Oglądając "Sztuczki" czy "Imagine", wydaje się, że dla pana kino jest snem. W „Pewnego razu w listopadzie…” staje się rzeczywistością. Dlaczego zdecydował się pan opowiedzieć o Warszawie 2013 roku?
Już w pierwszym filmie, czyli „Pogłosie” opowiedziałem o temacie
społecznym. We wszystkich następnych również byłem zanurzony w realności. „Zmruż
oczy” rozgrywało się w zniszczonym pegeerze. W „Sztuczkach” pokazałem do bólu
prawdziwy Wałbrzych. Z kolei "Imagine" opowiada o niewidomych i technikach,
których rzeczywiście używają. Moje kino lubi czerpać z rzeczywistości i
dokumentalne zdjęcia dobrze się wpasowują. W szczególności w najnowszym filmie.
Żywioł, jakim jest narodowa gorączka to niezwykle ciekawe zjawisko, ale nie da
się go zainscenizować, bo nawet za miliony dolarów nie zbudujemy planu, gdzie
statyści będą mieli prawdziwe emocje na twarzach. Realistyczne zdjęcia nie
zabijają poezji, która pojawiała się w moich wcześniejszych filmach. To mój
naturalny język.
Agata Kulesza i Grzegorz Palkowski w filmie "Pewnego razu w listopadzie...", fot. Kino Świat
Opiera pan „Pewnego razu w listopadzie…” na zdjęciach dokumentalnych z prawdziwych wydarzeń, działań agresywnych bojówkarzy.
Część tych zdjęć została nakręcona podczas zamieszek. Widzimy je z bardzo bliska. Nic nie zastąpi takiej perspektywy. Spotykamy się spojrzeniem z ludźmi, którzy mają twarze zasłonięte kominiarkami. Tylko wtedy rozumiemy, co się tam działo. W czasie tych zdjęć Tomas Rafa dostał kostką brukową w głowę i miał dziurę w kasku. Prawda detalu jest niezwykle ważna. Kiedy potem pokazujemy obrazy całego śródmieścia w epickiej skali, lepiej rozumiemy, co przedstawiają.
Ogromna siła maszerujących skonfrontowana jest z bezsilnością anarchistów mieszkających w squocie.
Nie tylko anarchistów – widzimy też niezaangażowanych przechodniów, a także naszych bohaterów, Mamusię i Mareczka, który tego dnia jest gościem na squacie. Tak, chcemy skonfrontować skalę zdarzeń. Rozpiętość między prawdziwymi emocjami w zbliżeniach ludzi a żywiołem i emocjami wielotysięcznego tłumu – to temat filmu.
Czy taka perspektywa jest pana wizją rzeczywistości?
Pokazuję to, co widziałem na własne oczy. To nie jest jakaś moja wizja. To fragment rzeczywistości utrwalony dokumentalnie. Rzeczywistość stawia nas przed wielkimi wyzwaniami. Podobnie, jeśli chodzi o głównego bohatera filmu – Mareczka. On musi dojrzeć i stać się facetem, żeby stawić temu czoła.