Gorące dyskusje z twórcami, szaleństwo na kameralnym koncercie Midi Lidi, a nagroda oczywiście dla „Pięciu rozbitych kamer” - to wrocławskie Planete + Doc w skrócie.
– W XXI wieku festiwal filmowy w jednym miejscu to za mało – deklarował przed rozpoczęciem pierwszej pełnej wrocławskiej edycji szef Planete + Doc Artur Liebhart. Miał rację, bo wrocławską część można nazwać sukcesem, nawet jeśli wydarzenia, które były możliwe dzięki nowym technologiom nie należały do najbardziej obleganych.
"5 rozbitych kamer", fot. Planete+ Doc Film Festival
Wideokonferencja z Margaret Atwood nie przyciągnęła na przykład kompletu publiczności, z kolei na dyskusję po filmie "Pocałunek Putina" nie dojechał aresztowany w Moskwie rosyjski opozycjonista Ilja Jaszyn. Mimo to, polityczna debata trwała na sali niemal dwie godziny. Sukcesem okazał się również tradycyjny i kameralny koncert czeskiej grupy elektro Midi Lidi. Po fakcie Dolny Śląsk informował Warszawę na portalach społecznościowych, że nie może zlekceważyć filmu "Świat Marii" oraz występu formacji, która porwała do zabawy najbardziej opornych gości klubu festiwalowego we wrocławskiej „Przestrzeni Muzycznej Puzzle”. Goręcej było jedynie po seansie "Chwała dziwkom" Michaela Glawoggera. Austriacki reżyser, jak zwykle podzielił publiczność. Wrocławianie do północy pytali go m.in o odpowiedzialność za bohaterki, seks-turystykę i rezygnację z wyświetlania filmu w krajach, w których powstawał.
Tradycyjne spotkania z twórcami po filmie wychodziły najlepiej. – Wrocławska publiczność jest przygotowana, bo niejeden festiwal już widziała – ocenia Weronika Adamowska z Planete + Doc. O frekwencyjnym sukcesie podczas dyskusji zdecydowała także popularność Akademii Filmu Dokumentalnego „MovieWro”, która istnieje we Wrocławiu od dwóch lat. Co ciekawe, cykl seansów filmów dokumentalnych i spotkań z ich twórcami nie zawsze w ostatnich miesiącach nabierał kształtu, o jakim myśleli organizatorzy, ponieważ nie dostawał wymaganego finansowania ze strony lokalnych władz. A to właśnie wychowana w AFD „MovieWro” publiczność stanowiła podporę festiwalu Planete + Doc, którego współfinansowaniem szczyci się dziś samorząd Dolnego Śląska.
Pałacem festiwalowym był nowoczesny minipleks, należący do regionalnej instytucji Odra-Film, budowany z myślą o organizowanych od kilku lat we Wrocławiu Nowych Horyzontach. Egzamin został zdany, Dolnośląskie Centrum Filmowe pokazało, że jest w stanie zorganizować festiwal, chociaż nad niektórymi rozwiązaniami trzeba jeszcze popracować. Wielu kinomanów chciałoby po wieczornych seansach dyskutować z twórcami jeszcze dłużej. Niefortunne okazało się również zwlekanie z wręczaniem wrocławskiej nagrody do ostatniego dnia. Jurorzy (dziennikarka Magda Podsiadły, reżyser Przemysław Wojcieszek i producent Lambros Ziotas) obwieścili ze sceny, że decyzję o nagrodzeniu "5 rozbitych kamer" podjęli zaraz po obejrzeniu wszystkich filmów konkursowych, już w środę wieczorem.
Do niedzieli werdykt, chwalony po fakcie przez większość krytyków i widzów, utrzymywany był w tajemnicy. Po sobotnim ogłoszeniu, że palestyński dokument wygrał główną nagrodę całego festiwalu siła rażenia Grand Prix Dolnego Śląska osłabła. Reżyser Emad Burnat pytał nawet po wrocławskiej gali, dlaczego na jednym festiwalu są dwie ceremonie wręczenia nagrody w dwóch różnych miastach. Na warszawską uroczystość nie zdążył. Najważniejsze, że podwójnym laurem uhonorowano film naprawdę wartościowy. Dokument ukazujący życie w palestyńskiej wiosce, której mieszkańcy zmagają się z izraelskim wojskiem trafi na ekrany kinowe i w Polsce i w Stanach Zjednoczonych. Producenci zapowiadają walkę o oscarową nominację i nie są w niej bez szans.