Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Nie. Stanowczo Harrison Ford niekiedy ma spojrzenie niezbyt rozgarnięte. Tak dziwnie spogląda, jakby Peter Weir prosił go: „a teraz zagraj wioskowego głupka. Pokaż im, że też jesteś Amiszem.”
Kiedy uderzają w dzwon, Amisze, mężczyźni ale i kobiety, biegną na ratunek. Taki mają zwyczaj. Nie mogę powstrzymać się od uśmiechu: z tymi brodami, z tą poczciwością, biegnący na zawołanie dzwonu, porzucając trzymane w rękach widły i grabie nadciągają. Przypominając w tym Smurfy. Albo krasnali.
A kiedy znowu stawiają stodołę tak bardzo swoją wspólnotowość świętują: stać się to musi w ciągu jednego dnia. Kobiety szykują strawę, roznoszą lemoniadę (czy Amisze piją piwo?, zastanawiałem się pijąc wino), chłopcy pod czujnym okiem zapewne nauczyciela uczą się wbijać prosto gwoździe, mężczyźni, jak pająki na rusztowaniach wiercą, kolą, przybijają. Stodoła stanie: świeci spokojne słońce radosnej społeczności.
Kadr z filmu "Świadek", reż. Peter Weir / fot. materiały prasowe
Amiszów mamy polubić. Reżyser filmuje ich trochę jakby bawiąc się skojarzeniami z malarstwem niderlandzkiego baroku. Chodzi o światło i ustawienie osób w kadrze..
Jest jednak cena tej sielskiej bytności poza czasem. Chociaż więc Rada Starszych absolutnie już przypomina naradę trolli czy krasnoludów (z filmów, które będziemy oglądali dużo później niż "Świadek" był nakręcony) tak zabawna jest, dobroduszna, klepie po plecach i naiwnie daje zalecenia do stosowania swoich leków, to jednak potrafi i „wyświecić”, obłożyć społeczną ekskomuniką tych, co sieją zgorszenie. Tych, którzy się wyłamują. Kara, jeśli dobrze pojąłem jednego z bohaterów, jest dotkliwa: osoba wyświecona ze społeczności, wyświecona zostaje też z grona rodziny. Jeżeli społeczność nakazuje ostracyzm „zdrajcy” czy „zdrajczyni”, wszelkie kontakty muszą zostać zerwane: rodziców z dziećmi na przykład też. Społeczna przemoc wkracza tak samo w najbliższe ludzkie relacje.
Kadr z filmu "Świadek", reż. Peter Weir / fot. materiały prasowe
Nie zawsze więc świeci słońce radosnej wspólnoty pogodnych, nieskłonnych do przemocy, miłujących Boga i ludzi Amiszów. Jak wszystkie tego typu, społeczność i ta musi bronić swojej integralności; jest na tyle oryginalna, na tyle odstaje od czasów, w których jest zanurzona, że musi ostro bronić swojej odmienności. Inaczej nie byłoby jej w krótkim stosunkowo czasie.
Spora to cena, bo oznacza rezygnację na przykład z uczucia. Gotowy temat na film. Na powieść. Romans. Zamknięta wspólnota religijna. Zamknięta, zamykająca się przed światem wspólnota narodowo-religijna. Zamknięta przed możliwościami mezaliansu społeczna klasa. Granice stawiane na drodze do miłosnego spełnienia. Gotowy dramat.
Nie wiem co z Amiszami dzisiaj. Arystokraci, zamknięci w getcie ortodoksi właściwie na naszych oczach wszystko to upada pod naporem ludowej kultury. Z tendencją do głoszenia: żadnych podziałów, wszystko można, w prawo, w lewo, głową w dół. Tak podobno płynie ponowoczesność. Ale dokąd płynie? Czy to nie wodospad raczej, tam przed nami? Ogromny spadek? Może więc tacy Amisze czy inne ośrodki krystalizacji niezgody na owe wszędobylskie płynięcie (a może takim ośrodkiem oporu być tak samo i tradycyjna rodzina, surowy nauczyciel w szkole czy cokolwiek innego) jakoś, jak głazy wystające z tej pędzącej wody, trochę nas w tym pędzie ku zatracie, powstrzymują? I nie ma co zaraz ich klasyfikować jako dziwaków, zagrażających (koniecznemu?) postępowi nowoczesności?
Tak sobie pomyślałem, przyglądając się aktorskiej mimice Harrisona Forda w jego scenie rozstania z ukochaną Amiszką: "A jedź i nie wracaj. Zostaw kobietę w spokoju. Jedź do swego wielkiego miasta. Pewnie że boli i niełatwo. Ale świat jakieś formy mieć musi. Inaczej po prostu się rozleci."
Kiedy uderzają w dzwon, Amisze, mężczyźni ale i kobiety, biegną na ratunek. Taki mają zwyczaj. Nie mogę powstrzymać się od uśmiechu: z tymi brodami, z tą poczciwością, biegnący na zawołanie dzwonu, porzucając trzymane w rękach widły i grabie nadciągają. Przypominając w tym Smurfy. Albo krasnali.
A kiedy znowu stawiają stodołę tak bardzo swoją wspólnotowość świętują: stać się to musi w ciągu jednego dnia. Kobiety szykują strawę, roznoszą lemoniadę (czy Amisze piją piwo?, zastanawiałem się pijąc wino), chłopcy pod czujnym okiem zapewne nauczyciela uczą się wbijać prosto gwoździe, mężczyźni, jak pająki na rusztowaniach wiercą, kolą, przybijają. Stodoła stanie: świeci spokojne słońce radosnej społeczności.
Kadr z filmu "Świadek", reż. Peter Weir / fot. materiały prasowe
Amiszów mamy polubić. Reżyser filmuje ich trochę jakby bawiąc się skojarzeniami z malarstwem niderlandzkiego baroku. Chodzi o światło i ustawienie osób w kadrze..
Jest jednak cena tej sielskiej bytności poza czasem. Chociaż więc Rada Starszych absolutnie już przypomina naradę trolli czy krasnoludów (z filmów, które będziemy oglądali dużo później niż "Świadek" był nakręcony) tak zabawna jest, dobroduszna, klepie po plecach i naiwnie daje zalecenia do stosowania swoich leków, to jednak potrafi i „wyświecić”, obłożyć społeczną ekskomuniką tych, co sieją zgorszenie. Tych, którzy się wyłamują. Kara, jeśli dobrze pojąłem jednego z bohaterów, jest dotkliwa: osoba wyświecona ze społeczności, wyświecona zostaje też z grona rodziny. Jeżeli społeczność nakazuje ostracyzm „zdrajcy” czy „zdrajczyni”, wszelkie kontakty muszą zostać zerwane: rodziców z dziećmi na przykład też. Społeczna przemoc wkracza tak samo w najbliższe ludzkie relacje.
Kadr z filmu "Świadek", reż. Peter Weir / fot. materiały prasowe
Nie zawsze więc świeci słońce radosnej wspólnoty pogodnych, nieskłonnych do przemocy, miłujących Boga i ludzi Amiszów. Jak wszystkie tego typu, społeczność i ta musi bronić swojej integralności; jest na tyle oryginalna, na tyle odstaje od czasów, w których jest zanurzona, że musi ostro bronić swojej odmienności. Inaczej nie byłoby jej w krótkim stosunkowo czasie.
Spora to cena, bo oznacza rezygnację na przykład z uczucia. Gotowy temat na film. Na powieść. Romans. Zamknięta wspólnota religijna. Zamknięta, zamykająca się przed światem wspólnota narodowo-religijna. Zamknięta przed możliwościami mezaliansu społeczna klasa. Granice stawiane na drodze do miłosnego spełnienia. Gotowy dramat.
Nie wiem co z Amiszami dzisiaj. Arystokraci, zamknięci w getcie ortodoksi właściwie na naszych oczach wszystko to upada pod naporem ludowej kultury. Z tendencją do głoszenia: żadnych podziałów, wszystko można, w prawo, w lewo, głową w dół. Tak podobno płynie ponowoczesność. Ale dokąd płynie? Czy to nie wodospad raczej, tam przed nami? Ogromny spadek? Może więc tacy Amisze czy inne ośrodki krystalizacji niezgody na owe wszędobylskie płynięcie (a może takim ośrodkiem oporu być tak samo i tradycyjna rodzina, surowy nauczyciel w szkole czy cokolwiek innego) jakoś, jak głazy wystające z tej pędzącej wody, trochę nas w tym pędzie ku zatracie, powstrzymują? I nie ma co zaraz ich klasyfikować jako dziwaków, zagrażających (koniecznemu?) postępowi nowoczesności?
Tak sobie pomyślałem, przyglądając się aktorskiej mimice Harrisona Forda w jego scenie rozstania z ukochaną Amiszką: "A jedź i nie wracaj. Zostaw kobietę w spokoju. Jedź do swego wielkiego miasta. Pewnie że boli i niełatwo. Ale świat jakieś formy mieć musi. Inaczej po prostu się rozleci."
Krzysztof Koehler
Portalfilmowy.pl
Box Office. Kwietniowy wysyp premier
Box Office. Rekordowo słabe święta w kinach
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024