PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  27.03.2013
Końca dobiega miesiąc z kinem Lidii Dudy w TVP Kultura. Z dokumentalistką rozmawia Urszula Lipińska.

PortalFilmowy.pl: Powtarza pani, że ze swoimi bohaterami zawiera "porozumienie", które pozwala  zrealizować film. Na czym ono dokładnie polega?

Lidia Duda: Oparte jest na zaufaniu i uczciwości. Zdaję sobie sprawę jak to śmiesznie brzmi, ale w moim przypadku tak jest. Początek pracy nad filmem często przypomina mi taką paranoiczną sytuację – na jednej scenie teatralnej gramy dwie sztuki równocześnie. Ja wygłaszam swoje kwestie o prawdzie, uczciwości a druga strona recytuje pierwszą wersję swojej sztuki, w której to, co wstydliwe zostaje przemilczane, to, co złe pominięte, a cel jest z góry ustalony (np. wymierne korzyści lub próba zrobienia "swojego" filmu). I ten dwugłos nie zniknie, jeżeli się nie dogadamy przed zdjęciami. Dlatego tak ważna jest dla mnie pierwsza poważna rozmowa z moim przyszłym bohaterem. Jeżeli wyczuwam fałsz, to mu o tym mówię. Jeżeli to nie skutkuje, to rezygnuję z filmu bo, według mnie, ten akurat bohater nie ma potrzeby "wyrzucenia" z siebie  swojej prawdziwej historii. On chce wystąpić w filmie. Ja nie udaję, że jestem jedną z nich. Nigdy np. nie jadłam z bezdomnymi z jednego talerza i nie będę jadła. Jak pytali dlaczego, to szczerze odpowiadałam; przecież prawie każdy z was ma gruźlicę albo inne paskudztwo, a ja nie chcę tu umrzeć tylko zrobić film. I tyle. I ten argument ich przekonywał. Nie będę robiła z siebie małpy na zdjęciach. Bohatera trzeba szanować. Nie należy tego mylić z bezkrytyczną akceptacją narzucanych przez niego zasad gry. Ja też stawiam swoje warunki. Podczas pracy nad filmem musimy być partnerami. Ja nie mam czasu walczyć z bohaterem na planie. Możemy spierać się o drobne sprawy realizacyjne, ale zarys filmu musimy zaakceptować wspólnie przed pierwszym dniem zdjęciowym. Mówię, jaka będzie wymowa, jakie bolesne pytania pojawią się po drodze, czego oczekuję... Nie obiecuję, że zmienię ich życie, że załatwię wszystkie ich sprawy, precyzyjnie określam w czym jestem w stanie im pomóc... Stawiam swoje warunki, ale chyba mam dar dogadywania się z ludźmi, bo moi bohaterowie to akceptują. Może dlatego, że zawsze robię filmy o ludziach, których mogę chociaż odrobinę polubić. Może to wyczuwają.


Lidia Duda, fot. KFF

Jak nabiorę już zaufania, to bardzo skracam wtedy dystans między mną a bohaterem. Nie w tym sensie, że musimy być przyjaciółmi, tylko musimy sobie ufać. I to jest ten najlepszy etap pracy nad filmem. To jest już tylko przyjemność. I maniakalnie wręcz przestrzegam jeszcze jednej zasady: nie łamię danego słowa. Jeżeli obiecam, że nie pokażę czegoś, to tego nie pokazuję. Niekiedy bardzo żal mi tych "straconych" scen, ale skoro ja mam do nich pretensje za kłamstwa, to sama też muszę grać fair.


Fot. archiwum Lidii Dudy

PF: Czy kiedykolwiek czuła się pani manipulowana przez swojego bohatera?

LD: Sądzę, że każdy dokumentalista przeżył upokorzenie wynikające z tego, że został oszukany, że ktoś nim manipulował. A potem każdy z nas wypracował sobie jakąś metodę sprawdzenia wiarygodności swoich bohaterów. Ja sprawdzam ich prawdomówność poprzez szczegół. Przykładowo, jeżeli ktoś opowiada mi, że nie ma pieniędzy nawet na chleb dla swoich dzieci, a za godzinę wyciąga z pojemnika krojony w sklepie chleb, to mnie natychmiast zapala się czerwona lampka. Dla naprawdę biednych ludzi taki chleb jest za drogi i nigdy go nie kupują. Pijana 24 godziny na dobę matka Herkulesa chwaliła się, że jej dziecko codziennie pije kakao i na to zawsze są pieniądze, bo Krzyś jest najważniejszy, więc jak po południu chciała poczęstować mnie kawą, to poprosiłam o białą. Pijana ledwo doszła do lodówki i wyciągnęła mleko. Szczegół się zgadzał. I tak kolejny, kolejny i kolejny… A potem sprawdzam historie u osób z najbliższego otoczenia, ale nie "policyjnym" przepytywaniem typu czy prawda jest, że on…tylko znów sprawdzam przez szczegóły. Niekiedy prowokuję pewne sytuacje, żeby nabrać pewności, że coś jest prawdą. Na przykład, ojciec Herkulesa twierdził, że zawsze zabraniał synowi pracować - chodzić na węgiel czy złom. Jak to sprawdzić? Poprosiłam więc Krzysia, żeby po powrocie ojca do domu pochwalił się, że przyniósł do domu węgiel. Wściekłość ojca po słowach syna była prawdziwa. Ale z takimi prowokowanymi sytuacjami trzeba bardzo uważać i stosuję je w ostateczności. Nigdy nie sprawdzam moich bohaterów w urzędach.

* Przeczytaj także: "Kiedy kat staje się ofiarą" (recenzja filmu "Uwikłani") >>>

PF: Czym jest dla pani sztuka dokumentu: możliwością postawienia pytań czy raczej próbą odpowiedzenia na istotne pytania?
 
LD: Możliwością postawienia pytań. Uciekam od tez, nie chcę dawać gotowych odpowiedzi. Unikam tego jak ognia. Moim zdaniem film nabiera wartości dopiero wtedy, jak zmusza widza do szukania odpowiedzi. Tylko wtedy jest coś wart. Jeżeli po filmie nie pojawia się chociaż krótki moment zadumy, to znaczy, że nie warto było go robić. Staram się, nie zawsze mi się to udaje, ale to dla mnie szalenie ważne, żeby przerzucić pytania w stronę widza. Ja już swoje odpowiedzi znalazłam - podczas dokumentacji i zdjęć. Emisja to czas dla widza.

PF: Który z wyreżyserowanych przez panią dokumentów – według pani – przyniósł swojemu bohaterowi największą odmianę w życiu?

LD: Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Być może Herkulesowi, bo mimo że w jego życiu nic nie zmieniło się na lepsze, to po filmie na podwórku stał się Kimś. Wcześniej ten kaleki, niewyrośnięty chłopczyk był najsłabszy w "stadzie". Przed nękaniem bronił go tylko ojciec. W sensie materialnym – może rodzice Karola z Pietrasz, bo dzięki filmowi pomogli ludziom z kilku sąsiednich wiosek. A może była to sylwestrowa noc z bezrobotnymi podczas której żaden z nich się nie upił, tylko bawili się tak, jakby rano świat już nie miał istnieć? A może małżeństwo modlące się przez 16 lat razem z Radiem Maryja, bo mogli powiedzieć prosto do kamery, że modlą się za wszystkich ludzi na świecie i te 16 lat nie poszło na marne? A może Herkules z drugiej części filmu, który po pierwszych w życiu wakacjach po raz pierwszy zbuntował się i nie oddał zarobionych pieniędzy wiecznie pijanej matce, tylko postanowił kupić sobie wymarzone buty do gry w piłkę nożną? Ta największa odmiana to często jest mała, ale bardzo ważna sprawa dla samego bohatera. Jestem w stanie uwierzyć w małe dobro, które pojawia się w życiu mojego bohatera po skończonym już filmie.


Fot. archiwum Lidii Dudy

PF: Powiedziała pani kiedyś, że praca nad filmem pozwala pani żyć życiem bezrobotnego czy samotnej matki. Zapuszczając się w ich życie, czuje się pani bezpieczna, ponieważ wie pani, że to tylko tymczasowe i potem wróci pani do swojego życia?

LD: Ja robię skromne, autorskie filmy. Filmy o codzienności. Lubię ludzi i lubię opowiadać o nich historie, ale nie po to, żeby epatować biedą, życiowym upadkiem, krzywdą, tylko po to, żeby zrozumieć pewne zjawiska, które za tym wszystkim stoją. Próbuję zrozumieć pewne sprawy – jednych sama doświadczyłam, inne nie dotknęły mnie osobiście. To jedna przestrzeń – tyle, że z różnymi poziomami szczęścia, udanego – zmarnowanego życia, biedy – dobrobytu, szczęścia – beznadziei, zdrowia i kalectwa. Po tej gorszej stronie każdy z nas może znaleźć się w jednej chwili. Upadek jest błyskawiczny. Ja żyję w tej samej rzeczywistości, co moi bohaterowie tylko ta rzeczywistość nie jest jednorodna. Dlatego nie mam wrażenia, że udaję się na wędrówkę na inną planetę, do Innych. Ja nie żyję w sterylnym świecie, wejścia do mojego domu nie bronią kamery. Różni ludzie pojawiają się na moim podwórku, na "moim" przystanku, na pobliskim targowisku... O niektórych z nich robię filmy. Nie dlatego, że są inni, tylko dlatego, że ich historie są ciekawe i czymś mnie ujęli. Czy czuję się bezpiecznie wracając z tych "tymczasowych" zdjęć? Przede wszystkim czuję się niekomfortowo bo wiem, że filmami nie zmienię świata – mogę jedynie spróbować go opisać. Staram się pomóc moim bohaterom – to mnie ratuje przed zwątpieniem. Ja zawsze utrzymuję kontakt z moimi bohaterami po skończeniu filmu. Po prostu jestem im to winna. Nie wracam więc komfortowo do swojego "lepszego" życia tylko "wracam" z planu z kolejnym bohaterem, który "zostaje" w tym moim "bezpiecznym" życiu na rok, na trzy... Moja najdłuższa filmowa znajomość trwa już 11 lat. To z jednej strony jest budujące, ale z drugiej, wymaga ode mnie trochę życia życiem innych ludzi. Bywają momenty kiedy jestem tym po prostu zmęczona. Jak mam dołek to niekiedy obiecuję sobie, że następny film zrobię o artyście – w tle będzie kominek, trzaskający ogień, regały z książkami, stylowe meble...


Urszula Lipińska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  27.03.2013
Zobacz również
Box Office. Widać już świąteczny regres
Zmarł Jerzy Nowak
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll