Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Z Albertem Hughesem, który zamierza nakręcić remake „Zabić bobra” Jana Jakuba Kolskiego rozmawia, na łamach nowego numeru „Magazynu Filmowego” (nr 1/2015) rozmawia Artur Zaborski. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 15 stycznia.
Podczas 22. edycji Camerimage po raz kolejny odwiedziłeś Polskę. Chyba lubisz nasz kraj?
Chociaż nie znoszę festiwali filmowych, na ten jeżdżę regularnie od kilku lat. Zacząłem od łódzkiej edycji, teraz bywam w Bydgoszczy. Oczywiście, zwiedziłem też Warszawę. Aktualnie mieszkam w Pradze, więc mam tu stosunkowo blisko. Muszę przyznać, że zdecydowanie wolę Polaków niż Czechów. Jesteście milsi, a poza tym świetnie gotujecie – uwielbiam wasz żurek, to najlepsza zupa świata.
Camerimage to festiwal operatorów. Zdjęcia fascynują cię najbardziej?
Uważam operatorów za większe gwiazdy niż te, które na innych imprezach filmowych chadzają po czerwonym dywanie. Sam jednak zostałem reżyserem ze względu na moje przerośnięte ego. Nie znoszę, kiedy ktoś mówi mi, co mam robić. Lubię mieć kontrolę nad wszystkim. A kino jest świetnym połączeniem wszystkich sztuk: musi w nim współgrać obraz, muzyka, design i tekst, także poetycki. Tylko robiąc film, możesz się wyrazić na każdym obszarze sztuki. Nie zostałem operatorem, ale pracuję z najlepszymi.
Wróćmy do Polski. Steven Spielberg właśnie kręci u nas film. Nie chciałbyś pójść w jego ślady?
Bardzo bym chciał! Zresztą dwa lata temu zakochałem się w polskim filmie "Zabić bobra" Jana Jakuba Kolskiego. Po prostu mnie olśnił. Został ze mną na wiele długich miesięcy. Zadzwoniłem do reżysera i powiedziałem mu, że chcę zrobić remake. Kolski odpowiedział: „Film jest twój. Zrób z nim, co tylko chcesz”. Napisałem więc scenariusz amerykańskiej wersji i wysłałem mu go.
Jak on wygląda w twojej wersji? Jest wierny oryginałowi?
Musiałem zmienić wspomnienia głównego bohatera, w którego u was wcielił się Eryk Lubos, tak, by pasowały do amerykańskich realiów. Jednak kiedy Kolski przeczytał mój tekst, powiedział: „Nie mogę w to uwierzyć! Nie zmieniłeś prawie niczego, to wciąż jest niemal w całości ten sam film. Mój film”. Ale dlaczego miałbym coś zmieniać, skoro to dzieło jest perfekcyjne? Nie zmieniałem dialogów, zostały te same. Chciałem oddać przez to swój szacunek, czym Kolski był bardzo wzruszony. Wracając do twojego poprzedniego pytania – bardzo chciałbym nakręcić ten film u was w Polsce albo w Pradze. Ale na pewno nie w Stanach Zjednoczonych. To amerykański film, ale chcę go produkować tutaj, w Europie.
Jestem szalenie ciekawy, kogo obsadzisz w głównej roli. Dotąd dałeś się poznać jako reżyser współpracujący z wielkimi gwiazdami, jak Mickey Rourke, Adrien Brody czy Johnny Depp.
Mam swoje typy. Chciałbym, żeby tę rolę dostał Michael Fassbender albo Christian Bale. To są prawdziwi aktorzy, a właśnie kogoś takiego potrzeba do wykreowania tej postaci. Poza tym to musi być ktoś, kto zgodzi się zagrać za minimalną gażę albo za darmo. To będzie kino artystyczne, więc nie będę dysponował dużym budżetem. Nikt nie zainwestuje dużych pieniędzy w film, który nie będzie zarabiał. Być może krytycy popchną go w wynikach kasowych, ale nie robię go ze względów komercyjnych.
Jaka jest w takim razie twoja motywacja?
Wiesz, kiedy zobaczyłem ten film po raz pierwszy, nie miałem pojęcia, co z nim zrobić, ani co o nim myśleć. Skupiłem się na jego wykonaniu technicznym, na mistrzowskiej pracy operatora i jego wyjątkowym stylu. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że za kamerą stał sam Kolski. Kiedy sobie to uświadomiłem, zdałem sobie sprawę, jak świetnym jest reżyserem. Panuje nad każdą częścią swojego filmu – nad aktorami, kamerą, scenariuszem i konstrukcją całością. Po projekcji mówiłem wszystkim, że to chory i pokręcony film, który wszyscy bez wyjątku ludzie powinni zobaczyć.
Chociaż nie znoszę festiwali filmowych, na ten jeżdżę regularnie od kilku lat. Zacząłem od łódzkiej edycji, teraz bywam w Bydgoszczy. Oczywiście, zwiedziłem też Warszawę. Aktualnie mieszkam w Pradze, więc mam tu stosunkowo blisko. Muszę przyznać, że zdecydowanie wolę Polaków niż Czechów. Jesteście milsi, a poza tym świetnie gotujecie – uwielbiam wasz żurek, to najlepsza zupa świata.
Camerimage to festiwal operatorów. Zdjęcia fascynują cię najbardziej?
Uważam operatorów za większe gwiazdy niż te, które na innych imprezach filmowych chadzają po czerwonym dywanie. Sam jednak zostałem reżyserem ze względu na moje przerośnięte ego. Nie znoszę, kiedy ktoś mówi mi, co mam robić. Lubię mieć kontrolę nad wszystkim. A kino jest świetnym połączeniem wszystkich sztuk: musi w nim współgrać obraz, muzyka, design i tekst, także poetycki. Tylko robiąc film, możesz się wyrazić na każdym obszarze sztuki. Nie zostałem operatorem, ale pracuję z najlepszymi.
Wróćmy do Polski. Steven Spielberg właśnie kręci u nas film. Nie chciałbyś pójść w jego ślady?
Bardzo bym chciał! Zresztą dwa lata temu zakochałem się w polskim filmie "Zabić bobra" Jana Jakuba Kolskiego. Po prostu mnie olśnił. Został ze mną na wiele długich miesięcy. Zadzwoniłem do reżysera i powiedziałem mu, że chcę zrobić remake. Kolski odpowiedział: „Film jest twój. Zrób z nim, co tylko chcesz”. Napisałem więc scenariusz amerykańskiej wersji i wysłałem mu go.
Jak on wygląda w twojej wersji? Jest wierny oryginałowi?
Musiałem zmienić wspomnienia głównego bohatera, w którego u was wcielił się Eryk Lubos, tak, by pasowały do amerykańskich realiów. Jednak kiedy Kolski przeczytał mój tekst, powiedział: „Nie mogę w to uwierzyć! Nie zmieniłeś prawie niczego, to wciąż jest niemal w całości ten sam film. Mój film”. Ale dlaczego miałbym coś zmieniać, skoro to dzieło jest perfekcyjne? Nie zmieniałem dialogów, zostały te same. Chciałem oddać przez to swój szacunek, czym Kolski był bardzo wzruszony. Wracając do twojego poprzedniego pytania – bardzo chciałbym nakręcić ten film u was w Polsce albo w Pradze. Ale na pewno nie w Stanach Zjednoczonych. To amerykański film, ale chcę go produkować tutaj, w Europie.
Jestem szalenie ciekawy, kogo obsadzisz w głównej roli. Dotąd dałeś się poznać jako reżyser współpracujący z wielkimi gwiazdami, jak Mickey Rourke, Adrien Brody czy Johnny Depp.
Mam swoje typy. Chciałbym, żeby tę rolę dostał Michael Fassbender albo Christian Bale. To są prawdziwi aktorzy, a właśnie kogoś takiego potrzeba do wykreowania tej postaci. Poza tym to musi być ktoś, kto zgodzi się zagrać za minimalną gażę albo za darmo. To będzie kino artystyczne, więc nie będę dysponował dużym budżetem. Nikt nie zainwestuje dużych pieniędzy w film, który nie będzie zarabiał. Być może krytycy popchną go w wynikach kasowych, ale nie robię go ze względów komercyjnych.
Jaka jest w takim razie twoja motywacja?
Wiesz, kiedy zobaczyłem ten film po raz pierwszy, nie miałem pojęcia, co z nim zrobić, ani co o nim myśleć. Skupiłem się na jego wykonaniu technicznym, na mistrzowskiej pracy operatora i jego wyjątkowym stylu. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że za kamerą stał sam Kolski. Kiedy sobie to uświadomiłem, zdałem sobie sprawę, jak świetnym jest reżyserem. Panuje nad każdą częścią swojego filmu – nad aktorami, kamerą, scenariuszem i konstrukcją całością. Po projekcji mówiłem wszystkim, że to chory i pokręcony film, który wszyscy bez wyjątku ludzie powinni zobaczyć.
PZ
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja: 30.12.2014
fot. Kino Świat
"Ida" na shortliście do Oscara
"Ida" w Kinie pod Baranami
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024