PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  13.06.2013
Z Bartoszem Kowalskim, zdobywcą Srebrnego Lajkonika na 53. Krakowskim Festiwalu Filmowym za film "Moja Woja", rozmawia Katarzyna Skorupska.

Portal Filmowy: Dokument o chłopakach z Woli to twój debiut. Jak trafiłeś na swoich bohaterów?

Bartosz Kowalski: Po powrocie ze studiów z zagranicy pracowałem jako drugi reżyser przy krótkim metrażu na Woli. Do małej scenki potrzebowaliśmy dwóch groźnie wyglądających statystów. Tak poznałem bohaterów mojego filmu: Pawła i Bartka. Po zdjęciach zaprosili mnie na piwo i wtedy dowiedziałem się o nich więcej. Bartek okazał się freakiem filmów akcji. Biegali, skakali z dachów, Paweł trenował go w "sztukach walki". Bartek jeszcze wtedy nie znał nawet terminu kaskader, ale wiedział, co chce robić: podpalać się, skakać z dachów, wybuchać... Słuchałem tego i nagle ułożyło mi się to w całość. Podrzuciłem Bartkowi pomysł szkoły kaskaderskiej. Ucieszył się i uznał, że to szkoła, którą bardzo chciałby skończyć. Paweł temu przyklasnął. A ja zaproponowałem, żeby to prześledzić z kamerą i zrobić film. Tydzień później robiliśmy już roboczy zwiastun filmu pokazującego kawałek życia Bartka, który przez swoje treningi chce się wyrwać z trudnego świata. Zwiastun, robiony na potrzeby instytucji finansujących, kończył się zainscenizowaną sceną jego spotkania z Ryśkiem Janikowskim, który zaprasza go do szkoły. Ta scena oczywiście nigdy do filmu nie weszła.


Bartosz Kowalski podczas 53. KFF, fot. Marcin Warszawski

PF: Zawsze chciałeś robić dokumenty?

BK: Nigdy nie planowałem robić filmu dokumentalnego. Od zawsze kręciły mnie horrory. Dopiero kiedy poznałem Bartka i Pawła, zobaczyłem, że to może być fantastyczne - prześledzić drogę chłopaka, który próbuje odmienić swoje życie. Tym bardziej, że to nie fabuła, nie fikcja, tylko to wszystko jest 1:1 prawdziwe. To film, który stał się trochę eventem, który odmienił mu życie.

PF: Był dla niego dodatkową motywacją?

BK: Chłopaki potraktowali wszystko bardzo poważnie, można powiedzieć - profesjonalnie. Bartek wziął się za siebie. Co prawda palenia od razu nie rzucił, ale bardzo serio podszedł do treningów. Wiedział, że to była dla niego szansa. Pamiętam jednak pierwszy trening i dzień zdjęciowy, po którym myślałem, że nic z tego nie będzie. Bartek był zestresowany. W dużej grupie ludzi, w której byli koordynatorzy kaskaderów i my z kamerą i z tyczką, zupełnie się pogubił. Wszystko robił na opak, myliły mu się ręce, lewa z prawą. Od razu zacząłem się zastanawiać, co będzie jeśli Bartkowi się nie uda - czy w ogóle można zrobić ten film tak, że jemu się nie udaje? Rysiek Janikowski na pierwszym treningu też wspomniał, że raczej nic z tego nie będzie. Prosiłem, żeby mu dać jeszcze chwilę. I faktycznie na następnych treningach szło coraz lepiej, aż Bartek po niedługim czasie po prostu wymiatał. Także początek był trudny, a na koniec okazało się, że Bartek na kursie kaskaderskim to strzał w dziesiątkę.

PF: Na ile było dla Ciebie ważne, żeby pokazać otoczenie Bartka i Pawła?

BK: Nie chciałem epatować "trudnym światem", w którym żyli chłopcy. Film miał być przede wszystkim o nich, a nie o warstwie społecznej, którą reprezentują. Chciałem opowiadać o dwóch chłopakach, którzy do czegoś dążą i o coś walczą. Otoczenie, Wola, też była istotna z tego względu, że dzielnica jest dla bohaterów bardzo ważna. Ale mi chodziło przede wszystkim o ludzi, nie o otoczenie.


"Moja Wola", fot. HBO

PF: Twoi bohaterowie walczą, są jak postaci z kina fabularnego. Na ile to było dla Ciebie ważne, że bohater to jest ktoś, kto o siebie walczy?

BK: Bartek miał pomysł, żeby zostać kaskaderem. To było szalenie pociągające, że bohater chce dojść do tak odległego celu. Z takiego świata wejść w show biznes. Myślę, że to był główny powód, dla którego za ten film się zabrałem: bohater, który miał taką drogę do przejścia, taki cel, o który chce zawalczyć - a my mogliśmy być tego świadkami. Paweł też jest bohaterem walczącym, choć nie ma z góry zarysowanego celu i motywacji, ale ma swoją walkę codzienną.

PK: Miałam wrażenie, że Twój film to taki dokumentalny "Rocky".

BK: Tutaj jest też motyw "od zera do bohatera". Bartkowi udaje się osiągnąć cel. Na początku nie wiedział, czym jest kaskaderka, był chudym gówniarzem z Woli. Jak kończyliśmy zdjęcia miał na koncie debiut w filmie Patryka Vegi. Oczywiście to, co zrobił, to nie było nic wielkiego, ale zagrał w scenie wielkiego polskiego filmu i miał mini-numer kaskaderski do odegrania. I to jeszcze w kostiumie żołnierza z II wojny światowej. Dla niego to było wielkie przeżycie. Dla mnie zresztą też. Cieszę się, że mu się udało. Jestem dumny, że nie odpadł z kursu kaskaderskiego i doszedł do samego końca.

PF: Ciekawa jest konstrukcja filmu. Jego narratorem jest Paweł, a Bartek - głównym bohaterem.

BK: Na początku miałem zamysł, żeby zrobić film zupełnie bez setek, żeby to była struktura stricte fabularna, bez żadnych wywiadów. Przez trzy miesiące montażu kurczowo się tego trzymałem, aż w końcu z Jurkiem [Jerzy Zawadzki, montażysta - red.] doszliśmy do wniosku, że czegoś jednak brakuje. Z jednej strony trochę emocji, a z drugiej - informacji ,na przykład, o przeszłości Bartka. Miałem nagranych kilka wywiadów z Pawłem i zaczęliśmy wmontowywać jego wypowiedzi. Wtedy jeszcze myślałem, że dogram rozmowy z Bartkiem. Ale zupełnie przypadkowo zaczęło wychodzić, że dobrze działa głos Pawła, który pointuje każdą sekwencję. To przerodziło się w opowieść starszego kolegi o młodszym, który chce do czegoś dojść. Historia kaskaderska Bartka stała się też pretekstem do opowiedzenia historii Pawła. Jacek Bławut, opiekun artystyczny filmu, utwierdził mnie w tym przekonaniu. Najpierw wydawało mi się, że to jest film o Bartku, a Paweł jest postacią drugoplanową, trenerem, mentorem. Natomiast umieszczenie go w pozycji narratora zbalansowało ważność obu postaci. I jest film o nich obu.


"Moja Wola", fot. HBO

PF: Jak zdobywałeś na niego pieniądze?

BK: Gdy zrobiliśmy zwiastun filmu, napisałem założenia scenariuszowe i eksplikację reżyserską. Już wtedy wiedziałem, że w HBO jest coś takiego jak cutting-edge documentary, więc próbowałem się tam dostać. Jak już zdobyłem namiar na osobę odpowiedzialną za projekty dokumentalne, to pisałem maile i wydzwaniałem. W końcu ktoś obejrzał zwiastun i umówił mnie na spotkanie. Projekt mu się spodobał i uruchomił procedurę w centrali HBO Europe. To dość długo trwało, w międzyczasie zaniosłem projekt do Studia Munka, które stało się koproducentem filmu. W tym czasie poznawałem bliżej chłopaków na Woli. Jak zaczynaliśmy zdjęcia, byliśmy już mocno zakumplowani. Co nie oznacza, że było łatwo.

PF: "Moja Wola" to w pewnym sensie film sportowy, który niemal w Polsce nie istnieje. Co więcej nawet amerykańskie filmy sportowe zwykle nie trafiają do kin, tylko od razu na DVD, bo wiadomo, że źle się sprzedają. Tymczasem teraz w dokumencie pojawia się sporo sportu. Michał Bielawski zaczął właśnie film o polskich siatkarzach.

BK: Każdy sport ma jakiś poziom widowiskowości, ale tak czy inaczej musi opowiadać o ludziach, o ich prywatnych perypetiach, celach i codziennych problemach. Niezależnie od dyscypliny sportu - widowiskowość to jest tylko bardziej lub mniej fajne tło. Film dokumentalny o siatkarzach bardzo chętnie obejrzę, bo to mnie z założenia interesuje. Na pewno bardziej niż piłka nożna, z uwagi na to co dzieje się w polskim futbolu. Tak czy inaczej wyobrażam sobie, że w takim filmie o siatkarzach poznam ich problemy, rozterki, dążenia. Będę mógł podpatrzeć to, co dzieje się między meczami. I to jest szalenie interesujące.

PF: To powiedzmy coś o Twoim nowym filmie.

BK: Właśnie zaczynam pracę nad kolejnym dokumentem.

PF: Coś więcej?

BK: Jeszcze nie mogę.

PF: Zajmujesz się też reklamą. Jakie są twoje marzenia zawodowe?

BK: W reklamie dopiero raczkuję. Forma 30-sekundowej opowieści zawsze mi się podobała. Film dokumentalny dwukrotnie pojawił się w moim życiu przypadkiem, co też jest ekscytujące. Natomiast moje marzenia przyszłościowe dotyczą głównie fabuły. Przygotowuję ciekawy projekt, który nie jest jeszcze horrorem, ale mam nadzieję, że i na to przyjdzie kiedyś czas. Od 10. roku życia moje serce jest w kinie gatunkowym, w horrorach.

PF: Wspomniałeś o studiach zagranicznych. Szukałeś lepszego wykształcenia?

BK: W klasie maturalnej dostałem holenderskie stypendium na 5 lat edukacji. To był prywatny fundusz wspierający młodych ludzi, do którego zgłosiłem mini-etiudę i scenariusz. Jak dostałem wsparcie, to z powodu ukończenia dwujęzycznej klasy z francuskim wybrałem szkołę filmową w Paryżu. Nie wiem, czy dostałbym się do szkoły w Polsce, bo zawsze byłem freakiem horrorów. Co by było, gdybym na rozmowie wstępnej zaczął opowiadać o "Inwazji porywaczy ciał"?


"Moja Wola", fot. HBO

PF: To dlaczego od razu nie zrobisz horroru? To jest akurat dość tani gatunek, zdaje się.

BK: Niekoniecznie. Próbowałem, ale na razie nic z tego nie wyszło. Nie poddam się, ale nie mam na ten moment mocnego pomysłu, który byłby na tyle przewrotny, żebym mógł wszędzie z nim pójść i gwarantować, że to jest strzał w dziesiątkę, pierwszy prawdziwy horror w Polsce. Wierzę, że przyjdzie jeszcze kiedyś na to czas, ale teraz chcę się skoncentrować na innych projektach.

PF: Masz jakichś mistrzów?

BK:John Carpenter, Tony Scott, David Lynch. Każdy z nich ma na koncie film, który wywarł w młodości na mnie wielki wpływ i sprawił, że sam poszedłem w stronę kina. To były "Prawdziwy romans", "Coś" i "Zagubiona autostrada".


Katarzyna Skorupska
www.portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  9.12.2013
Zobacz również
Człowiek, który musi kochać
53. KFF: Impresje po hejnale
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll