Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Ja wiem, że to niezbyt odkrywcze, a przede wszystkim zakrawa na tautologię, że utarło się, iż muzycy tragicznie, samobójczo zmarli, zapewne muszą wieść tragiczne życie. Być muszą naiwni i okrutni zarazem; że jest w tych ich życiach (szczególnie tych przedwcześnie, samowolnie zakończonych) jakiś rodzaj natrętnej (albo okrutnej) powtarzalności, pewnego naiwnego schematu: nie chce ich żona (kochanka), nie potrafią właściwie wybrać, konieczność wyboru zabija ich, są bowiem prostymi, zwykłymi chłopakami z przerośniętą nad miarę wrażliwością, choć na zewnątrz wcale tego nie widać, przeciwnie: na zewnątrz sprawiają dosyć nieprzyjemne wrażenie, jakiś rodzaj natrętnej powtarzalności jest w nich: te same stroje, te same gesty, powielane jak w kserokopiarce zwroty… I gdzie tu dopatrzyć się wrażliwego człowieka pod mundurkiem-kapturkiem?
Owa powtarzalność nieszczęsnej biografii może być zabójcza dla sztuki: twórca, dajmy na to biografii czy filmu opartego na biografii, może mieć pewną skłonność do popadnięcia w jakiś rodzaj naiwnego zapatrzenia, zauroczenia opowiadaną tragedią. Do powielania schematów; do operowania na granicy przewidywalności: koniecznie zdjęcia z koncertów, koniecznie sceny liryczne przeplatane scenami brutalnymi, wreszcie docelowo jakiś rodzaj łzawej poetyczności wynikający z żywota. Niektórym twórcom się udało, niektórym nie. Wydaje mi się, że z tarczą wyszedł twórca realistycznej opowieści o klasowej Anglii, z biografią Curtisa z Joy Division jako tematem (Anton Corbijn). Poradził też sobie z legendą Riedla nasz Kidawa-Błoński. Czy do grona tych udanych przedsięwzięć dołączy Leszek Dawid z "Jesteś Bogiem"?
"Jesteś Bogiem" fot. Katarzyna Kural, Kino Świat
Obraz pokazano po gali otwarcia festiwalu Młodzi i Film. Właściwy film na właściwym miejscu. Można chyba mówić o sukcesie: tłumów nie dało się odpędzić od bram, długo po rozpoczęciu projekcji dały się słyszeć okrzyki i uderzenia w drzwi niezadowolonych nieszczęśliwców, którym nie dane było wejść na salę. Czy wezwano armatki wodne? Czy pojawiło się ZOMO? Czy zamieszki przeniosły się na ulice sennego miasta? Nie wiem, byłem w środku, jeśli chcecie się dowiedzieć, co było dalej, czytajcie doniesienia prasy lokalnej. Ale po reakcjach ludzi przed salą i w sali podczas projekcji myślę, że film skazany będzie na sukces: hiphopowcy, zapewne pojawią się w kinie: aż nie mogę doczekać się pokazu filmu w Nowej Hucie; łoj madafaka, będzie się działo.
Ale też podczas oglądania "Jesteś Bogiem" właśnie ów schematyzm losów (a także opowieści o nich) rock- czy hip-hop-menów przemówił do mnie wyjątkowo mocno . Więc może to niedobrze? Może tak nie powinno być? Nie wiem, proponuję przekonać się osobiście. Film za kilka dni wchodzi na ekrany. Ja posiedzę trochę w Koszalinie, czy jak to się mówi zostanę w „koszu” trochę i zobaczę, co ma do powiedzenia młode kino polskie. I obiecuję dzielić się z Państwem swymi spostrzeżeniami, jak suchym prowiantem na wycieczce zakładowej.
PS.
Przede wszystkim młodzi aktorzy i młode aktorki: to rzuca się w oczy. Wylansowane odzienie młodych reżyserów i dialogi toczone w autobusie relacji Mielno-Koszalin (nie, nie podsłuchiwałem, nie dało się nie słuchać, w końcu ćwiczenia z dykcji od pierwszego roku robią swoje):
- Ale będę potrzebować trochę scen rozbieranych…
- Co? (sporo było chyba piwa wczoraj)
- No łóżkowych.. Przecież, co ty, nie wiesz?
- Znaczy co?
- No, przytulanka, takie rzeczy
- Bo mnie kiedyś proponował taki jeden udział w pornolu - nie ma mowy,
- To nie pornol. No wiesz, jesteś wrażliwy chłopak, pierwszy raz, trzeba się rozebrać. Nie wstydzisz się?
- Nie, w porzo. Dam ci swoje namiary. Dzwoń.
- Nie, ja ci dam, ty dzwoń.
Tu, gdzie naiwność miesza się z wyrafinowaniem, chęć do pracy z marzeniami o wybitnych kreacjach. Gdzie przyszłość jawi się odległa i wyniosła niczym Himalaje (więc faktycznie dostępna tylko dla nielicznych). Ilu, ile z nich wyląduje w jakimkolwiek miejscu, walcząc o przetrwanie do pierwszego?
Tu jeszcze wszystko jest przed nimi, jawi się jako potencjalność zaledwie; wszystko jest możliwe i ta możliwość (oświetlana blaskiem, światełkiem [?] debiutu filmowego) buduje niezapomnianą atmosferę koszalińskiego festiwalu, w której można ogrzać, rozpalić na nowo swój wygasający na popiół ogień…
Owa powtarzalność nieszczęsnej biografii może być zabójcza dla sztuki: twórca, dajmy na to biografii czy filmu opartego na biografii, może mieć pewną skłonność do popadnięcia w jakiś rodzaj naiwnego zapatrzenia, zauroczenia opowiadaną tragedią. Do powielania schematów; do operowania na granicy przewidywalności: koniecznie zdjęcia z koncertów, koniecznie sceny liryczne przeplatane scenami brutalnymi, wreszcie docelowo jakiś rodzaj łzawej poetyczności wynikający z żywota. Niektórym twórcom się udało, niektórym nie. Wydaje mi się, że z tarczą wyszedł twórca realistycznej opowieści o klasowej Anglii, z biografią Curtisa z Joy Division jako tematem (Anton Corbijn). Poradził też sobie z legendą Riedla nasz Kidawa-Błoński. Czy do grona tych udanych przedsięwzięć dołączy Leszek Dawid z "Jesteś Bogiem"?
Obraz pokazano po gali otwarcia festiwalu Młodzi i Film. Właściwy film na właściwym miejscu. Można chyba mówić o sukcesie: tłumów nie dało się odpędzić od bram, długo po rozpoczęciu projekcji dały się słyszeć okrzyki i uderzenia w drzwi niezadowolonych nieszczęśliwców, którym nie dane było wejść na salę. Czy wezwano armatki wodne? Czy pojawiło się ZOMO? Czy zamieszki przeniosły się na ulice sennego miasta? Nie wiem, byłem w środku, jeśli chcecie się dowiedzieć, co było dalej, czytajcie doniesienia prasy lokalnej. Ale po reakcjach ludzi przed salą i w sali podczas projekcji myślę, że film skazany będzie na sukces: hiphopowcy, zapewne pojawią się w kinie: aż nie mogę doczekać się pokazu filmu w Nowej Hucie; łoj madafaka, będzie się działo.
Ale też podczas oglądania "Jesteś Bogiem" właśnie ów schematyzm losów (a także opowieści o nich) rock- czy hip-hop-menów przemówił do mnie wyjątkowo mocno . Więc może to niedobrze? Może tak nie powinno być? Nie wiem, proponuję przekonać się osobiście. Film za kilka dni wchodzi na ekrany. Ja posiedzę trochę w Koszalinie, czy jak to się mówi zostanę w „koszu” trochę i zobaczę, co ma do powiedzenia młode kino polskie. I obiecuję dzielić się z Państwem swymi spostrzeżeniami, jak suchym prowiantem na wycieczce zakładowej.
PS.
Przede wszystkim młodzi aktorzy i młode aktorki: to rzuca się w oczy. Wylansowane odzienie młodych reżyserów i dialogi toczone w autobusie relacji Mielno-Koszalin (nie, nie podsłuchiwałem, nie dało się nie słuchać, w końcu ćwiczenia z dykcji od pierwszego roku robią swoje):
- Ale będę potrzebować trochę scen rozbieranych…
- Co? (sporo było chyba piwa wczoraj)
- No łóżkowych.. Przecież, co ty, nie wiesz?
- Znaczy co?
- No, przytulanka, takie rzeczy
- Bo mnie kiedyś proponował taki jeden udział w pornolu - nie ma mowy,
- To nie pornol. No wiesz, jesteś wrażliwy chłopak, pierwszy raz, trzeba się rozebrać. Nie wstydzisz się?
- Nie, w porzo. Dam ci swoje namiary. Dzwoń.
- Nie, ja ci dam, ty dzwoń.
Tu, gdzie naiwność miesza się z wyrafinowaniem, chęć do pracy z marzeniami o wybitnych kreacjach. Gdzie przyszłość jawi się odległa i wyniosła niczym Himalaje (więc faktycznie dostępna tylko dla nielicznych). Ilu, ile z nich wyląduje w jakimkolwiek miejscu, walcząc o przetrwanie do pierwszego?
Tu jeszcze wszystko jest przed nimi, jawi się jako potencjalność zaledwie; wszystko jest możliwe i ta możliwość (oświetlana blaskiem, światełkiem [?] debiutu filmowego) buduje niezapomnianą atmosferę koszalińskiego festiwalu, w której można ogrzać, rozpalić na nowo swój wygasający na popiół ogień…
Krzysztof Koehler
Portalfilmowy.pl
Box Office. “Ted” przebojem także w polskich kinach!
Box Office. Polscy widzowie zakochani w Rzymie.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024