PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Z Joanną Kos-Krauze o filmie "Papusza" rozmawia Katarzyna Skorupska.

Portal Filmowy.pl: Papusza urodziła się w 1910 roku w rodzinie cygańskiej jako kobieta, artystka. Nie zdecydowali się państwo na tradycyjną biografię, ale na zupełnie nową formę. Dlaczego?


Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze. Fot. kviff.com

Joanna Kos-Krauze: Cały problem polegał na tym, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, na ile jesteśmy w stanie wejść w ten świat. Nie chcieliśmy udawać specjalistów od mniejszości romskiej, całkowite przeniknięcie do ich świata jest nierealne. Niezależnie od tego, ile włożylibyśmy w to serca, pracy i rozumu, zawsze będzie między nami bariera. Nakładaliśmy sobie różnego rodzaju ograniczenia, które sprawdzają się, gdy brakuje pomysłu czy pieniędzy. Wtedy mimo wszystko tworzy się jakaś forma. Postanowiliśmy zaeksperymentować pierwszy raz z narracją. Ponieważ nie lubimy, jak film powstaje na stole montażowym, bo to jednak bardzo widać, postanowiliśmy opowiedzieć to w kilku odsłonach, obrazach, najważniejszych z życia Papuszy i cygańszczyzny. Szybko zrozumieliśmy, że historii dwojga poetów nie da się opowiedzieć bez bohatera zbiorowego. Kto wie, czy cygańszczyzna nie jest tu najważniejsza.

PF: Czy poszukiwanie bohatera i tematu tak odrębnego jest związane ze specyfiką czasów, w których żyjemy? W epoce masowości i globalizmu sięgnęli państwo do historii, która należy do świata utraconego, do rzeczywistości zepchniętej z głównego nurtu.


Jowita Budnik jako Papusza. Fot. Next-Film

JKK: A co zostało zepchnięte? Tożsamość. Społeczeństwo całej Europy się dziś radykalizuje i „prawicuje”, dlatego, że od dziesięcioleci wmawia nam się, że najważniejszy jest indywidualizm i własne ego. Dla Afrykańczyka, dla Roma, ortodoksyjnego Żyda wykluczenie z grupy jest odebraniem tożsamości. To jest największa tragedia, jaka może się zdarzyć. Dla Roma być skalanym i wyklętym, czy dla Afrykańczyka - usuniętym z własnego plemienia, jest niewyobrażalnym nieszczęściem. Wtedy kończy się życie. Teraz to się wszystko porozmywało, ale ludzie zaczynają szukać własnych korzeni. Globalna wioska jest przerażająca. Nazywamy się Europejczykami, ale czy jesteśmy od tego szczęśliwsi? Trochę niechcący można powiedzieć wyszła nam epicka historia, która opowiada 80 lat historii Romów tej części Europy. Opowiada o czymś, co zniknęło z pejzażu europejskiego. Tabory stanęły, nie ma już wędrujących Cyganów.

PF: Zwykle w filmach twórcy dążą do podgrzewania emocji. Można odnieść wrażenie, że w „Papuszy” jest na odwrót. Państwo próbują te emocje osłabiać, schładzać, a może po prostu uszlachetniać?

JKK: W „Papuszy” pojawiają się wstrząsające obrazy: sceny pogromów, zagłady Romów, scena rąbania wozów po przymusowym osiedleniu, kiedy oni już rozumieją, że koła nigdy nie ruszą. Pytanie, czy trzeba biegać z kamerą i szybko montować, żeby podkręcać emocje? Uważaliśmy, że siła tej historii, zarówno prywatnej, Papuszy i Jerzego, jak i losy cygańszczyny, obronią się same. Wierzyliśmy, że tragizm ich losu - bo życie romskie to nie jest ballada i ognisko, tylko bieda, upokorzenie i poniewierka – zadziała. Nie chcieliśmy tego podsycać półśrodkami. Można było zmontować ten film szybciej, ale my świadomie zdecydowaliśmy się na brueglowskie obrazy, w których napięcie jest wewnątrzkadrowe. Mamy świadomość, że to może powodować rodzaj wychłodzenia emocjonalnego, ale to już jest kwestia indywidualnej wrażliwości.


Kadr z filmu "Papusza". Fot. Next-Film

PF: Część ujęć w filmie to animowane stare zdjęcia. Jak to zostało zrobione?

JKK: Technologie są dziś bezcenne właśnie dla kina artystycznego. Ze względów budżetowych musieliśmy skorzystać z komputera, bo nie ma już tych miasteczek, o których opowiadamy, a nie było pieniędzy, żeby je zrekonstruować. Z pomocą przyszła nam technologia, co zresztą implikowało wybór zdjęć czarno-białych, bo w nich dużo mniej widać granice ingerencji komputera. Niektóre zdjęcia sprzed stu lat zachowały się na szklanych negatywach, jak to z Kamieńca Podolskiego. Postanowiliśmy je ożywić. Może w niektórych miejscach nawet się czuje, że to jest komputerowo zrobione, ale wiedzieliśmy, że możemy sobie na to pozwolić, bo ten film jest trochę prawdą-nieprawdą, cygańską opowieścią, bajką.

PF: Widz ogląda film i myśli, że wygląda on jak piękna stara fotografia, a potem okazuje się, że to jest stara fotografia.

JKK: Tak, ale potem już konsekwentnie za tym szliśmy. Skoro stare zdjęcia, to i w materiałach filmowych - długie ujęcia. Wszyscy chcieli, żeby na przykład scenę pogromu, kręcić z kilku kamer, a ja się uparłam, że to musi być w długim ujęciu, że to jest obraz, który został pod powiekami Papuszy do końca życia. Mieliśmy potężną inscenizację, zwierzęta, płonące wozy i aż się prosiło, żeby to zrobić na kilka kamer, w razie jakby coś się stało. Potężną pracę wykonał Maciek Maciejewski z kaskaderami i panowie od efektów, bo wiedzieliśmy, że jak spalimy wozy, to nie będzie dubla. I rzeczywiście: Romowie stali 12 godzin w deszczu, bo były robione cały czas próby i nagraliśmy pogrom w jednym ujęciu.


Jowita Budnik i Antoni Pawlicki w filmie "Papusza". Fot. Next-Film

PF: W filmie pojawiają się sceny zarówno symboliczne dla całej społeczności  cygańskiej, jak i  wyjątkowe ze względu na los samej bohaterki.


JKK: Wierzę, że to jest film, wokół którego naprawdę jest o czym rozmawiać. Jest tu i historia Romów i trojga wybitnych poetów, bo przecież pojawia się też Tuwim. Niezwykły jest ten spisek poetów, żeby pokazać i ocalić światu trzeciego. Niesamowity gest solidarności twórców, którzy rozpoznają talent. Dla mnie to też jest opowieść o tym, że tam  gdzie dzieje się coś wybitnego, gdzie zaczyna dobrze bić serce świata, ludzie potrafią to rozpoznać i nie ma tam miejsca na zazdrość czy zawiść. Wybitny poeta udzieli pomocy innemu, który jej potrzebuje. Tak samo było z Nikiforem.

PF: Szczęśliwie złożyło się, że film powstał akurat w roku Tuwima. Na rocznicę postawili mu Państwo kawałek pomnika.


JKK: Uważamy, że pan Andrzej Walden zrobił z tej roli perełkę. Tuwim rzeczywiście rozpoznał poezję Papuszy, był jej wielkim admiratorem i przyspieszył jej wydanie. Oni ze sobą korespondowali, legenda mówi, że Papusza spaliła część listów. Nigdy się nie spotkali, ale kilka razy rozmawiali przez telefon. Rzeczywiście Tuwim był nią zachwycony. Namawiał, żeby pisała, przyspieszał przyjęcie do Związku Literatów. Rozumiał ją jak nikt, bo też przeżył zagładę swojego świata i wiedział, co to znaczy znaleźć język poezji dla jej opisu. Wtedy przecież pytano, czy po Auschwitz wolno jeszcze pisać poezję, a Papusza była autorką poematu o zagładzie Romów na Wołyniu. Bardzo pomagał jej w sprawach życiowych, jak trzeba było na przykład szpital dla męża załatwić. Papusza pieniędzy brać nie chciała, była bardzo honorowa.


Jowita Budnik jako Papusza. Fot. psc.pl

PF: Jaką drogą doszli państwo do tego, że poezja Papuszy znajdzie się w filmie poprzez oratorium Jana Kantego Pawluśkiewicza?


JKK: Papusza napisała 38 wierszy, a do dziś trwa jej legenda poetki wyklętej. Nie żyje od ćwierć wieku, a nadal budzi ogromne emocje. Społeczność romska jest podzielona, cześć Romów jest z niej dumna a część nie chce o niej słyszeć. Wiedzieliśmy, że nie chcemy zrobić klasycznej biografii, ale dość długo nie mogliśmy znaleźć języka, żeby o niej opowiedzieć. Do momentu, kiedy usłyszeliśmy muzykę Jana Kantego. Napisał on pierwszą na świecie operę, do której libretto jest w języku romskim, a są nim wiersze Papuszy. Ostatecznie wystawiano ją jako oratorium. Wybitny kompozytor uwierzył w tę poezję, zrobił z niej dzieło sztuki. Z poziomu zjawiska, folkloru podniósł ją na poziom sztuki wyższej. Zrozumieliśmy, że to jest klucz do opowiedzenia tej historii, że teraz nasza kolej, żeby sprostać temu obrazem.

PF: Zastanawiałam się, czy nie znając historii i biografii Papuszy można zrozumieć te obrazy-symbole. Czy można odczytać znaczenie poszczególnych scen i sposobu, w jaki ze sobą korespondują?

JKK: Myślę, że większość ludzi w Polsce, ani Cyganie ani Polacy, nie znają biografii Papuszy. Nikt jej nigdy nie pozna, bo ona istnieje w pewnej szczątkowej wersji. Jest coraz więcej badań, powstają nowe książki – myślę, że książka Andżeliki Kuźniak zapali światło na różne aspekty jej życia - ale zawsze ta postać będzie funkcjonować w sferze mitu. Czy jest potrzebna znajomość jej biografii? Chyba nie.

(fragment większej całości, która zostanie opublikowana w „Magazynie Filmowym SFP”)


Katarzyna Skorupska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  30.12.2013
Zobacz również
14. Letnia Akademia Filmowa
Polska Światłoczuła jedzie na Maltę
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll