Gdy Abel Korzeniowski wyjeżdżał do Hollywood, otaczający go ludzie nie wiedzieli jak na to zareagować. Uważać go za marzyciela czy szaleńca? Niedawno polski kompozytor otrzymał drugą nominację do Złotego Globu, tym razem za muzykę do „W.E.” Madonny.
Miał zostać wiolonczelistą, ale odnalazł się w kompozycji. Muzyka przewijała w jego rodzinie niczym dobrze skomponowany refren. Mama Korzeniowskiego jest wiolonczelistką, dziadek był dyrygentem, jego przodkowie również byli kompozytorami. Pierwszą muzykę, komponowaną na małym, prostym Casio, stworzył do krótkometrażówek najlepszego przyjaciela, reżysera Borysa Lankosza. Później napisał muzykę do jego dokumentów – „Rozwoju” i „Kurca”. Gdy jego kariera w Polsce nabierała rozpędu (stworzył właśnie muzykę „Pogody na jutro” Jerzego Stuhra i „Anioła w Krakowie” Artura Więcka), porzucił wszystko dla utopijnego projektu zostania kompozytorem w Hollywood.
Abel Korzeniowski, fot. Reuters/Forum
W Los Angeles mieszka ponad dwa tysiące kompozytorów. Znanych jest zaledwie kilku z nich, reszta przez wiele lat będzie pukała do bram filmowego królestwa nie słysząc żadnej odpowiedzi. Jadąc od Hollywood, Korzeniowski spodziewał się, że na pozycję będzie pracował latami. Zadebiutowanie w Fabryce Snów nie jest łatwe, nikt nie chce być tym pierwszym, który zatrudni do filmu nieznanego kompozytora. Ale sukces nie chciał na niego długo czekać. Wraz z „Samotnym mężczyzną” Toma Forda, czwartym filmem zrealizowanym w Ameryce, przyszła nominacja do Złotego Globu, nagroda krytyków z San Diego i dwie World Soundtrack Awards. Muzykę skomponowaną przez Abla do tego filmu porównywano do utworów Clinta Mansella, twórcy ścieżki m.in. do „Źródła” Darrena Aronofsky’ego. Gorzkie i melancholijne kompozycje Korzeniowskiego świetnie działały nie tylko jako ilustracje do fabuły, ale także w oderwaniu od niej. Recenzje doceniały kunszt soundtracku, delikatnego i nerwowego zarazem, podkreślając m.in. jego nieprzewidywalność i oryginalność w świecie coraz bardziej zunifikowanych filmowych melodii.
Gwałtowna eksplozja komplementów i powodzeń polskiego kompozytora miała także swoją ciemną stronę. Po nominacji do Złotego Globu, Korzeniowski musiał zachować czujność przy doborze kolejnych projektów. Pewnych rzeczy nie wypadało już brać. Na następny krok trzeba było uważać. Miał on potwierdzić, że pojedynczy sukces nie był przypadkowym. Być może więc najważniejszą rzeczą jaka wyniknęła z „Samotnego mężczyzny” było to, że hipnotyzującą stronę muzyczną filmu zauważyła Madonna. To ona skontaktowała się z Fordem, wypytywała o współpracę z Korzeniowskim i wreszcie zaangażowała go do napisania ścieżki do swojego dramatu kostiumowego „W.E.”. Z dzisiejszego punktu widzenia, świetne recenzje dla czarującej muzyki Korzeniowskiego do tego filmu wydają się zaledwie początkiem triumfalnego pochodu po nagrody, na trasie którego Złoty Glob może być zaledwie jednym przystankiem z wielu.