PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Krzysztof Koehler
  12.04.2013
W kinie, w piątek; wokół  ludzie młodzi: kilku chłopaków razem; jakaś grupka studentów, może licealiści? Przyszli, bo reklamowano "Spring Breakers" jako film o nich.

Siedzą, popcorn jedzą, słyszę charakterystyczne odgłosy otwieranych puszek. Głośne rozmowy. Śmiechy. Niesamowite (wciąż mnie to dziwi!), ale jedna z dziewczyn spokojnie pełnym głosem rozmawia przez komórkę. Umawia się z kimś na jutro. Potem wstają, wychodzą (pewnie sikać albo na papierosa), wracają.

Kiedy zapalają się światła nie mają zachwyconych min. Słyszę narzekania, kiedy schodzimy dziwnym wyjściem z kina w Galerii Bonarka w Krakowie. Idzie się długo schodami jakby ewakuacyjnymi; dopiero potem wkracza się do wnętrza galerii. Po drodze otwiera się sporo ciężkich, metalowych, pewnie ogniotrwałych drzwi. Wciąż więc idziemy w swoim towarzystwie.


"Spring Breakers", reż. Harmony Korine, fot. ITI Cinema

Narzekają. Krótkie, zdawkowe, ale nieprzychylne opinie.

Nie tak miało być. Przecież na początku odjazd: imprezy na plaży, sporo nagich dziewczęcych piersi polewanych piwem; butelki z gorzałą w rękach; zabawa, Miami, Spring Break – wysyp amerykańskiej młodzieży na plaże południa; tygodniowe zauroczenie światem beztroski, od którego ciężko się uwolnić. Jeden mój w realu znajomy student, świeżo przybyły z Azji na uniwersytet na Środkowym Wschodzie, tak mocno popłynął, że wrócił ze Spring Breaku bez paszportu, aparatu i karty kredytowej. Tydzień dochodził do siebie, próbując jakoś scalić rozpad osobowości spowodowany pięciodniówką ziołowo-gorzałkowo-inną-zapewne-jeszcze.

Tak bawi się młodzież. Ta wyposażona w dolary. Ale podobnie u mnie na osiedlu pod blokiem. Kiedy się bawi, bawi się głośno: rzuca flaszki, pali zioło. Rankiem, o świcie scena: dziewczyna i chłopak wykończeni na ławce. On pochyla się, wciąga kreskę.

Albo studenci z pobliskich akademików: piątek w dymie grilla - idzie weekend; trawniki w niedzielny ranek (kiedy jest ciepło) zapełnione chłopcami, dziewczętami, którym dobry Pan zapewnił zaliczenie zgonu.

Stary jestem. Czuję się stary i zachowuję się jak stary, kiedy widzę te nadąsane młode twarze, jakoś zdegustowane tym, co widziały w kinie, kiedy tak idą koło nas tymi podejrzanymi klatkami schodowymi, by wejść do tłustego brzucha konsumpcji.

Czemu ci, wychodzący, tacy są niezadowoleni? Przecież to o was, młodzi przyjaciele, o was to jest opowieść, o waszych fascynacjach, pragnieniach, o waszych zabawach (tych rzeczywistych albo wymarzonych). Czemu więc, skąd to niezadowolenie?

Bo to nie "Kac Vegas", człowieku, rozumiesz? To nie jest odjazd, rozumiesz? To żenada!

Ale co żenadą jest? Że nie "Kac Vegas"? Wiem co was boli, myślę sobie. Trudno się widzi swój portret, który jest prawdziwy: te wasze fascynacje teledyskowym kołysaniem bioderek z klipów murzyńskich raperów, te wasze żenujące tekściki, pełne egzaltacji, te wasze wyobrażenia o super zabawie, super luźnych ludziach, to wasze bezrefleksyjne (ależ jakże hedonistyczne i skupione na sobie) palenie zioła na wyjazdach czy po akademikach. Wasz melanż.

Tak, opowiedziano tu dosyć bolesną historię, ale bo też ukazano do końca szczerze konsekwencje. Jak wciągacie kokę, to ktoś tę kokę musi wam sprzedać, ktoś rozprowadzić, przemycić i co tam jeszcze, a nie są to do końca mili ludzie. Nawet nie są fajni, mimo że może chcielibyście ich jako fajnych widzieć.

Wiem, co was boli. Boli was moralizowanie tego Harmony’ego Korine’a. Bo on wam pokazał, że to nie jest jakaś strasznie trudna do przekroczenia granica pomiędzy dobrem a złem. Że to nie mieszka gdzieś w dalekich krajach, to przejście owej granicy, która uczynić z was może osoby zaaresztowane, a potem oskarżone, a potem postawione w dosyć trudnej sytuacji, kiedy wybawcą okaże się łotr (nawet jeśli to mitoman i wariat, ma spory arsenał i wystarczająco spory potencjał atrakcyjności, aby was pociągnąć głębiej).

Szalejcie, ale to wasze szaleństwo nie jest bez ceny; ma cenę. Ta cała kultura pop, która tak napędza, ukierunkowuje wasze o świecie myślenie, wasze zachowania, pragnienia – ona ma tak samo swoją ciemniejszą stronę. Beztroska zabawa może stać się ciężarem, który może was obezwładnić.

Dlatego tacy idziecie wkurzeni po tych schodach. Tyle że nic nie zrozumieliście. Nie zrozumiecie. Głupie, żenada, porąbane jakieś – takimi mantrami się zasłaniacie. To nawet dosyć wygodna zasłona – konstatuję.

Idźcie na "Kac Vegas". On was rozerwie, do snu utuli. Śpijcie sobie dalej. Na oba uszy nie słuchajcie. Może coś was kiedyś obudzi. Może. Jeśli nie będzie za późno.


Krzysztof Koehler
www.portalfilmowy.pl
Zobacz również
Pierwszy film 2013 roku z milionową widownią!
Box Office. Kwietniowy wysyp premier
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll