PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Krzysztof Koehler
  19.01.2013
W sumie można się było tego domyślać: okazuje się bowiem, że każdy nasz czyn, nasze działanie, nasze złe i dobre uczynki mają swoje uzasadnienie, swój początek w wielkich dziejach kosmosu czy wszechświata, że są one nie tyle zaprogramowane, co jakoś umieszczone w historii, która znacznie przekracza nasze poszczególne egzystencje.
     
Mieli niejasną zapewne tego świadomość klasyczni poeci, zarówno świata antycznego, jak i nowożytnego, którzy nie bali się używać języka toposów, mitów czy podejmować prób nieustannego wskazywania na echo, które towarzyszy naszym poczynaniom.


Kadr z filmu "Drzewo życia". Fot. materiały prasowe

Jest taka znana scena z „Trans-Atlantyku” Gombrowicza, kiedy bohater w salonie argentyńskim spotyka wielkiego pisarza, miejscowego, geniusza, sławę narodu argentyńskiego, który na wszystkie zaczepki i „akcje” polskiego geniusza odpowiada: to już było, to można było przeczytać, to, owszem, ciekawe, ale pojawiło się tu czy tam. To taka zabijająca wszelką aktywność i gasząca każdy zapał do działania martwa erudycja. Zapewne wielu z nas pamięta ją ze szkoły czy ze studiów.

Ale ja nie o tym mówię. Chciałem powiedzieć, że w górskim domku zasypani śniegiem zasiadamy przed „Drzewem życia” Malicka: taka feryjna okazja do zobaczenia filmów, których w porę nie obejrzeliśmy, więc nadrabiamy zaległości. Jest Terrence Malick, mocno amerykański, idący tropem tradycji od Steinbecków,  ale i sięgający wcześniejszych, innych mitycznych historii o ojcach i braciach.
     
Nie jest to wszak opowieść o niczym innym, jak tylko o ludzkim pojedynczym zwykłym losie, dziejąca się pomiędzy braćmi, ojcem i matką, w niewielkim domku pod dębami w Waco w Teksasie, do której dołożony jest (jako uzasadnienie? jako uzupełnienie? jako ukryty aneks? jako właściwa część góry lodowej – bo to co widzimy na powierzchni, czyli nasze osobnicze życie, to jednak tylko jej wierzchołek, czasami to do nas dociera, ale raczej na co dzień nie!, dociera, gdy przeżywamy miłość albo gdy uderza w nas nieszczęście, albo piękno) zatem, do którego dołożony jest dramat stworzenia świata, dramat kosmosu, dramat ewolucji i dramat istnienia, przekraczający nasze ludzkie ramy percepcji.
     
Imię tego czegoś jest Obecność, owa Obecność jest tematem Malicka, albowiem to owa Obecność przyzywana jest na świadka ludzkiego trudnego życia, ludzkich nieszczęść. Jak świat światem, tak było, tak będzie, kobiety, mężczyźni zaskoczeni, dotknięci nagłym nieszczęściem wznosić będą do nieba te same pytania. Jakież to jest jednak powtarzalne, jak strasznie banalne w relacji innych! Ale nie w przeżyciu, przeżycie nie ma nic z banału, bo boli jak rozpalone do białości żelazo, stąd potrzebny był mit, aby jakoś ogrzać te nasze pytania czy pretensje ciepłem większej opowieści, w której nie tylko możemy się odnaleźć, ale niejako spocząć jak w ramionach wyrozumiałej piastunki, która przygarnia naszą banalną powtarzalność w matczyną, większą narrację.
     
Zatem to owej Obecności  przedstawia swoje pytania, swoje pretensje, ale też swoje akty woli cierpiąca matka. Ale jaka to może być odpowiedź, poza tą, której już udzielono w wielkiej mitycznej opowieści o Hiobie? Nie ma innej albowiem odpowiedzi niż tamta. Malick o tym wie, i prostym głosem mówi, że ta odpowiedź ma budzić dezorientację (wobec ogromu zamysłu, mocy, siły koncepcji, celowości w każdej największej i najmniejszej strukturze kosmosu, od wszechświata do atomu!), ale i podziw (dla piękna tego, co jest, co widnieje przed naszymi oczyma, dla piękna i harmonii, która wszystko to spaja), ale i – jak się kiedyś u Homera mówiło – zbożny lęk, poczucie małości, które rozpływa się w ogromie.

Tam, w tym ogromie utopione będą nasze cierpienia, łzy, niepowodzenia, poczucie bezsensu, niesprawiedliwości, jak w tym filmie: nad brzegiem bezkresnego morza, nad którym oddychał będzie słodyczą niebiańską wielki przestwór przepojony Obecnością.

W Biblii Bóg odpowiada Hiobowi na pytanie o przyczynę cierpienia i zła, które go dotyka, mówiąc o hipopotamie i o wielorybie, u Malicka Obecność widzimy w ogromnie istnienia, w zamyśle i w powtarzalności. W Malickowej opowieści każde narodziny, narodziny każdej i każdego z nas powtarzają (są jego odzwierciedleniem) akt kreacji, co rozumiane inaczej można pojąć i tak że ten ogrom, ta historia wszechświata, ten cały wielki, wspaniały, ogromny, przewyższający nieskończenie poszczególne istnienie Kosmos, korzy się, wciela, umieszcza, jest podwaliną naszego indywidualnego życia, nawet w rodzinie w miejscowości Waco w Teksasie; to dla nas jest to całe wielkie widowisko. Dla nas i… przez nas.

Czy mamy wystarczającą odwagę, wyobraźnię, rozmach duszy, by przyjąć ten Malickowy komunikat?
Dramat i piękno istnienia wszystkiego przenika nasze egzystencje.
To daje do myślenia. I budzi nadzieję.


Krzysztof Koehler
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. „Django” podbija polskie kina
Box Office. Kolejna polska premiera osiąga dobry wynik
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll