Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Z Waldemarem Krzystkiem, reżyserem filmu „Fotograf”, w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 1/2015), rozmawia Andrzej Bukowiecki. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 15 stycznia.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że za najbardziej wartościowe uważasz w „Fotografie” to, co „wystaje” poza granice gatunku. Czy mógłbyś rozwinąć tę myśl?
W „Fotografie” sposób opowiadania fabuły jest dostosowany do wymagań gatunku: kryminału, thrillera, ale uwzględnia też podjętą przeze mnie próbę poszerzenia ram gatunkowych, bo… tego wymagał cel nadrzędny. Pracując z Krzysztofem Kopką nad scenariuszem, nie poszliśmy w kierunku filmu, którego wartość sprowadzałaby się tylko do zbudowanej, nawet najbardziej inteligentnie intrygi sensacyjnej. Uznaliśmy, że film ma przykuwać uwagę, trzymać w napięciu, zaciekawiać oczekiwaniem na ciąg dalszy, ale nie tylko. Wykorzystaliśmy formułę gatunku do prześwietlenia problemu prawdy. Niby nic nowego: przecież w kryminałach chodzi o to, żeby odkryć prawdę, na przykład, kto jest mordercą. Tyle że w „Fotografie” doszedł określony kontekst historyczny. Pytanie: „Gdzie leży prawda?” nabiera specyficznego wydźwięku, kiedy opowiadamy o Związku Radzieckim. Tam tylko organ prasowy partii komunistycznej nosił tytuł „Prawda”, ale na co dzień, prawdy w tym kraju nie było za grosz, zresztą tak samo, jak obecnie. Z zagadnieniem prawdy konfrontujemy też postacie żyjące w dzisiejszej Rosji. Natasza, młoda moskiewska policjantka, dąży do prawdy i głosi ją w sposób bezkompromisowy, choć płaci za taką postawę najwyższą cenę. Natomiast dla jej przełożonego, majora Lebiadkina, który, sądząc po wieku, mógł zostać policjantem jeszcze za komuny, a w każdym razie ją pamięta, prawda się nie liczy. Dla tego oportunisty i piekielnie inteligentnego pragmatyka istnieją tylko procedury, z których korzysta, aby osiągnąć cel. Tak więc w „Fotografie” posługujemy się konwencją thrillera, jako wehikułem opowieści o kondycji ludzkiej, o tym, co znaczy prawda w życiu człowieka. Próbujemy też odpowiedzieć na pytanie, jakie ma ona znaczenie w historii i współczesności narodu i państwa. Film pokazuje, do czego może dojść, gdy prawdę wyprze kłamstwo.
Czy odmienny stosunek Nataszy i Lebiadkina do prawdy odtworzył się w znakomicie kreujących te postacie aktorach – Tatianie Arntgolds i Aleksandrze Baluevie? Można sobie wyobrazić, że młoda aktorka, wcielając się w Nataszę, sama poznawała prawdę o mrocznej przeszłości swego kraju. Z kolei doświadczony i znacznie starszy od niej Baluev mógł swą interpretacją roli, swą grą, niejako sankcjonować tę przeszłość, być może mówiąc sobie w duchu: „No, cóż tak było…”
Baluev nie rozgrzesza komunizmu, zna go i pamięta, ale nie ma do tych czasów stosunku nostalgicznego – czegoś go jednak okres, w którym czytano „Prawdę”, nauczył. Nie wierzy w prawdę, nie wierzy w nic na sto procent – bo tak jest bezpiecznie. Co do Tatiany – zgoda. Wiedza, czy raczej niewiedza, historyczna, zarówno jej, jak i innych młodych ludzi, zresztą w Polsce także, woła o pomstę do nieba. Nikt z nich nie wiedział, na przykład, co to jest psychuszka. Trzeba coś z tym zrobić, bo w przeciwnym razie młodzi ludzie będą zawsze podatni na manipulację. Niewiedza nie jest żadnym usprawiedliwieniem! Naród, który zapomniał o swojej historii, będzie ukarany, przeżywając ją jeszcze raz.
Część akcji filmu rozgrywa się w byłej siedzibie dowództwa Północnej Grupy Wojsk Radzieckich w Legnicy. Czy nie obawiałeś się, że powrót do scenerii znanej z twojej „Małej Moskwy” grozi wtórnością?
"Fotograf" to zupełnie inny film, to było jasne od początku. Też dzieje się w Legnicy, ale historia tego miasta jest tak bogata i różnorodna, że nie wymusza odgrzewania starych kotletów, jest źródłem ciągle świeżych inspiracji. Kiedyś zapytano mnie, dlaczego w Polsce robi się tak mało thrillerów i przeważnie się nie udają. Odpowiedziałem, że w wielu udanych zagranicznych filmach tego gatunku istotną rolę odgrywa jakaś tajemnicza wyspa, czy inne odludne miejsce. Dochodzi tam do intrygujących sytuacji, bowiem w takiej scenerii może zdarzyć się wszystko W pierwszej chwili pomyślałem, że w Polsce nie ma takich wysp, nie ma takich miejsc, hen daleko na odludziu, bo u nas wszędzie jest blisko. Można oczywiście wymyślić wyspę czy inna głupotę, ale wtedy i film będzie bujdą na resorach. Potem uprzytomniłem sobie, że w przeszłości polskimi tajemniczymi wyspami były właśnie garnizony, w których stacjonowała armia radziecka. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje za murami i zasiekami, którymi legnicki garnizon był odgrodzony od pozostałej części miasta. Dochodziły słuchy, że działy się rzeczy straszne. Straszniejsze od tych, które pokazałem w „Małej Moskwie”. Tak przynajmniej wynikało z wiadomości otrzymanej po premierze filmu od byłego radzieckiego prokuratora wojskowego, który służył w Legnicy w tamtych czasach. Człowiek ten nie chce się ze mną spotkać i podać mi numeru swojego telefonu, mimo że od lat jest emerytem i mieszka w Australii. Postanowiłem więc uczynić garnizon Armii Czerwonej w Legnicy tajemniczą wyspą w scenariuszu „Fotografa”. Bo nie wymyśliłem jej sobie – istniała naprawdę. Osadzenie fabuły w realiach historycznych ma ją uwiarygodnić. Podobnie jak nakręcenie filmu w plenerach i wnętrzach naturalnych – ekipa nie wkroczyła do atelier.
W „Fotografie” sposób opowiadania fabuły jest dostosowany do wymagań gatunku: kryminału, thrillera, ale uwzględnia też podjętą przeze mnie próbę poszerzenia ram gatunkowych, bo… tego wymagał cel nadrzędny. Pracując z Krzysztofem Kopką nad scenariuszem, nie poszliśmy w kierunku filmu, którego wartość sprowadzałaby się tylko do zbudowanej, nawet najbardziej inteligentnie intrygi sensacyjnej. Uznaliśmy, że film ma przykuwać uwagę, trzymać w napięciu, zaciekawiać oczekiwaniem na ciąg dalszy, ale nie tylko. Wykorzystaliśmy formułę gatunku do prześwietlenia problemu prawdy. Niby nic nowego: przecież w kryminałach chodzi o to, żeby odkryć prawdę, na przykład, kto jest mordercą. Tyle że w „Fotografie” doszedł określony kontekst historyczny. Pytanie: „Gdzie leży prawda?” nabiera specyficznego wydźwięku, kiedy opowiadamy o Związku Radzieckim. Tam tylko organ prasowy partii komunistycznej nosił tytuł „Prawda”, ale na co dzień, prawdy w tym kraju nie było za grosz, zresztą tak samo, jak obecnie. Z zagadnieniem prawdy konfrontujemy też postacie żyjące w dzisiejszej Rosji. Natasza, młoda moskiewska policjantka, dąży do prawdy i głosi ją w sposób bezkompromisowy, choć płaci za taką postawę najwyższą cenę. Natomiast dla jej przełożonego, majora Lebiadkina, który, sądząc po wieku, mógł zostać policjantem jeszcze za komuny, a w każdym razie ją pamięta, prawda się nie liczy. Dla tego oportunisty i piekielnie inteligentnego pragmatyka istnieją tylko procedury, z których korzysta, aby osiągnąć cel. Tak więc w „Fotografie” posługujemy się konwencją thrillera, jako wehikułem opowieści o kondycji ludzkiej, o tym, co znaczy prawda w życiu człowieka. Próbujemy też odpowiedzieć na pytanie, jakie ma ona znaczenie w historii i współczesności narodu i państwa. Film pokazuje, do czego może dojść, gdy prawdę wyprze kłamstwo.
Czy odmienny stosunek Nataszy i Lebiadkina do prawdy odtworzył się w znakomicie kreujących te postacie aktorach – Tatianie Arntgolds i Aleksandrze Baluevie? Można sobie wyobrazić, że młoda aktorka, wcielając się w Nataszę, sama poznawała prawdę o mrocznej przeszłości swego kraju. Z kolei doświadczony i znacznie starszy od niej Baluev mógł swą interpretacją roli, swą grą, niejako sankcjonować tę przeszłość, być może mówiąc sobie w duchu: „No, cóż tak było…”
Baluev nie rozgrzesza komunizmu, zna go i pamięta, ale nie ma do tych czasów stosunku nostalgicznego – czegoś go jednak okres, w którym czytano „Prawdę”, nauczył. Nie wierzy w prawdę, nie wierzy w nic na sto procent – bo tak jest bezpiecznie. Co do Tatiany – zgoda. Wiedza, czy raczej niewiedza, historyczna, zarówno jej, jak i innych młodych ludzi, zresztą w Polsce także, woła o pomstę do nieba. Nikt z nich nie wiedział, na przykład, co to jest psychuszka. Trzeba coś z tym zrobić, bo w przeciwnym razie młodzi ludzie będą zawsze podatni na manipulację. Niewiedza nie jest żadnym usprawiedliwieniem! Naród, który zapomniał o swojej historii, będzie ukarany, przeżywając ją jeszcze raz.
Część akcji filmu rozgrywa się w byłej siedzibie dowództwa Północnej Grupy Wojsk Radzieckich w Legnicy. Czy nie obawiałeś się, że powrót do scenerii znanej z twojej „Małej Moskwy” grozi wtórnością?
"Fotograf" to zupełnie inny film, to było jasne od początku. Też dzieje się w Legnicy, ale historia tego miasta jest tak bogata i różnorodna, że nie wymusza odgrzewania starych kotletów, jest źródłem ciągle świeżych inspiracji. Kiedyś zapytano mnie, dlaczego w Polsce robi się tak mało thrillerów i przeważnie się nie udają. Odpowiedziałem, że w wielu udanych zagranicznych filmach tego gatunku istotną rolę odgrywa jakaś tajemnicza wyspa, czy inne odludne miejsce. Dochodzi tam do intrygujących sytuacji, bowiem w takiej scenerii może zdarzyć się wszystko W pierwszej chwili pomyślałem, że w Polsce nie ma takich wysp, nie ma takich miejsc, hen daleko na odludziu, bo u nas wszędzie jest blisko. Można oczywiście wymyślić wyspę czy inna głupotę, ale wtedy i film będzie bujdą na resorach. Potem uprzytomniłem sobie, że w przeszłości polskimi tajemniczymi wyspami były właśnie garnizony, w których stacjonowała armia radziecka. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje za murami i zasiekami, którymi legnicki garnizon był odgrodzony od pozostałej części miasta. Dochodziły słuchy, że działy się rzeczy straszne. Straszniejsze od tych, które pokazałem w „Małej Moskwie”. Tak przynajmniej wynikało z wiadomości otrzymanej po premierze filmu od byłego radzieckiego prokuratora wojskowego, który służył w Legnicy w tamtych czasach. Człowiek ten nie chce się ze mną spotkać i podać mi numeru swojego telefonu, mimo że od lat jest emerytem i mieszka w Australii. Postanowiłem więc uczynić garnizon Armii Czerwonej w Legnicy tajemniczą wyspą w scenariuszu „Fotografa”. Bo nie wymyśliłem jej sobie – istniała naprawdę. Osadzenie fabuły w realiach historycznych ma ją uwiarygodnić. Podobnie jak nakręcenie filmu w plenerach i wnętrzach naturalnych – ekipa nie wkroczyła do atelier.
AK
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja: 13.01.2015
fot. materiały prasowe
ScriptFiesta: konkurs scenariuszowy!
„Między nami dobrze jest”: Poszerzanie pola walki
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024