Leopold Kozłowski. Klezmer, Żyd, Cygan, kompozytor, anegdociarz, wypił morze wódki , dyrygent, sybaryta. „Chciałem ci przesłać książkę o sobie, też tam jest o tobie, może nie najlepiej, ale jest. Umieściłem anegdotę jak solista w twoim „Skrzypku na Dachu” wchodzi przed Modlitwą Szabasową, potyka się i głośno mówi: „O, Jezus!”… Przyjedź do Krakowa, możesz jeść ze mną pół dania gęsi pipek.
Leopold Kołowski. Fot Wikipedia
.
Z przykrością stwierdzam, że raczej jestem wyjątkiem niż regułą. Tym samym martwił się Pascal. „Toutes proportions gardees”, ale trudno.
„Człowiek bez myśli to jak kamień, albo bydlę.”
Pascal.
„Wyobraźmy sobie gromadę ludzi w łańcuchach skazanych na śmierć; codziennie kat morduje jednych w oczach drugich, przy czym ci którzy zostają widzą własną dolę w doli swoich bliźnich, i, spoglądając po sobie wzajem z boleścią a bez nadziei czekają swojej godziny. Oto obraz doli ludzkiej.”
Pascal raz jeszcze.
Na salach intensywnej terapii, tzw. OIOMIE, we wszystkich szpitalach świata, zdaje się, że ten ponury obraz potwierdza się w całej pełni. Aparatury, jęki, kłucia, kroplówki do wstrzykiwania lekarstw, maszyny dozujące, pistolety określające temperaturę, poziom hydrogenu. Twarze wykrzywione bólem, czasem rezygnacja, siwe głowy, opasłe cielska oblepione przyczepami do kabli prowadzących do aparatur wskazujących rytm serca, poziom potasu czy ilości wydychanego powietrza. Coraz częściej maski tlenowe dostarczające ostatnie kęsy powietrza. Wszystko to unurzane w jękach, okrzykach o pomoc, żądanie życia i jego niesprawiedliwego wydaje się końca. Domyślają się tego co ich za chwile czeka, za dzień, następnej nocy.
Wszystkiego uratować się nie da, kat morduje jednych na oczach drugich.
Takie miałem wrażenie, gdy do szpitala zabrałem stare wydanie Pascala i nadziałem się na ten fragment przypadkowo, który zaskoczył mnie trafnością i zgodnością z tym co widziałem. Jak prawdziwie i brutalnie opisał to Pascal tyle lat temu.
Pocieszają się. Jutro mam wyjść…pojutrze, w końcu tygodnia .Tak, „ale nogami do przodu”. Jeżeli jeszcze nie dziś, to nazajutrz.
Z innej beczki.
Młoda osoba: - Proszę pana, kiedyś mój ojciec zobaczył, jak mama całuje się z naszym kierowcą. Zamiast mamę zbesztać, wyrzucił z pracy kierowcę.
- Widziałam taki napis na nagrobku: „Dziwny jest ten świat…ŚP. Stanisław Walczak.”
Potwierdzam. Dziwny.
Restauracja włoska „Bella Bionda” na dzisiaj.
- Co to jest?
- Krewetka.
- To?
- Takie są krewetki n a d z i s i a j. Przepraszam, nie będę państwu zabierać czasu, woła mnie szef.
- Jestem młodą redaktorką, chciałam się z panem umówić w przyszłym tygodniu…
- W jakiej sprawie?
- Czy pan pamięta…?
- Ja prawie nic już nie pamiętam.
- Pan z Głowackim żył w tamtych czasach i on pamięta…
- Proszę jego pytać.
- Ja już z nim odbyłam…
- W sprawie bycia… to proszę dzwonić po pierwszym. Może sobie coś przypomnę.
Jak ci starożytni dzielili wszystko i zamykali w liczbach….Jest pięć zmysłów, są cztery rodzaje szlachectwa, cztery żywioły… pięć czegoś tam… dwie nogi…W muzyce Platon rozróżnia trzy rodzaje muzyki: muzyka, w której używa się tylko ust (śpiew), muzyka przy użyciu ust i rąk (na przykład, Johny Cash kiedy gra na gitarze i śpiewa), muzyka wykonywana samymi rękami. (Artur Rubinstein)
Dziś przy stoliku znów awantura. Zaczęło się od tego, że Bereza zaczął coś recytować po łacinie. Zapytałem prowokacyjnie, czy on teraz mówi po angielsku .Żachnął się, że ja jestem nieuk, bo nie znam łaciny… „Quamdiu Catalina…” i tak dalej. Wszedł na ulubiony temat, jak to musiał zdawać łacinę na UW na waleta za jakiegoś głąba. Podobno przymuszony przez kolegów nieuka.
- Jak to przymuszony?
- Otoczyli mnie w pokoju akademickim i żądali, abym jutro zjawił się przed panią profesor jako ich koleżka.
I tu zaczyna się pytanie, jak przymuszony – seksualnie; grozili gwałtem czy wykonali to i ty się zgodziłeś?
Powołałem się na Głowackiego, od którego słyszałem te relację… Nagle przy stoliku zjawia się Głowa i mówi, że to wielce podejrzane, jak to przymuszenie się odbywało…Awantura, Henio prawie płacze…i moralnie podważa nasze pytania i obrzydliwe sugestie… Ich było czterech byków…
To nam wystarczyło. Ten cyrk powtarza się co pewien czas, kiedy Bereza unosi się w swoim poczuciu przewagi nad nami niedoukami. Wsiadamy na „ przymuszenie” we wspólnym pokoju akademickim pięćdziesiąt lat temu.
A potem końcówka. Mówię, że wczoraj mógłbym wygrać w programie Milion, gdybym był Anglikiem. W transmisji z Londynu odpowiedziałem prawidłowa na kilkanaście pytań. Pytam Berezę, co zostało w puszce Pandory, gdy wypuszczono na świat wszystkie nieszczęścia.
Nie wie.
- Przeczytaj Parandowskiego.
- W d... mam Parandowskiego!
- W ostatniej chwili Zeus zamknął pokrywę beczki (a nie puszki, jak się utarło!) i zostawił tam „N a d z i e j ę ”. Zresztą, na nieszczęście człowieka. Mam nadzieję, jest nadzieja, że wyzdrowieję, że jeszcze zarobię, odkryją mnie, zapłacą, wydrukują, kupią, zaangażują, pokochają…