PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  29.07.2012

Z Lavem Diazem rozmawia Magdalena Bartczak.

Lav Diaz jest czołowym przedstawicielem nowego kina filipińskiego. Bezkompromisowy wizjoner zadebiutował w 1998 roku, nakręcił kilkanaście filmów, z których dwa ostatnie: „Century of Birthing” (2011) i „Florentina Hubaldo, CTE” (2012) można było obejrzeć we Wrocławiu. Jest nie tylko reżyserem i scenarzystą, ale także operatorem, montażystą i producentem swoich filmów. W swojej twórczości mierzy się z kolonialną przeszłością narodu, często sięgając po tematykę pamięci i przepracowywania historycznych traum. Jego monumentalne dzieła przesuwają granice kina, zmuszając widza do odsłaniania kolejnych warstw czasu i konfrontowania się z wielością fantazji i wyobrażeń. Wielogodzinne epickie freski wymagają od odbiorcy cierpliwości, ale potrafią ją szczodrze wynagrodzić – tworzy bowiem kino, które zostaje w pamięci na zawsze. Lav Diaz był jurorem Konkursu Głównego na 12. Festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty. 

Portalfilmowy.pl: Jak wyglądały pańskie początki pracy reżyserskiej?

Lav Diaz: Zawsze marzyłem, żeby zostać filmowcem. Chodziłem na warsztaty i kursy reżyserii, gdzie wszystkiego trzeba było uczyć się w ekspresowym tempie. Tam miałem okazję pierwszy raz w życiu trzymać w ręku kamerę i zobaczyć, jak wygląda praca na planie. Zacząłem też próbować sił w pisaniu scenariuszy.


Kadr z filmu "Florentina Hubaldo", fot. NH

PF: Były to scenariusze do filmów akcji, a więc kina dalekiego od uprawianej obecnie estetyki…

LD: W młodości wygrałem konkurs dla scenarzystów. Wkrótce potem ja i mój znajomy zostaliśmy zaproszeni do napisania scenariusza dla pewnego większego projektu. To była świetna okazja, aby zobaczyć jak wygląda praca na planie i organizacja produkcji filmowej. Pisałem też scenariusze do seriali, programów dla dzieci i filmów telewizyjnych – niektóre z nich były filmami akcji.

PF: Jest pan nie tylko reżyserem i scenarzystą, ale też kompozytorem i poetą. Do czego porównałby pan swoje kino, do muzyki czy poezji?

LD: To wszystko powinno płynnie się ze sobą przenikać. W kinie, jakie teraz uprawiam, wszystko wydaje się organiczne. A praca nad każdym moim projektem jest zwykle długim procesem. Najpierw odwiedzam miejsca, gdzie planuję nakręcić film, tam rodzi się koncepcja filmu. Zawsze wszystko zaczyna się od miejsca.

PF: Zatem na samym początku kina zawsze jest przestrzeń?

LD: Tak, choć czasem inspiracja przychodzi z innej strony – na przykład w czasie snu, na chwilę przed przebudzeniem. W ten sposób znalazłem pomysł na „Florentinę Hubaldo”: przyśniło mi się trzech mężczyzn kopiących dół – ich obraz był nagłym objawieniem. Z tej wizji zrodził się pomysł na film, a trzy tygodnie później byliśmy już na planie. Z kolei inspiracja do mojego wcześniejszego filmu, "Century of Birthing" zrodziła się z moich życiowych doświadczeń – od lat mam problemy z realizacją od dawna planowanej produkcji, „Woman of the Wind”. Stąd wzięła się koncepcja na film o kręceniu filmu, a jedną z głównych postaci uczyniłem reżysera zmagającego się z trudnościami pracy na planie.

PF: Podobnie jak filmowy Homer nie kręci pan scen w porządku chronologicznym?

LD: To prawda, kręcenie filmu jest dla mnie jak malowanie obrazów lub improwizacja w muzyce – w tym samym czasie pojawia się wiele różnych pomysłów i emocji, za którymi spontanicznie podążam i które później w naturalny sposób składają się w harmonijną całość. Właśnie tak według mnie rodzi się kino – inspiracje mogą pochodzić z wielu stron, czasem tylko trzeba na nie trochę poczekać.

PF: Czy w związku z tym pracuje pan według gotowego scenariusza czy też improwizuje pan na planie?

LD: Zawsze pracuję ze scenariuszem, staram się być jak najbardziej konkretny, gdy charakteryzuję swoje postaci, także scenariusz powinien być precyzyjny i spójny. Ale na planie aktorzy mają pełną dowolność interpretacji. Między innymi dlatego decyduję się na długie ujęcia. Pragnę dać im wolną rękę, aby spokojnie rozwijali swoje historie i nadawali postaciom autentyzmu.

PF: Kiedy myślę o pańskiej twórczości, widzę w niej kino w stanie czystym – jego odbiór przynosi nie tylko doświadczenie estetyczne, lecz także metafizyczne. Jak osiąga się tę czystość?

LD: Przede wszystkim poszukuję w kinie prawdy – ona jest dla mnie podstawowym celem. Staram się znajdować wizualne odpowiedniki tego, co chcę opowiedzieć i długo zastanawiam się, jakie obrazy będą najtrafniej przedstawiać wprowadzany temat. Nie jest to łatwe, ale gdy udaje się ten cel osiągnąć, to daje to poczucie wyzwolenia.

PF: Kilka lat spędził pan w Nowym Jorku. Co to panu dało?

LD: W moim życiu zmieniło się wszystko. Przeprowadziłem się tam, bo potrzebowałem pieniędzy i chciałem wyżywić swoją rodzinę. Gdy wcześniej próbowałem pracować w Manili, czułem się stłamszony, a przeprowadzka do Nowego Jorku mnie wyzwoliła. Zobaczyłem ludzi, którzy robili filmy samodzielnie, wyposażeni tylko w lekką kamerę 16mm. Poznałem artystów, którzy pracowali całkowicie niezależnie. To miasto zaszczepiło we mnie poczucie wolności i poczucie, że samodzielna praca poza studiem jest możliwa. W tym sensie Nowy Jork przyniósł mi objawienie.

PF: Czy bierze pan pod uwagę oczekiwania publiczności?

LD: Szczerze? W ogóle o tym nie myślę. Pracując nad filmem, myślę tylko o kinie. Nie biorę pod uwagę potrzeb rynku, choć potrafię zrozumieć tych, którzy myślą o produkcji w kategoriach komercyjnych. Ale sam wolę nie myśleć o kinie jak o produkcie. I jestem ze swoich wyborów zadowolony – nikt nie może na to wpłynąć i tego zmienić.

PF: Pańskie filmy wyglądają jak zamierzony cykl, mający reinterpretować kolonialną przeszłość Filipin i pokazać mentalność ich mieszkańców.

LD: Każdy reżyser robi filmy o tym, co jest mu najbliższe. Miejsce, z którego pochodzi, w dużej mierze kształtuje jego perspektywy myślenia, podejście do rzeczywistości oraz wizję rzeczywistości. Pochodząc z Filipin czuję, że spoczywa na mnie odpowiedzialność za opowiadanie o tej części świata. Nie mogę od tego uciec.

Magdalena Bartczak
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  30.07.2012
Zobacz również
Nowe Horyzonty: Roman Gutek o Festiwalu i multipleksie
5.rocznica śmierci gigantów kina
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll