Albert Kiciński: Czy warto w erze globalizacji opowiadać o przyjaźni?
Filip Zylber: Myślę, że tak, bo oprócz miłości to najważniejszy rodzaj relacji w życiu człowieka. Przyjaźń jest nawet trudniejsza niż miłość, bo wymaga od człowieka więcej poświęcenia. Poza tym obrażanie się na przyjaciela bardzo dużo kosztuje. Z żoną można wziąć rozwód, a z przyjacielem nie bardzo. Prawdziwa przyjaźń przecież potrafi przetrwać wszystkie przeciwności losu – nawet te, przy których małżeństwo polegnie. Myślę, że warto mieć przyjaciół – po prostu. Tak jak mówi tytuł mojego filmu.
Czym dla pana jest przyjaźń?
Wymaga zaangażowania wobec drugiej osoby – miło upływu czasu spotykamy się ze sobą, rozmawiamy, przechodzimy razem przez sytuacje radosne, ale też i trudne. Ważne, żeby rozumieć problemy przyjaciela. Przychodzi do mnie bliska osoba, zwierza się z dramatycznych przeżyć. Co ja robię? Nie zbywam jej, tylko staram się doradzić. Ważne jest, żeby słuchać ludzi i być gotowym do pomocy.
W pana filmie pojawiają się różne odcienie przyjaźni, m.in. między człowiekiem starszym i młodym, między grupą kumpli, którzy od czasów szkolnych wyjeżdżają na wspólne wycieczki. Czy któryś z tych wątków jest panu szczególnie bliski?
Najbliższa jest mi ta grupa przyjaciół. Mam też kilku kumpli, z którymi tworzyliśmy w miarę zwartą ekipę przez wiele, wiele lat. Z upływem czasu niektóre z tych relacji ulegają osłabieniu. Zresztą jestem kilka kroków dalej w życiu, bo mam więcej lat niż moi bohaterowie w filmie. Kiedy przychodzi czas na założenie rodziny, wychowanie dzieci – pewne przyjaźnie odchodzą w zapomnienie. Ale pojawiają się też nowe. Są też takie, które mimo rozluźnieniu, trwają nadal. Ja też mam osoby, do których mogę się zwrócić nawet po roku od ostatniego spotkania. Mam przyjaciela, z którym przyjaźnię się od ósmej klasy szkoły podstawowej. On teraz mieszka w innym mieście. Zawsze dzwonimy do siebie na święta, a jak przyjeżdżam do Łodzi, to za każdym razem się spotykamy i rozmawiamy. Jakby nie było tej przerwy w kontakcie. A przecież od naszego pierwszego spotkania minęło masę lat.
Czyli nie ma krótkotrwałych przyjaźni.
Wtedy to są tylko znajomości.
Opowiedział pan bardzo wzruszającą historię, która zapewne u wielu widzów wywoła śmiech i łzy zarazem. „Po prostu przyjaźń” można spokojnie zaklasyfikować jako tragikomedię.
Chciałbym wywołać u widza te uczucia. To jest przede wszystkim film o przyjaźni, a w przyjaźni zdarzają się wzloty i upadki. Myślę, że wszyscy znajdą w nim coś dla siebie – bo jest i do śmiechu, i do płaczu.