inni są już prawdziwymi gwiazdami. Jestem bardzo szczęśliwy z tego powodu. Kształtowałem ich i teraz mam pewność, że mogę powierzyć im różnego rodzaju zadania, z których wywiązują się z dobrym efektem.

Jak wygląda pana współpraca z operatorem? Zakładam, że ma pan w głowie wizualną stronę swojego filmu.

Oczywiście trzeba mieć jakąś podstawową wizję, ale chodzi o to, żeby ją wcielić w życie. A to już rola operatora. Mogę oczywiście mu coś podpowiedzieć, lecz to on jest osobą, która tę wizję kształtuje. Jeżeli pracuję ze studentem, którego znam od pierwszego roku, to wiem, na co go stać, czego mogę od niego oczekiwać. Tym tropem staram się podążać. Operator ma duży artystyczny wpływ na film, podobnie zresztą jak każdy inny członek ekipy. Nie lekceważę żadnego głosu, czy będzie to głos operatora, oświetlacza czy dyżurnego planu. Korzystam z tych podpowiedzi i zawsze wygrywam.

Znany jest pan z tego, że w swoich filmach przedkłada obraz ponad słowo.

Forma w filmie jest rzeczą podstawową. Tworzy jego styl, bez formy filmu nie ma. Człowiek, który ją lekceważy, stawia się na straconej pozycji. Choć oczywiście zdarzają się przypadki, że film ma formę amatorską, jest nieostry, a przemówi do widza. Ale to rzadkość. Trzeba budować narrację w taki sposób, żeby ciąg obrazów mógł opowiedzieć historię bez pomocy komentarza. Opowieść za pomocą obrazu to najczystsza sztuka filmowa. Nie potrzebujemy wtedy wskazywać widzowi konkretnych rzeczy, dawać mu jakichś podpowiedzi. Podczas pracy nad tym filmem pomagał mi Krzysztof Materna, który w sposób, jaki mi odpowiadał, a więc powściągliwy, potraktował sprawę komentarza zza kadru. Użył jak najmniej słów, ale za każdym razem one coś znaczyły.
Kuba Armata
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja:  26.06.2015
Zobacz również
fot. Marcin Warszawski/ SFP
"Obiekt" wyróżniony na Słowacji
Twórcy "Królowej ciszy" i Sławomir Idziak nagrodzeni w Niemczech
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll