PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  22.04.2013
Żegnaj, Off Plus Camero. Festiwal rozpoczął się, a potem skończył. Tak jak rozpoczął się i skończył rok, a także pięć lat temu. Opuściwszy powijaki, przynajmniej w części zostawiwszy za sobą potworny chaos wczesnych edycji, staje się "nową świecką tradycją". Na dobre i na złe.

Po wszystkim został względnie satysfakcjonujący kac. Pod przekrwionymi powiekami tlą się powidoki obejrzanych filmów, w obolałej głowie bulgoczą resztki piwa lanego za darmo w festiwalowym barze, na niebie płonie słońce gorące jak w czerwcu, a w masie odwiedzających Kraków turystów wciąż wypatruje się upiornie błękitnych oczu Udo Kiera. Nastrój jak po wakacyjnej przerwie.


Marcin Dorociński w "Obławie". Fot. Off Plus Camera

Off Plus Camera to całkiem fajna impreza. Fajna, bo odbywająca się w fajnym mieście, o fajnej porze roku i pozwalająca zobaczyć przynajmniej kilka fajnych filmów. Fajna, ale rozdmuchana i schizofreniczna. Da się ją lubić, jednak coś zgrzyta w gardle, gdy chce się ją nazwać "świętem kina niezależnego".

Święto to czas, kiedy robi się rzeczy, których nie można robić w ciągu reszty roku. Wystarczy przejrzeć program Off Plus Camery i powrzucać kolejne tytuły do wyszukiwarki na dowolnym serwisie z torrentami, aby przekonać się, że niepokojąco wiele z nich można było zobaczyć już w marcu, lutym, styczniu, a nawet grudniu. Trochę szydzę, ale w czasie festiwalu, zbierającego produkcje z wcześniejszych i głośniejszych imprez, nie otwierają się przed nami wrota kinofilskiego Sezamu. To oczywiste, że lepiej jest obejrzeć dany film na dużym ekranie, a nie na zacinającym się laptopie. Nie da się też zaprzeczyć, że pokazano w tym roku kilka trudno dostępnych pozycji, np. "Upstream color", wyświetlany w amerykańskich kinach dopiero od 5. kwietnia. Mimo to, Off Plus Camera stanowi bardziej sporządzoną przez fachowców mapę po współczesnym kinie niezależnym niż okno na nieznany dotąd świat offu.

"Off" to zresztą dość kłopotliwy termin. Modny, efektowny i lapidarny, ale pusty. Szczególnie pusty, kiedy zmierzy się odległość między brukiem a szczytami wieżowców, w których mieszczą się siedziby głównych sponsorów festiwalu. Aby poczuć ten rozdźwięk, wystarczyło wybrać się na jedną z wieczornych imprez. Pierwsza przykładowa scena: w Pałacu Pod Baranami trwa jeden z bankietów; przy zastawionym stole spacerują leniwie VIP-y w garniturach; ze śmietanką miesza się plebs, plebs, czyli studenci, doktoranci, wolontariusze i młodzi dziennikarze, którzy, ubrani we flanele i bluzy z kapturem, wyposzczeni po dniu przeżytym na zjadanych między seansami obwarzankach, pochłaniają góry darmowego jedzenia. Druga przykładowa scena: gala zamknięcia w kinie Kijów; sala jest pełna; ci, którym nie udało się wejść do środka na stojąco oglądają w hallu transmisję, robią sobie celebryckie zdjęcia na tle białej ściany z logami sponsorów i spoglądają na wychodzącego czasem na zewnątrz Marcina Prokopa.

Zasilana przez potężny kapitał i zaplanowana jako firmująca Kraków marka, Off Plus Camera przypomina nalanego biznesmena, jeżdżącego po mieście limuzyną w poszukiwaniu ulicznych artystów, którzy mogą zasilić jego prywatny cyrk. Brzmi paskudnie, ale ma swoje zalety – największą z nich jest niebagatelna nagroda dla zwycięzcy Konkursu Głównego: 100 tysięcy amerykańskich dolarów oraz obietnica dofinansowania następnego projektu.


Kadr z filmu "Bejbi blues". Fot. Off Plus Camera

W tym roku wygrała "Obława" Marcina Krzyształowicza. To dobra wiadomość i dobry wybór. Nie dlatego, że film jest polski. Nie dlatego też, że oddziera polską historię z romantycznego pozłotka, pokazując, jak patriotyzm zmienia się z czasem w nagą wolę przetrwania, podsycaną przez żądzę zemsty i głuszoną przez regularnie łykany brom. To nie ma zbyt wielkiego znaczenia na tle kinematografii światowej. W szerszym kontekście "Obława" zwraca przede wszystkim uwagę jako ciekawe i spełnione ćwiczenie narracyjne, w czasie którego jedno wydarzenie zostaje pokazane z tak wielu perspektyw, że niemożliwa staje się jednoznaczna moralna ocena bohaterów. Jury w tym roku doceniło zresztą dwa inne narracyjne eksperymenty. Wyróżnione "Upstream Color" Shane'a Carrutha i "Soldate Jeannette" Daniela Hoesla to filmy-puzzle, które widzowie muszą sami poskładać do kupy.

Widzowie, a także polscy krytycy dostali na koniec festiwalu jeszcze jedne puzzle. Mianowicie: werdykt zagranicznego jury Konkursu Polskich Filmów Fabularnych. Wygrało "Bejbi blues" Katarzyny Rosłaniec, obraz zniszczony i pogrzebany w rodzimych mediach. Obraz reżyserki, z którą wideo-rozmowa na Filmwebie zebrała prawie tak miażdżące i wulgarne komentarze, jak kultowa bitwa na słowa między Barbarą Białowąs a Michałem Walkiewiczem. To właśnie ten obraz wygrał najpierw w Berlinie Kryształowego Niedźwiedzia, a teraz zarobił na Off Plus Camerze 100 tysięcy złotych. Czego my nie widzimy, co widzą inni? Czy prawda o filmie leży po stronie branżowych werdyktów, wczesnych recenzji, czy może pośrodku, na granicy między krajami? Można się nad tym zastanowić, odespawszy wreszcie festiwalowe projekcje i bankiety.


Piotr Mirski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  22.04.2013
Zobacz również
„Hannibal” zbyt brutalny?
Ewa Dałkowska zagra w "Smoleńsku"
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll