Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Na ekrany polskich kin wchodzi właśnie film "Polowanie" (2012), opowiadający o społecznej nagonce na mężczyznę posądzanego o pedofilię. Nazwisko jego reżysera, pochodzącego z Danii Thomasa Vinterberga, jeszcze kilkanaście lat temu budziło bardzo żywe dyskusje i reakcje. Znany przede wszystkim jako twórca powszechnie chwalonego "Festen" (1998), był wtedy wschodzącą gwiazdą kina arthouse'owego.
Przez następną dekadę trochę się zmieniło. Kolejne porażki finansowe i artystyczne – od gwiazdorskiego „Wszystko dla miłości” (2003), przez zrealizowaną na podstawie scenariusza Larsa von Triera „Moją drogą Wendy” (2004), po skromne „En mand kommer hjem” (2007) – nieco przygasiły jego sławę. Nagrodzone w Cannes m.in. przez Jury Ekumeniczne oraz za rolę Madsa Mikkelsena "Polowanie" może być jednak powrotem tego twórcy do panteonu.
Kadr z filmu "Festen". Fot. materiały prasowe
A jak biegły kręte ścieżki jego artystycznej kariery? Urodzony w 1969 roku, ukończył duńską filmówkę, Den Danske Filmskole. Do masowej świadomości przebił się dość wcześnie, bo w 1995 roku. To właśnie wtedy razem ze swoim przyjacielem, Larsem von Trierem, ogłosił w Paryżu, w czasie obchodów stulecia X muzy, manifest Dogma 95.
Nawoływał on do odwrotu od wysokobudżetowego modelu powstawania filmów – dzieła „dogmatyków” miały przede wszystkim opierać się na dobrym aktorstwie i scenariuszu, a nie wizualnych fajerwerkach. Nowe zasady zostały rozpisane w dziesięciu punktach: można w nich było znaleźć m.in. zakaz używania sztucznego oświetlenia i muzyki niediegetycznej, a także zapis o konieczności kręcenia w autentycznych miejscach i plenerach oraz korzystania z rekwizytów znalezionych jedynie na planie. Z perspektywy czasu brzmi to wszystko dość absurdalnie, ale manifest spełnił chyba wtedy swoją podstawową funkcję: wywołał dyskusję i zwrócił uwagę na dwóch młodych reżyserów. Z perspektywy czasu jedną z jego największych zasług wydaje się jednak to, że dzięki niemu powstało "Festen".
Thomas Vinterberg (z prawej) z Laresem von Trierem na planie filmu "Moja droga Wendy", Fot. materiały prasowe
"Festen" opowiada o zlocie zamożnej rodziny, która świętuje urodziny patriarchy. Z tej okazji jeden z synów postanawia wyjawić, że był przez niego w dzieciństwie molestowany. Obserwujemy żmudny proces rozbijania konwenansów na mentalnym, a także fizycznym poziomie: bohater nie tylko jest początkowo ignorowany, zbywany milczeniem i śmiechem, ale też coraz bardziej brutalnie odsuwany od stołu, kneblowany przez uroczyste rytuały i chcących uciszyć go krewnych. Surowa, postulowana przez manifest Dogmy forma nadaje temu wszystkiemu dodatkowego, kinetycznego impetu. Obraz jest roztrzęsiony i mroczny, a całość intensywnie zmontowano. W niektórych momentach można nawet odnieść wrażenie, że ta asceza nie jest odwrotem w stronę prawdziwych historii i emocji, tylko przebiegłym, stylistycznym kuglarstwem.
Vinterberg czuł chyba, że w "Festen", przez samego Ingmara Bergmana nazwanym arcydziełem, wyeksploatował do cna postulowaną w manifeście metodę twórczą, bo później postanowił nakręcić film diametralnie różny pod względem formalnym. „Wszystko dla miłości” to romans ujęty w ramę postapokaliptycznego science-fiction (na podobnym pomyśle oparta jest „Melancholia” von Triera, której pierwsza połowa nawiązuje w dość jawny sposób do "Festen"). Vinterberg stawia na eskapistyczny, przestylizowany gatunkowy gorset. Oglądamy wygenerowane w komputerze wizje zamarzniętej Ziemi, popisy łyżwiarstwa figurowego zakończone strzelaniną i obrazem krwi malowniczo spływającej po lodzie oraz scenę, w której z niewiadomych przyczyn mieszkańcy Afryki zaczynają unosić się ku niebu.
Kadr z filmu "Polowanie". Fot. Kino Świat
W stronę zabawy z gatunkowymi pomysłami inscenizacyjnymi poszedł też w "Moja droga Wendy". Ta historia młodych, którzy ulegają fascynacji bronią palną, zdąża nieubłaganie w stronę finałowej masakry, nakręconej z wielką fantazją i rozmachem. Pewien eskapistyczny rys ma też wizja sielskiej prowincji w komediodramacie „En mand kommer hjem”. W tych wszystkich mniej lub bardziej przyjaznych Nibylandiach Vinterberg zdaje się jednak czuć niepewnie, grzęznąc w kiczu i formalnych zabawach bez znaczenia. Wzrost pewności siebie i jakości przyniosło natomiast realistyczne i surowe „Submarino” (2010), którego akcja rozgrywa się pośród dołów społecznych.
Pośród tej inscenizacyjnej różnorodności Vinterberg pozostawał jednak dość spójny tematycznie. Jednym z głównych motywów jego filmów jest rodzina i jej wpływ na życie jednostki. W "Festen" traumatyzujące jest nie tyle wykorzystywanie seksualne, ile narastające przez lata rodzinne mity i hierarchie. O stygmatyzującym wydarzeniu z dzieciństwa opowiadają również „En mand kommer hjem” i „Submarino”. Zwłaszcza w tym drugim, gdzie życie pod jednym dachem z matką-alkoholiczką wypacza psychikę braci, których zmierzające do autodestrukcji losy śledzimy. Wątek rozdzielonego rodzeństwa – choć niewybrzmiewający w pełni – pojawia się również we „Wszystko dla miłości”. Więzy krwi widziane oczami Vinterberga są niemożliwe do zerwania: krępujące, ale i potrafiące czasem wyciągnąć człowieka z bagna.
Przez następną dekadę trochę się zmieniło. Kolejne porażki finansowe i artystyczne – od gwiazdorskiego „Wszystko dla miłości” (2003), przez zrealizowaną na podstawie scenariusza Larsa von Triera „Moją drogą Wendy” (2004), po skromne „En mand kommer hjem” (2007) – nieco przygasiły jego sławę. Nagrodzone w Cannes m.in. przez Jury Ekumeniczne oraz za rolę Madsa Mikkelsena "Polowanie" może być jednak powrotem tego twórcy do panteonu.
Kadr z filmu "Festen". Fot. materiały prasowe
A jak biegły kręte ścieżki jego artystycznej kariery? Urodzony w 1969 roku, ukończył duńską filmówkę, Den Danske Filmskole. Do masowej świadomości przebił się dość wcześnie, bo w 1995 roku. To właśnie wtedy razem ze swoim przyjacielem, Larsem von Trierem, ogłosił w Paryżu, w czasie obchodów stulecia X muzy, manifest Dogma 95.
Nawoływał on do odwrotu od wysokobudżetowego modelu powstawania filmów – dzieła „dogmatyków” miały przede wszystkim opierać się na dobrym aktorstwie i scenariuszu, a nie wizualnych fajerwerkach. Nowe zasady zostały rozpisane w dziesięciu punktach: można w nich było znaleźć m.in. zakaz używania sztucznego oświetlenia i muzyki niediegetycznej, a także zapis o konieczności kręcenia w autentycznych miejscach i plenerach oraz korzystania z rekwizytów znalezionych jedynie na planie. Z perspektywy czasu brzmi to wszystko dość absurdalnie, ale manifest spełnił chyba wtedy swoją podstawową funkcję: wywołał dyskusję i zwrócił uwagę na dwóch młodych reżyserów. Z perspektywy czasu jedną z jego największych zasług wydaje się jednak to, że dzięki niemu powstało "Festen".
Thomas Vinterberg (z prawej) z Laresem von Trierem na planie filmu "Moja droga Wendy", Fot. materiały prasowe
"Festen" opowiada o zlocie zamożnej rodziny, która świętuje urodziny patriarchy. Z tej okazji jeden z synów postanawia wyjawić, że był przez niego w dzieciństwie molestowany. Obserwujemy żmudny proces rozbijania konwenansów na mentalnym, a także fizycznym poziomie: bohater nie tylko jest początkowo ignorowany, zbywany milczeniem i śmiechem, ale też coraz bardziej brutalnie odsuwany od stołu, kneblowany przez uroczyste rytuały i chcących uciszyć go krewnych. Surowa, postulowana przez manifest Dogmy forma nadaje temu wszystkiemu dodatkowego, kinetycznego impetu. Obraz jest roztrzęsiony i mroczny, a całość intensywnie zmontowano. W niektórych momentach można nawet odnieść wrażenie, że ta asceza nie jest odwrotem w stronę prawdziwych historii i emocji, tylko przebiegłym, stylistycznym kuglarstwem.
Vinterberg czuł chyba, że w "Festen", przez samego Ingmara Bergmana nazwanym arcydziełem, wyeksploatował do cna postulowaną w manifeście metodę twórczą, bo później postanowił nakręcić film diametralnie różny pod względem formalnym. „Wszystko dla miłości” to romans ujęty w ramę postapokaliptycznego science-fiction (na podobnym pomyśle oparta jest „Melancholia” von Triera, której pierwsza połowa nawiązuje w dość jawny sposób do "Festen"). Vinterberg stawia na eskapistyczny, przestylizowany gatunkowy gorset. Oglądamy wygenerowane w komputerze wizje zamarzniętej Ziemi, popisy łyżwiarstwa figurowego zakończone strzelaniną i obrazem krwi malowniczo spływającej po lodzie oraz scenę, w której z niewiadomych przyczyn mieszkańcy Afryki zaczynają unosić się ku niebu.
Kadr z filmu "Polowanie". Fot. Kino Świat
W stronę zabawy z gatunkowymi pomysłami inscenizacyjnymi poszedł też w "Moja droga Wendy". Ta historia młodych, którzy ulegają fascynacji bronią palną, zdąża nieubłaganie w stronę finałowej masakry, nakręconej z wielką fantazją i rozmachem. Pewien eskapistyczny rys ma też wizja sielskiej prowincji w komediodramacie „En mand kommer hjem”. W tych wszystkich mniej lub bardziej przyjaznych Nibylandiach Vinterberg zdaje się jednak czuć niepewnie, grzęznąc w kiczu i formalnych zabawach bez znaczenia. Wzrost pewności siebie i jakości przyniosło natomiast realistyczne i surowe „Submarino” (2010), którego akcja rozgrywa się pośród dołów społecznych.
Pośród tej inscenizacyjnej różnorodności Vinterberg pozostawał jednak dość spójny tematycznie. Jednym z głównych motywów jego filmów jest rodzina i jej wpływ na życie jednostki. W "Festen" traumatyzujące jest nie tyle wykorzystywanie seksualne, ile narastające przez lata rodzinne mity i hierarchie. O stygmatyzującym wydarzeniu z dzieciństwa opowiadają również „En mand kommer hjem” i „Submarino”. Zwłaszcza w tym drugim, gdzie życie pod jednym dachem z matką-alkoholiczką wypacza psychikę braci, których zmierzające do autodestrukcji losy śledzimy. Wątek rozdzielonego rodzeństwa – choć niewybrzmiewający w pełni – pojawia się również we „Wszystko dla miłości”. Więzy krwi widziane oczami Vinterberga są niemożliwe do zerwania: krępujące, ale i potrafiące czasem wyciągnąć człowieka z bagna.
Piotr Mirski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 15.03.2013
"Układ zamknięty" od kwietnia w brytyjskich kinach
Przedpremierowe pokazy 10. Planete+ Doc w kinie Iluzjon
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024