PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Na Dwóch Brzegach odbył się specjalny pokaz zremasterowanej wersji thrillera kryminalnego „Zabij mnie, glino”. Wieczorna rozmowa z reżyserem dotyczyła jednak nie tylko tego filmu...
Po łódzkiej Szkole Filmowej, którą ukończył pod koniec lat 70. XX wieku  - jak sam wspominał – postanowił przede wszystkim opanować rzemiosło reżyserskie. - Kompletnie nie wiedziałem jednak, o czym mógłbym zrobić film. To był 1979 rok. A ja nie miałem ochoty pokazywać PRL-owskiej rzeczywistości. Wymyśliłem sobie wtedy, że zrealizuję musical – opowiadał Jacek Bromski. Tak powstała "Alicja", która była zagraniczną koprodukcją angielsko-belgijsko-polską. Napisał do niej scenariusz (z Jerzym Gruzą) oraz teksty piosenek, a Henri Seroka skomponował do nich muzykę. Podobnie jak do „Zabij mnie, glino” oraz do wielu innych dzieł, które wyreżyserował obecny prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich ("Sztuka kochania", "Kuchnia polska", "To ja, złodziej", "Dzieci i ryby", "Kariera Nikosia Dyzmy", "U Pana Boga za piecem", "Kochankowie roku tygrysa", "U Pana Boga w ogródku"). 
 
Jacek Bromski i Grażyna Torbicka podczas spotkania na Dwóch Brzegach. Fot. Krzysztof Wójcik.

Bogusław Linda jako filmowy macho


Do nakręcenia "Zabij mnie, glino" (oprócz oczywistej chęci reżysera do zmierzenia się z kinem gatunkowym) sprowokował Jacka Bromskiego artykuł znanego krytyka filmowego Krzysztofa Mętraka. - Napisał kiedyś, że kryminały w Polsce nie udają się, bo przez pierwsze pół godziny starają się pokazać, skąd bandyta zdobył rewolwer. Tak jest w skądinąd dobrym filmie Marka Piwowskiego "Przepraszam, czy tu biją?". Dlatego w moim filmie bandyta od początku ma rewolwer – mówi Jacek Bromski.
Przyznaje, że kiedy pisze jakiś scenariusz filmowy to od razu wyobraża sobie, kto mógłby w nim zagrać. W przypadku "Zabij mnie, glino" w głównej roli widział Daniela Olbrychskiego. Ten mu jednak odmówił, ponieważ w tym samym czasie miał już zaplanowane zdjęcia do zagranicznej produkcji, z których nie chciał zrezygnować. - Wtedy pomyślałem o Bogusławie Lindzie, który notabene wówczas nikomu nie kojarzył się z wizerunkiem typowego macho. Wszystkie jego poprzednie role były zupełnie inne. To była jego pierwsza tego typu, filmowa kreacja. Dopiero później pojawiły się "Psy" - opowiadał Jacek Bromski.

Jacek Bromski. Fot. Krzysztof Wójcik.

Jak tu ominąć cenzurę?

- Wówczas nie robiło się filmów z udziałem Milicji Obywatelskiej, ale trudno zrealizować kryminał bez policjantów i złodziei. W związku z tym od początku mrugałem w stronę widza, sugerując mu, że rzeczywistość, jaką widzi na ekranie jest niby polska, ale tak naprawdę jest to rzeczywistość wykreowana na potrzeby tego filmu – tłumaczył Jacek Bromski. Stąd m.in. w "Zabij mnie, glino" milicjanci siedzieli w specjalnie wybudowanych, wzorowanych na amerykańskich, boksach. Jedli burgery, których w ówczesnej Polsce jeszcze nie było. W telewizji nadawano trzy programy, a w PRL-u były przecież tylko dwa. Były też reklamy telewizyjne, których u nas wtedy w ogóle jeszcze nie było. - To się jednak troszkę na nas zemściło. Po obejrzeniu tego thrillera kryminalnego ówczesny komendant MO był bowiem przekonany, że u niego również są tak dobrze wyposażone samochody, jakie zobaczył na ekranie – żartował reżyser.
Jednak w trakcie realizacji "Zabij mnie, glino" ekipie filmowej nie zawsze było do śmiechu. Problem był już z samym jego tytułem. Ówczesny minister kultury domagał się wykreślenia słowa „glino”. Jak z tego wybrnięto? Pomógł przypadek. - Zgłosił się do mnie dziennikarz z milicyjnego magazynu „W służbie narodu” z pytaniem, czy mógłby napisać reportaż z planu naszego filmu. Zgodziłem się, ale pod jednym warunkiem. Żeby tytuł materiału brzmiał "Zabij mnie, glino". I tak też się stało. Kiedy na kolaudacji znowu skrytykowano mnie za to, że nie zmieniłem tytułu, pokazałem ten reportaż i problem zniknął – wspominał Jacek Bromski. Film miał też problem z cenzurą milicyjną. Pierwszy komendant główny MO odrzucił film. Wkrótce jednak... zmarł na serce. Jego następca nie miał już na szczęście takich wątpliwości. Kinowa premiera "Zabij mnie, glino" odbyła się na początku czerwca 1988 roku. Na Dwóch Brzegach widzowie obejrzeli jego zremasterowaną wersję.
 
 Jacek Bromski. Fot. Krzysztof Wójcik.

Czarujące Podlasie


Spotkanie poświęcone jednemu filmowi niepostrzeżenie przeobraziło się w mini-spowiedź bez wątpienia jednego z najciekawszych twórców polskiego kina.
Po przełomie 1989 roku większość reżyserów rzuciła się na tematy, które były wcześniej zakazane. Ja postanowiłem, że nakręcę film „Kuchnia polska” - kontynuował swoją opowieść Jacek Bromski. Film nie odniósł jednak spektakularnego sukcesu, co przyznał również sam reżyser. Inaczej stało się z dwiema innymi produkcjami, choć przerwa w ich realizacji trwała blisko dekadę. Chodzi oczywiście o filmy: „U Pana Boga za piecem” oraz „U Pana Boga w ogródku”. Inspiracją do zrobienia obu dzieł, a później również serialu, stali się dla Jacka Bromskiego lokalni aktorzy występujący w białostockim Teatrze Lalek. Pojechał kiedyś na ich przedstawienie. - Zachwyciły mnie ich niezwykła naturalność i urok oraz ta niezwykła gwara białostocka. To jest język pełen emocji. Tam nie można skłamać – zdradził reżyser. Przypomniał sobie również wtedy jeden fragment z „Dzienników” Marii Dąbrowskiej, w którym pisze ona o samowystarczalnej i jakże bogatej kulturowo i duchowo prowincji. - Razem z Ryszardem Lenczewskim postanowiliśmy, że zrobimy film o takiej lokalnej społeczności. To był swego rodzaju eksperyment. Nikt wcześniej czegoś takiego u nas nie nakręcił. Dopiero potem zaczęły powstawać takie seriale jak „Plebania” czy „Ranczo”, ale to my przetarliśmy szlak – podkreślał z satysfakcją Jacek Bromski

Jestem dyrygentem


- Praca reżysera jest bardzo podobna do tego, co robi dyrygent. W filmie, tak samo jak w muzyce, trzeba przede wszystkim trzymać rytm, który jest bardzo ważny w późniejszym odbiorze dzieła. Równie istotne jest to, żeby wszyscy grali w tej samej tonacji – podkreśla. Należy do tych filmowców, którzy tworząc jakiś film od razu myślą, kto mógłby znaleźć się na tzw. liście płac. Nie zawsze to się  oczywiście udaje, ale – co sam przyznał podczas spotkania na Dwóch Brzegach – "Anatomia zła" w ogóle by nie powstała, gdyby odtwórcy głównych ról, Krzysztof Stroiński i Marcin Kowalczyk, nie zdecydowali się w nim wystąpić. - Zawsze mam jakieś wyobrażenie, jak wybrani przeze mnie aktorzy mają grać, ale na planie przede wszystkim staram się im nie przeszkadzać. Mam taki ulubiony cytat z Woody'ego Allena, który powiedział kiedyś: „Nie po to płacę aktorom, żeby im mówić, jak mają grać”. Jak już kogoś zaangażuję do filmu, to głównie pilnuję, żeby nie zszedł poniżej moich oczekiwań. A jestem bardzo zadowolony, jeżeli dołoży od siebie dużo więcej niż ja sam sobie wyobrażałem – zdradził prezes SFP. Przyznał też, że miał wielkie szczęście w życiu, bo nigdy nie musiał robić w filmie czegoś, czego nie chciał.
Marcin Zawiśliński
SFP
Ostatnia aktualizacja:  3.08.2016
Zobacz również
fot. Krzysztof Wójcik
„Trzy kolory: Czerwony” – główny obraz retrospektywy filmów Kieślowskiego
Polskie filmy na 69. Festiwalu w Locarno
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll