PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Czas, kiedy nic nie jest pod ochroną. Z Bien de Moor o "Code Blue" rozmawiała Anna Bielak.

Anna Bielak: Urszula Antoniak twierdzi, że sceny zbliżeń seksualnych są dla aktora łatwiejsze od sekwencji, w których główną rolę grają emocje i psychologia, ponieważ w tych pierwszych aktor oddaje tylko ciało, w tych drugich - duszę. Zgadzasz się z tym?

Bien de Moor: Film Uli jest bardzo osobliwy, minimalistyczny, ale wymagał ode mnie bardzo dużego nakładu wyczerpującej pracy. W zasadzie dopiero pod koniec kręcenia, kiedy realizowaliśmy finałową, brutalną sekwencję grałam w scenie, która miał swój początek, rozwinięcie i koniec - to była prawdziwa ulga! Poza tym między mną a Larsem podczas pracy na planie narodziło się ogromne zaufanie. Pozwalało nam ono być pewnymi siebie nawzajem i naszych reakcji. W tym sensie - tak - scena seksu była najłatwiejsza do zagrania. Widzowie dostrzegają w niej największe emocje, ale aktor zawsze zachowuje dystans, dzięki któremu widzi granicę między fikcją a rzeczywistością. Ona nie pozwala mu na to, by utracił kontrolę nad sytuacją. Nie mam dużego doświadczenia w filmie, zwykle pracuję w teatrze, ale czuję, że im bardziej ekstremalna jest scena, tym bardziej aktor wie, w którą stronę idzie i jaki jest cel.

 
"Code Blue", fot. dystrybutora 

Mówi się, że kiedy daje się wolność ciału, uwalnia się też duszę. Czy na tej samej zasadzie, kiedy rani się ciało, krzywdzi się duszę? Co wspólnego ma taka teoria z aktorstwem?

Dla mnie ciało jest narzędziem, dla aktora ciało jest narzędziem. To mi nie przeszkadza, lubię tak myśleć i teoria, o której mówisz nie sprawdza się w moim przypadku. Gdyby było inaczej, byłabym zbyt słaba, bezbronna, zbyt podatna na zranienie.

Jest zatem coś, co musisz poświęcić, kiedy grasz? Co zyskujesz będąc na scenie?

Niczego nie poświęcam. Wejście na scenę jest decyzją, którą podejmuję świadomie i nigdy jej nie żałuję. Bardzo cenię sobie możliwość skonfrontowania się z publicznością nawet, kiedy wszyscy odkrywany wtedy tylko ciemne strony człowieka i życia. Znalezienie ich jest jednak dla mnie wyzwaniem, możliwością odsłonięcia i nazwania skomplikowanych uczuć i sytuacji, co bardzo mnie interesuje. Co wtedy zyskuję? Myślę, że dotykam pewnej głębi, przez chwilę nie ślizgam się po powierzchni wrażeń. Przesuwam granice. Lepiej poznaję samą siebie.

Ja chciałabym lepiej poznać Marian - kobietę, którą grasz w "Code Blue" - zamkniętą w sobie i własnym intymnym świecie, milczącą i oddaloną od ludzi. Opowiedz mi o niej.

Czy muszę? [śmiech] Mam swoją własną historię o Marian.

Właśnie ją chciałabym usłyszeć.

Tylko że moja historia nie jest aż tak ważna jak te, które powstają w głowach widzów po seansie filmu. Jest ich mnóstwo, postać Marian jest odbierana na rozmaite sposoby. I właśnie to jest fantastyczne! Kiedy przygotowywałam się do roli, stworzyłam sobie portret Marian, który był mi najbliższy, ale okazałabym się głupia, gdybym teraz wyłożyła karty na stół i powiedziała, o czym moim zdaniem jest film. Uczyniłabym go w ten sposób czymś nijakim, niwelując niedopowiedzenia, zniszczyłabym jego charakter. Poza tym chociaż każdy inaczej odczuwa takie emocje jak ból czy rozpacz, rozpoznaje je i dzięki nim może nawiązać swój własny, intymny kontakt z postacią.



Każdy wie też, czym jest upokorzenie. Marian ma władzę, kiedy żyje w swoim świecie. Gdy zostaje zobaczona przez kogoś z zewnątrz, mur pęka, a ona traci kontrolę. Pozwala się upokarzać, chce być upokarzana w tak typowy dla kobiet sposób. Dlaczego?


Nie zgadzam się z tym, że Marian jest typową postacią kobiecą. To prawda, że wiele kobiet ma potrzebę posiadania nad sobą kogoś dominującego, szuka go więc i akceptuje taki stan rzeczy. Marian nie ma w sobie takiej potrzeby. To raczej ona jest osobą, która panuje nad sytuacją. Na koniec można sobie raczej zadać pytanie, kto tak naprawdę jest ofiarą? To ona decyduje się przejść całą drogę, to ona decyduje czy chce żyć i kochać, czy wszystko to zakończyć. Dostaje dokładnie to, czego chce.
Ciekawy w tym kontekście jest temat słabości. Kobieta jest bardzo silna, póki w grę nie wchodzą emocje. One przerastają Marian, która robi się coraz słabsza, coraz bardziej spada w dół. Dotyka dna. Odbija się od niego?
Nie sądzę. Bardziej wierzę w to, że ostatnia scena zapowiada samobójstwo Marian. To może być dla niej lepsze rozwiązanie niż dalsze życie. Sposób na odzyskanie wolności? Może.

Zastanawiasz się nad tym, jakbyś szukała odpowiedzi dla siebie samej. Umiesz oddzielić własne emocje od uczuć, którymi operują grane przez ciebie postaci? Czy raczej obdarzasz je swoimi doświadczeniami?

To zależy od sytuacji i od postaci. Ze swoich doświadczeń czerpie się jednak w każdej sytuacji. Trzeba tylko znaleźć własny sposób, jak robić to najlepiej.

Jaki jest twój?


Pamiętam o chwilach szczęścia, o rozpaczy, o samotności. Nie rezygnuję ze wspomnień.

W przestrzeni wokół Marian jest wiele szyb, luster. Rzeczy odbijają się od siebie nawzajem. Kogo ty widzisz, Bien, kiedy stajesz przed lustrem?

Ukrywam to, kim jestem w prywatnym życiu, choć często obdarzam swoim charakterem postaci, które grywam (głównie w teatrze). Poza tym, nie chcę opowiadać o osobie, którą widzę co ranek w lustrze. Mówienie o sobie samej sprawia mi trudności. Dużo łatwiej komunikuję się poprzez sztukę, teatr. Najsprawniej porozumiewam się z otoczeniem, kiedy gram.

Kiedy zaczęłaś grać?

Odkąd pamiętam, byłam zafascynowana i zainspirowana Piną Bausch i sposobem, w jaki ona komunikuje się z ludźmi za pośrednictwem ciała oraz ruchu. To mnie pociągało, to popchnęło mnie w stronę sztuki. Chciałam zostać tancerką, ale kiedy zdałam sobie z tego sprawę, okazało się, że jest już na to za późno ze względu na mój wiek. Alternatywą były studia w szkole teatralnej. Tym sposobem znalazłam się finalnie w teatrze, który przestał być opcją zastępczą - stał się miejscem, które darzę głęboką miłością. Pierwszą kobietą, którą zagrałam była Kordelia w „Królu Learze”. Różnica między teatrem a kinem? Leży w różnicy odpowiedzialności, jaką bierze się na siebie. Teatr wymaga kontaktu z widzem, którego nie ma na planie filmowym. Rodzaj skupienia jest inny.



Co jest dla ciebie najważniejsze, kiedy grasz?


Prawda. Umiejętność oddania prawdziwych emocji i zdolność pokazania widowni swojego wnętrza, swojej duszy. Nie potrafię zrobić tego tutaj, kiedy siedzimy przy stole [śmiech]. W teatrze daję widzom wszystko, czym dysponuję. Nic nie jest już pod ochroną. Godzę się na to, ponieważ nie chcę być aktorką, która ma świetny warsztat, ale nie sprawia, że oglądający ją ludzie czują się dotknięci przez emocje, które są dla nich ważne.

Czujesz, że rola Marian będzie przełomem w twojej dotychczasowej karierze?

Nie mam pojęcia! Jestem na to przygotowana, ale nie spodziewam się niczego. Mogę tylko czekać. Czuję raczej, że nie powiedziałam ci niczego, co chciałaś usłyszeć. Jestem trudnym rozmówcą.

Tak [śmiech], ale nie mówiąc zbyt wiele, stworzyłaś taki portret siebie, jaki chciałam zobaczyć. O ile byłaś szczera?

Tak. Całkowicie. Każde życie jest niesamowite, moje pewnie też, ale nie umiem o nim mówić. Przyzwyczaiłam się do posługiwania się słowami wypowiedzianymi - napisanymi przez innych ludzi, przez scenarzystów. To medium za pomocą którego się komunikuję. Wolę, żeby tak pozostało.


Anna Bielak
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  14.01.2012
Zobacz również
Box Office. Nowy Rok, nowy lider – „Kot w butach”.
Nadprzyrodzone moce w "Kronice" od 3 lutego
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll