Kuba Armata: Akcja twojego dokumentu rozgrywa się w miejscu, z naszej perspektywy, egzotycznym. Jak w ogóle trafiłaś na Kubę?
Aleksandra Maciuszek: Kiedy kończyłam kulturoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim, wiedziałam, że w dalszej kolejności chcę podjąć studia z zakresu realizacji filmów dokumentalnych. Zastanawiałam się, którą szkołę wybrać. A że od wielu lat interesowałam się i zajmowałam Ameryką Łacińską – znałam ten region, ludzi – wiedziałam o istnieniu szkoły na Kubie. To taki specyficzny projekt międzynarodowy, na który łożą różne państwa Ameryki Łacińskiej. Ma ona interesujący, warsztatowy program nauczania i co ciekawe, specjalizuje się właśnie w dokumencie. Podchodziłam do tego tak, że nawet jeżeli nie wyjdzie z filmem, to przynajmniej dobrze poznam Kubę, i że to doświadczenie będę mogła jakoś wykorzystać. Sama uczelnia znajduje się w małej miejscowości, około godziny drogi za Hawaną. W szczerym polu. To osobliwy campus, studiują tam ludzie z całego świata. Szkoła oprócz dwóch sal kinowych, studia telewizyjnego, różnych montażowni, sal do postprodukcji dźwięku oraz innych instalacji bezpośrednio związanych z nauczaniem, ma także własny basen, pole uprawne, piekarnię, przychodnię medyczną.
Casa Blanca to z kolei jakby podmiejska dzielnica Hawany.
Tak, dość specyficzna, bo oddalona od samego miasta i oddzielona Zatoką Hawańską. Tam akurat zawsze bardzo mi się podobało, bo to taka rybacka miejscowość, ze specyficzną atmosferą i charakterem. W tym miejscu szukałam tematu na film. Pewnego dnia zobaczyłam Nelsę i Vladimira idących ulicą. Zaintrygowali mnie na tyle, że postanowiłam dowiedzieć się więcej i drążyć dalej temat. Szybko się do niego przekonałam, zwłaszcza że w niedługim czasie staliśmy się przyjaciółmi. Początkowa ekscytacja zakłócona została jednak przez kilka problemów i w efekcie na pewien czas porzuciłam ten temat.
Twoi bohaterowie Nelsa i Vladimir podzielali ten entuzjazm?
Nie wiem czy był to entuzjazm wobec samego projektu, ale byli zadowoleni, że ktoś wykazywał zainteresowanie i chciał spędzać z nimi czas. Nelsa i Vladimir to ludzie ciężko doświadczeni przez los, spychani cały czas poza nawias społeczeństwa. Także z uwagi na swoje charaktery, znajdują się w ciągłej konfrontacji zarówno ze swoją rodziną, jak i lokalną społecznością. Kiedy nagle pojawił się ktoś, kto był po ich stronie, było to dla nich rodzajem święta. Nelsa bardzo chętnie nas podejmowała, czuliśmy się jak mile widziani goście. Poza tych chciała, żeby ta historia została opowiedziana.
Co cię w nich tak zainteresowało?
To odbywało się etapami. Najpierw była pierwsza fascynacja, czyli rzucenie się na temat. Później z kolei, był okres, kiedy w niego zwątpiłam. To miał być mój film dyplomowy, ale tuż przed rozpoczęciem zdjęć postanowiłam zmienić temat. Ta historia bardzo mnie w pewnym momencie zmęczyła. Z jednej strony wydawało mi się, że jest ona interesująca, narracyjna, głęboka, lecz z drugiej zawierała wiele pułapek. Dzisiaj myślę sobie, że dobrze się stało, iż wtedy tego filmu nie zrobiłam.