PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Rozmowa z Ewą Puszczyńską, producentką filmu "Zabij to i wyjedź z tego miasta" Mariusza Wilczyńskiego oraz "Aidy" Jasmili Žbanić.

Marcin Radomski: Kiedy dołączyła pani do produkcji Zabij to i wyjedź z tego miasta, pełnometrażowego filmu animowanego Mariusza Wilczyńskiego?


Ewa Puszczyńska: Sześć lat temu, czyli po dziewięciu latach pracy Mariusza. Poznaliśmy się w łódzkim Toya Studios. Piotr Dzięcioł z Opus Film, z którym wtedy pracowałam, nie był zainteresowany produkcją tej animacji, dlatego sama zdecydowałam się na współpracę z reżyserem. Początkowo Zabij… miało być krótkim filmem, potem zrobiło się 30 minut, a ja zobaczyłam już ponad dwugodzinny animatic. Ktoś musiał pomóc reżyserowi zmierzyć się z materią obrazu.


Ewa Puszczyńska, fot. Borys Skrzyński


Jaki był pani pierwszy odbiór filmu?


Zafascynował mnie. Uznałam, że to materiał na wielkie dzieło. Pamiętam myśl: żeby mu tylko nie przyszło do głowy wyeliminowanie tego papieru, na którym naszkicowane są rysunki. Na szczęście nikt nie miał takiego pomysłu. Urodziła się pani w Łodzi.


Czy to miało znaczenie w odniesieniu do całego projektu?


Oczywiście, miałam również powody osobiste. Zobaczyłam na ekranie znane mi miejsca. Potem okazało się, że mieszkaliśmy z Mariuszem na sąsiednich ulicach. W Zabij… pojawia się kawiarnia Jubileuszowa. To jedyne czerwone ujęcia w filmie; scena, kiedy alter ego reżysera tańczy z matką graną przez Krystynę Jandę. Obok tej kawiarni znajdowało się kino Wolność, gdzie zaczynałam swoją przygodę z kinem, zresztą od oglądania animacji. Do Jubileuszowej chodziłam z tatą po każdej projekcji na ciastko. Wspomnienia ożyły podczas seansu.


Kadr z filmu "Zabij to i wyjedź z tego miasta", fot. Gutek Film


Na czym polegała pani rola jako producenta wykonawczego?


Mariuszowi potrzebny był producent z doświadczeniem, aby mógł dokończyć dzieło. On wrzucił do filmu wszystkie swoje wspomnienia, a ja miałam pomóc w zredukowaniu materiałów, sprowadzić Zabij… do powszechnie zrozumiałej formy. Nasza relacja opierała się na skrajnych emocjach – miłości i „nienawiści”. Mariuszowi trudno było się pogodzić z moimi niektórymi propozycjami, decyzjami. Konsultował je z montażystą i dźwiękowcem, bo …Puszczyńska to tak uważa… Potem do mnie wracał i nieskromnie powiem, że tylko raz nie przyznał mi racji.


Udało się doprowadzić do zakończenia produkcji filmu.Czy traktuje pani ten projekt wyjątkowo?


Tak, bo zobaczyłam w Zabij… dzieło na granicy kina i sztuki galeryjno-muzealnej. Uważałam, że dystrybucja musi pójść dwutorowo – tradycyjnie na dużym ekranie i w instytucjach prezentujących sztukę. Wszystko pokrzyżowała pandemia. Jakie są tego konsekwencje? Wszelkie festiwale były odwoływane, przesuwane i później przeniesione do sieci. To strata dla pełnometrażowej animacji, bo oglądanie jej na ekranie komputera czy telewizora nie jest korzystne.


Ewa Puszczyńska na Młodzi i Film 2020, fot. Syliwa Olszewska


Dlaczego?


Bo to film stworzony z myślą o dużym ekranie kinowym. Każdy kadr można oprawić i powiesić na ścianie. Poza tym oprócz warstw animacyjno-plastycznych są też emocjonalne – jedne zrozumiałe tylko dla reżysera, inne dla mieszkańców Łodzi, potem dla tych, którzy przeżyli socjalizm, i na końcu te dla wszystkich – uniwersalne.


I jeszcze istotna jest warstwa dźwiękowa.


Od niej, nietypowo, zaczynał Wilczyński. Rozpoczął od nagrań głosów czołówki polskich aktorów i twórców; bardzo ważnych dla polskiej kultury. Pamiętam, jak trudno było Mariuszowi zrozumieć, że świat nie będzie wiedział, kim są Irena Kwiatkowska czy Krystyna Janda. Z Wajdą byłoby łatwiej, ale też tylko dla tych interesujących się międzynarodową kinematografią. Pierwsze 15 minut filmu jest inne od tego, co oglądamy dalej. Na początku jest dużo ogólnych, filozoficznych odniesień do kultury europejskiej, do „Mistrza i Małgorzaty”. To trudne do zrozumienia dla świata. Co za tym idzie, sprzedaż pełnometrażowej, artystycznej animacji nie jest łatwa. Niestety. Agenci i dystrybutorzy z całego świata pisali do mnie piękne, wzruszające maile po seansie Zabij…, a w dalszej części zaznaczali, że nie wezmą filmu, bo na nim – mówiąc wprost – nie zarobią.


Mimo to film odniósł duży sukces na świecie, m.in. brał udział w konkursie Encounters na Berlinale, został uhonorowany wyróżnieniem Jury w Annecy, zdobył wiele międzynarodowych laurów i polskie Złote Lwy w Gdyni. Jak odebrała pani tę nagrodę?


Po raz pierwszy animacja wygrała Gdynię. Bardzo się ucieszyłam z tego zwycięstwa. Tak jak mówiłam, odbierając statuetkę, ta decyzja jury daje nadzieję, że w kinie jest jeszcze miejsce na wrażenia, impresje i ekspresję, a nie tylko opowiadanie historii. Potwierdza to sukces Zabij…


Wcześniej słyszeliśmy pani nazwisko przy okazji "Idy" i "Zimnej wojny" Pawła Pawlikowskiego, ale w ostatnich latach koprodukowała pani wiele interesujących tytułów.


Rzeczywiście, zajmowałam się głównie koprodukcjami, m.in. niemiecko-polsko-francuskim "Kapitanem", gruzińsko- -rosyjsko-polskimi "Zakładnikami" czy "Kongresem", w który były zaangażowane Polska, Belgia, Francja, USA, Izrael, Luksemburg, Niemcy. A wśród najnowszych jest bośniacko-austriacko-rumuńsko-holendersko-niemiecko-polsko-francusko-norwesko-turecki film "Aida" w reżyserii Jasmili Žbanić.


Kadr z filmu "Aida", fot. Gutek Film


Dlaczego zdecydowała się pani na udział w tym projekcie?


Tutaj również mam osobiste wspomnienia. Kiedy w latach 90. toczyła się wojna na Bałkanach i akurat w telewizji pokazywano oblężenie Sarajewa, jak większość osób w południe zwykłego dnia, gotowałam zupę. Pomyślałam sobie, jakie to okrutnie banalne, jutro o tej sytuacji nikt nie będzie pamiętał, pojawią się nowe wiadomości. Gdy przeczytałam scenariusz Aidy, wrócił do mnie tamten moment. Polski wkład twórczy w ten obraz był duży, film montował wraz z asystentką (Agata Cierniak – przyp. red.) Jarosław Kamiński, kostiumy zrobiła Małgorzata Karpiuk, a kompozytorem był Antoni Komasa-Łazarkiewicz.


Koprodukcje to zawsze współpraca z wieloma twórcami. Czy ważniejszy jest projekt, czy stojące za nim osoby?


Kiedyś ktoś mnie zapytał, czy ważna jest historia czy opowiadający. Po dłuższym zastanowieniu odpowiedziałam, że to drugie. I tak mam do dzisiaj. Czasem jest tak: scenariusz nie jest perfekcyjny przygoda. Jeśli nasze dzieło się udaje, ale nie ma nagród, zawsze powtarzam, że zrobiliśmy wybitny film i to jest najważniejsze. Taka jest moja filozofia.


Dokonała pani wielu dobrych wyborów na swojej drodze zawodowej. Jakie są zatem kryteria oceny projektu?


Chcę robić ważne filmy o sprawach, których nie porusza się na co dzień. Zarówno myślę o tematach historycznych, jak i społecznych. Właśnie kończymy film Tomasza Wasilewskiego "Głupcy", który opowiada o bardzo trudnych relacjach rodzinnych. Przygotowuję też debiut fabularny Marty Prus. Robię to, co mnie interesuje, mnie jako otwartą na świat kobietę.

Marcin Radomski
"Magazyn Filmowy", nr 3/2021
Ostatnia aktualizacja:  1.04.2021
Zobacz również
fot. SFP
Nabór filmów do American Shorts
Zestawy Wielkanocne dla seniorów SFP
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll