- Nie jestem Ślązakiem - mówił na konferencji reżyser filmu, Michał Rosa. - Obserwuję ten świat z pewnego oddalenia. Zawsze mnie jakoś pociągał. Z jednej strony nie ma tam jednego kawałka nieprzekopanego przez człowieka. Z drugiej strony mam poczucie, że ludzie tam są strasznie niedzisiejsi. Jako człowiek już wiekowy zdałem sobie sprawę, że muszę zrobić film o pięknych kobietach, miłości, tęsknocie do pewnego świata, który już pewnie we mnie zaginął i na zewnątrz też. To była istota tego – wrócić do pewnego świata, który jest mi bardzo bliski. Ten film w założeniu miał być skrajnie zmysłowy, eteryczny w pierwszym oglądzie, a potem inne warstwy do tego dochodziły. Śląskość jest anturażem. Pewnie ten film mógłby powstać gdzie indziej i zapewne byłby inny. Takie miałem poczucie, że ta kamienica jest na końcu świata, przy samej granicy. Ostatnie tygodnie przed wojną budowały tam pewien rodzaj napięcia między ludźmi. Nie politycznego, tylko właśnie między ludźmi. Robiło się tam coraz bardziej gorąco i zmysłowo.
W głównych rolach wystąpili Karolina Gruszka (jako zmysłowa
Róża), Mateusz Lickindorf, Grzegorz Palkowski, Dariusz Chojnacki, Krzysztof
Stroiński, Agata Kulesza i Dorota Segda. - W scenariuszu zakochałem się od
razu. Ważne było dla mnie podglądanie Michała [Rosy], bo dla mnie postać Rufina
ma w sobie coś z Michała. Przeogromna radość. Mam takie szczęście, że pierwsza
duża rola w filmie i od razu Rufin – komentował swój udział Dariusz Chojnacki.
- Nie lubię zdjęć próbnych, ale robię coś takiego czasem, że układam parami aktorów i proszę ich, żeby zagrali pojedyncze sceny – mówił Rosa o udziale aktorów w swoim filmie. - Zaprosiłem na taki casting pięć pań i próbowaliśmy sobie z Darkiem [Chojnackim]. Z tym, że może to było trochę nieuczciwe, bo już chyba wiedziałem, że to musi zagrać Karolina. Te zdjęcia mnie utwierdziły w tym. Nie wyobrażam sobie teraz, żeby tę rolę mógł zagrać ktoś inny. Była jakaś nić porozumienia między Karoliną a mną. Bardzo lubię Agatę Kuleszę, która zagrała u mnie w „Co słonko widziało” taką jedną scenę. To było dość zabawne. Przyjechała na plan i w ostatniej chwili dowiedziała się, że musi zagrać tę rolę po norwesku. I w ciągu trzech godzin się do niej przygotowała. Mój szacunek do niej po tym wzrósł niepomiernie, więc wyobraziłem sobie, że to ona musi zagrać Gertrudę.
Od lewej: Lambros Ziotas, Dariusz Chojnacki, Michał Rosa, fot. Borys Skrzyński/SFP.
W filmie pojawia się postać profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego (Roman Gancarczyk), którego można skojarzyć z wybitnym przedwojennym matematykiem Witoldem Wilkoszem (1891-1941). - Matematyka to jest pewien świat, który mnie zawsze interesował – mówił Rosa. - Problemat z szeregiem malejącym to jeden z problemów milenijnych, który do dzisiaj jest nierozwiązany. Myśmy do tego podeszli bardzo poważnie. Mam kolegę, który jest profesom matematyki we Wrocławiu. On znalazł pracę matematyczną z roku 1923 po angielsku, która była pewną niedoskonałą próbą rozwiązania – próbą, której już dalej nikt nie podjął, bo było wiadomo, że jest błędna. Ale była ciekawa, inna, osobna. Mój znajomy zrobił mi kilkanaście stron notatek z tej pracy. Myślę, że te kilkanaście osób na świecie, które przyjrzy się temu i zobaczy, że to jest praca nie tylko związana z szeregiem malejącym, to na dodatek ma pewien własny background w środowisku matematyków. A Wilkosz jest właśnie takim pewnym punktem odniesienia z racji tego, że matematyka jest mi bliska.