PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  7.09.2013
W ostatnich dniach 70. Festiwalu Filmowego w Wenecji honor konkursu uratował klimatyczny thriller "Under the Skin" Jonathana Glazera ze Scarlett Johansson w roli głównej.

To bodaj najdziwniejszy film w weneckim konkursie. W "Under the Skin" Glazera w ogóle nie ma dialogów, muzyka bezlitośnie góruje nad obrazem, a główna bohaterka, Laura, w zasadzie nie opuszcza kadru, trzymając cały film na swoich barkach. Nie wiadomo do końca kim jest. Ziemianką, przybyszem z innej planety, androidem, zamrożoną emocjonalnie istotą? W pierwszej scenie Laura przywdziewa ludzką skórę, pożycza ubrania innej kobiety i pojawia się w Szkocji. Może już tu była, a może znalazła się tu przypadkowo – obie interpretacje zdają się pasować, działać. Dziewczyna rusza samochodem wzdłuż Szkocji, zbiera po drodze przypadkowych mężczyzn, uwodzi ich i sprowadza do swojego domku, zawieszonego między światami: rzeczywistym i realnym.


Scarlett Johansson w filmie "Under the Skin". Fot. materiały prasowe

Jak się okazuje, Laura ma jednak tylko przewagę, a nie władzę absolutną. W niej także tkwią słabości, do których dobiera się niespodziewanie jeden z napotkanych na drodze mężczyzn. Przy okazji tego spotkania dochodzi do interesującego wywrócenia w filmie, przestawienia go na tory intymnej opowieści o drodze Laury, opowieści, która nie ma nic wspólnego ze sprowadzaniem mężczyzn na manowce. Jej krucjata przypomina od tego momentu osobistą podróż w głąb siebie, nabycie (odzyskanie?) kontaktu ze światem, z własnymi emocjami, odkrycie czegoś (duszy, serca), czegoś ukrytego pod skórą. Nie bez przesady powiedzieć, że Glazer tym filmem, kontynuującym w dużej mierze myśl "Narodzin" z 2004 roku, wpisał się między reżyserów, których nie można spuszczać z oka.

Zawodem okazał się natomiast najnowszy film Errola Morrisa"The Unknown Known". Zawód był tym większy, że na wcześniejszej projekcji można było obejrzeć inny dokument, "The Armstrong Lie" Alexa Gibneya, dużo bardziej zasługujący na obecność w konkursowej stawce.


Lance Armstrong, bohater filmu "The Armstrong Lie". Fot. The Jigsaw Production


Morris uwierzył bowiem w to, co miał Gibney – w to, że jego bohater to samograj z ciekawą, pełną zwrotów akcji historią. Lance Armstrong bez wątpienia jest kimś takim, człowiekiem sprzeczności, manipulatorem, postacią rządną uwagi, hazardzistą mniej lub bardziej zgrabnie kluczącym między kłamstwem a prawdą. Bohater filmu Morrisa, Donald Rumsfeld - były amerykański sekretarz obrony w gabinecie George'a W. Busha, jedynie kimś takim się wydaje. Nie ma wdzięku, nie ma aż tyle błyskotliwości i nie ma za sobą takiej historii, jaką dysponuje Armstrong.Tym, czym różnią się więc oba filmy jest to, czym różnią się obaj bohaterowie – charyzmą i doświadczeniem. Rumsfeld nie ma prawa wygrać z Armstrongiem mając w zanadrzu jedynie rozciągnięty i nieco hermetyczny polityczny wykład. Już formalnie, to kino gadających głów, w którym Morris zawsze był mistrzem, wydaje się nieciekawą, przestarzałą konstrukcją. Przy nim Gibney buduje historię z napięciem. Robi to jednak, podobnie jak w "Kliencie numer 9. Wzlocie i upadku Eliota Spitzera", poprzez strukturę bliższą fabule. Tu gada się dużo mniej, konwencje się przeplatają, akcja dynamicznie rozwija. U Morrisa tego wszystkiego brakuje i choć brakowało od zawsze  - amerykański dokumentalista jest oddany konkretnej formule od lat – tu staje się ona wyjątkowo dokuczliwa, niestosowna, przeciążona faktami.


Kadr z filmu "The Lonely Hero". Fot. materiały prasowe

Zupełna pomyłka okazał się również włoski dramat "The Lonely Hero" Gianniego Amelio, kino będące reakcją na kryzys gospodarczy i jego konsekwencje, zwłaszcza dla starszego pokolenia. Bohaterem filmu jest Antonio, który stracił wszystko, poza energią do życia. Wie, że nawet będąc bez pracy nie może się poddawać. Stara się więc łapać każdą drobną fuchę, byle przebywać wśród ludzi, nie popaść w depresję i jeszcze dzielić się pogodą ducha z innymi, bardziej przygnębionymi znajdowaniem się w podobnej sytuacji. Optymizm Antonia ma jednak kruche fundamenty, bo i jego kryzys jest niepełny. Choć mężczyzna jest ofiarą współczesnego, wątłego i niemającego dla niego miejsca rynku pracy, o pieniądzach w "The Lonely Hero" się nie mówi. A skoro się nie mówi, to Gianni Amelio każe nam wierzyć, że będąc jednocześnie sprzątaczem, sprzedawcą i roznosicielem gazet da się przeżyć bez obaw o przyszłość.

Paradoksalnie, włoskiego reżysera zresztą wcale nie interesuje robienie filmu o sztuce przetrwania w niewdzięcznej rzeczywistości. On raczej przychyla się do kreowania Antonia na poczciwego optymistę, który doświadcza zupełnie innych rozterek: próbuje na nowo ułożyć sobie życie, odzyskać kontakt z synem, poczuć bliskość, zaopiekować się kimś. Pogrążenie wynikające z kryzysu płynie jakby drugim torem, jest tłem wydarzeń, a nie ich sednem, nie stanowi jakiegoś szczególnie istotnego kontekstu dla bohatera. Idzie więc za tym film niezabierający głosu w społecznej dyskusji, a raczej próbujący zakląć rzeczywistość, przemalować ją w filmową fikcję z happy endem. Tyle że, w ten sposób staje się zupełnie niewiarygodny, płytki i pozbawiony sensu. Staje się kolejnym filmem, który z rzeczywistości bierze to, co mu podoba, to, co wziąć mu wygodnie i to, co łatwo nagiąć do reżyserskich potrzeb. A te z pewnością nie były inne niż pokrzepienie zbolałych serc.



Urszula Lipińska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  7.09.2013
Zobacz również
Włoski dokument "Sacro GRA" wygrywa w Wenecji!
Urodziny Zdzisława Rychtera
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll