Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Z autorami filmu „Hel”, Pawłem Tarasiewiczem i Katią Priwieziencew, w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 8/2016), rozmawia Anna Bielak. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 10 sierpnia.
Anna Bielak: Fabuła filmu "Hel" opiera się na relacji między prawdą a fałszem, fikcją a rzeczywistością. Dlaczego ta metafilmowa gra tak was interesuje?
Katia Priwieziencew: Atrybutem jednego z głównych bohaterów filmu jest wariograf. Kail (Marcin Kowalczyk) oraz jego wykrywacz kłamstw pojawili się jako pierwsi i inspirowali nas podczas konstruowania fabuły i postaci. Dzięki nim na Helu pojawił się pisarz, który tworzy świat oraz postaci w swoim scenariuszu, i z racji zawodu miesza fikcję z rzeczywistością. Relacja tych dwóch bohaterów, gra, która toczy się między nimi i między prawdą a kłamstwem, stała się osią filmowej intrygi. Śledztwo w sprawie morderstwa, które miało miejsce w okolicy, jest tylko gatunkowym tłem dla tej historii.
Paweł Tarasiewicz: Fascynują nas filmy, które pozwalają wejść widzowi w obcy mu, oryginalny świat. Chcieliśmy go zbudować w „Helu”. Akcja nie toczy się w Polsce lat 90., a sportretowany w filmie półwysep nie przypomina miejsca znanego nam z wakacyjnych pocztówek. Zależało nam na zatarciu granicy między rzeczywistością mierzei a światem przez nas wymyślonym, oraz między miejscem pokazanym na ekranie a tym, który w swoim scenariuszu opisuje Jack.
Kim jest Jack?
K.P.: Jacka gra Philip Lenkowsky, którego charakterystyczna twarz idealnie oddaje osobowość tajemniczego gościa, artysty, może mordercy – scenarzysty, o jakim nie dowiemy się za dużo, bo nigdy nie da nam dostępu do swoich myśli.
To bohater, który jest niespełna rozumu?
P.T.: Może (śmiech). Może dlatego, że staje się częścią i ofiarą swojej własnej historii?
K.P.: Jack jest pisarzem u schyłku kariery. I zadaje sobie dziesiątki pytań. Jak daleko jest się w stanie posunąć, żeby zawalczyć o to, co czuje i co kocha? Na ile jego działanie jest szaleństwem, na ile walką o realną sprawę? Do jakiego stopnia karmimy się marzeniami, które nigdy się nie spełnią? Czy jesteśmy w stanie obiektywnie spojrzeć na siebie i własną sytuację?
Pytania, które stawia artysta u schyłku, można postawić też debiutantowi.
P.T.: "Hel" jest efektem kolektywnej pracy ekipy złożonej wyłącznie z debiutantów!
Zdecydowaliście się jednak pracować na taśmie filmowej. To ryzykowne posunięcie, kiedy nie ma się dużego doświadczenia w pracy na planie.
P.T.: Wszystkie swoje krótkie filmy realizowane w Szkole Filmowej w Łodzi kręciłem na taśmie. A ci, którzy na naszym planie po raz pierwszy w życiu z nią pracowali, mieli do niej ogromny szacunek. Zdecydowaliśmy się kręcić na taśmie, bo postawiliśmy duży nacisk na stronę wizualną filmu. Używaliśmy taśm różnych firm i z różnych roczników, barwnych i czarno-białych, 35mm i 16mm. W 2012 roku, kiedy zaczynaliśmy prace nad filmem, mogliśmy je uzbierać za darmo w domach produkcyjnych, co dziś byłoby już pewnie niemożliwe. Głównych operatorów było trzech (Paweł Tarasiewicz, Clemence Thurninger i Joaquin del Paso – przyp. A.B.), ale przez plan przewinęło się też 21 studentów kierunków operatorskich ze szkół w Łodzi i Katowicach. Kręciliśmy dwiema kamerami wypożyczonymi z PWSFTviT i od Panavision. Operatorom, którzy przyjeżdżali na plan, dawaliśmy po puszce taśmy, filtry i wolną rękę, by kręcić plenery. Zależało nam na tym, żeby Hel był bohaterem filmu i chcieliśmy zobaczyć, co wyjdzie z takiego eksperymentu.
Katia Priwieziencew: Atrybutem jednego z głównych bohaterów filmu jest wariograf. Kail (Marcin Kowalczyk) oraz jego wykrywacz kłamstw pojawili się jako pierwsi i inspirowali nas podczas konstruowania fabuły i postaci. Dzięki nim na Helu pojawił się pisarz, który tworzy świat oraz postaci w swoim scenariuszu, i z racji zawodu miesza fikcję z rzeczywistością. Relacja tych dwóch bohaterów, gra, która toczy się między nimi i między prawdą a kłamstwem, stała się osią filmowej intrygi. Śledztwo w sprawie morderstwa, które miało miejsce w okolicy, jest tylko gatunkowym tłem dla tej historii.
Paweł Tarasiewicz: Fascynują nas filmy, które pozwalają wejść widzowi w obcy mu, oryginalny świat. Chcieliśmy go zbudować w „Helu”. Akcja nie toczy się w Polsce lat 90., a sportretowany w filmie półwysep nie przypomina miejsca znanego nam z wakacyjnych pocztówek. Zależało nam na zatarciu granicy między rzeczywistością mierzei a światem przez nas wymyślonym, oraz między miejscem pokazanym na ekranie a tym, który w swoim scenariuszu opisuje Jack.
Kim jest Jack?
K.P.: Jacka gra Philip Lenkowsky, którego charakterystyczna twarz idealnie oddaje osobowość tajemniczego gościa, artysty, może mordercy – scenarzysty, o jakim nie dowiemy się za dużo, bo nigdy nie da nam dostępu do swoich myśli.
To bohater, który jest niespełna rozumu?
P.T.: Może (śmiech). Może dlatego, że staje się częścią i ofiarą swojej własnej historii?
K.P.: Jack jest pisarzem u schyłku kariery. I zadaje sobie dziesiątki pytań. Jak daleko jest się w stanie posunąć, żeby zawalczyć o to, co czuje i co kocha? Na ile jego działanie jest szaleństwem, na ile walką o realną sprawę? Do jakiego stopnia karmimy się marzeniami, które nigdy się nie spełnią? Czy jesteśmy w stanie obiektywnie spojrzeć na siebie i własną sytuację?
Pytania, które stawia artysta u schyłku, można postawić też debiutantowi.
P.T.: "Hel" jest efektem kolektywnej pracy ekipy złożonej wyłącznie z debiutantów!
Zdecydowaliście się jednak pracować na taśmie filmowej. To ryzykowne posunięcie, kiedy nie ma się dużego doświadczenia w pracy na planie.
P.T.: Wszystkie swoje krótkie filmy realizowane w Szkole Filmowej w Łodzi kręciłem na taśmie. A ci, którzy na naszym planie po raz pierwszy w życiu z nią pracowali, mieli do niej ogromny szacunek. Zdecydowaliśmy się kręcić na taśmie, bo postawiliśmy duży nacisk na stronę wizualną filmu. Używaliśmy taśm różnych firm i z różnych roczników, barwnych i czarno-białych, 35mm i 16mm. W 2012 roku, kiedy zaczynaliśmy prace nad filmem, mogliśmy je uzbierać za darmo w domach produkcyjnych, co dziś byłoby już pewnie niemożliwe. Głównych operatorów było trzech (Paweł Tarasiewicz, Clemence Thurninger i Joaquin del Paso – przyp. A.B.), ale przez plan przewinęło się też 21 studentów kierunków operatorskich ze szkół w Łodzi i Katowicach. Kręciliśmy dwiema kamerami wypożyczonymi z PWSFTviT i od Panavision. Operatorom, którzy przyjeżdżali na plan, dawaliśmy po puszce taśmy, filtry i wolną rękę, by kręcić plenery. Zależało nam na tym, żeby Hel był bohaterem filmu i chcieliśmy zobaczyć, co wyjdzie z takiego eksperymentu.
Anna Bielak
Magazyn Filmowy SFP 08/2016
Ostatnia aktualizacja: 4.08.2016
fot. Kino Świat
Premiera i nowy zwiastun "Ostatniej Rodziny"
"Aktorzy Polscy" z nominacją do Dobrego Wzoru 2016
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024