Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
O nowym filmie Macieja Drygasa „Abu Haraz” rozmawia z reżyserem Kuba Armata. Oto fragment wywiadu, który ukaże się w nowym numerze „Magazynu Filmowego SFP” (nr 31/2014), już 10 marca br.
Kuba Armata: Obok "Abu Haraz" nakręcił pan w Sudanie dokument „Usłysz nas wszystkich”. Jak trafił pan do tego afrykańskiego kraju?
Maciej Drygas: Kiedyś przypadkowo usłyszałem w radiu rozmowę z Bogdanem Żurawskim, który opowiadał o pracach polskich archeologów w Sudanie. Miała tam powstać gigantyczna zapora wodna na Nilu i władze zwróciły się do archeologów z całego świata, by zbadali ten teren, zanim znajdzie się na dnie sztucznego jeziora. Pomyślałem, że to ciekawy punkt wyjścia, a w dodatku niezwykła przygoda i nowe doświadczenie. W swoim życiu zrobiłem niewiele filmów i zanim zdecyduję poświęcić każdemu z nich kilka lat, muszę mieć pewność, że otwieram dla siebie jakąś nową księgę. Udaliśmy się z operatorem Andrzejem Musiałem na dokumentację i zaczęliśmy obserwować pracę gdańskich archeologów, którzy wtedy mieli swoją bazę w mikroskopijnej wiosce – Abu Haraz. Dość szybko zorientowałem się, że prawdziwy dramat będzie się rozgrywał po stronie jej mieszkańców. „Usłysz nas wszystkich” był filmem, który powstał równolegle do "Abu Haraz". Archeolodzy wyruszyli dalej, a ja zostałem w naszej wiosce.
Od początku wiedział pan, co stanie się z Abu Haraz?
Wiedzieliśmy, że Abu Haraz za kilka lat zniknie pod wodą, a władze budują pośrodku pustyni miasto dla ponad 50 tysięcy przesiedleńców. Sprawiało wrażenie bezdusznego getta. Mieszkańcy Abu Haraz to chłopi, którzy całe życie zmagali się z naturą i ciężko pracowali na polach. Nagle musieli przenieść się do świata, w którym właściwie nie wiadomo, co mają robić. Czułem, że ich dramatyczna historia stanie się pretekstem do budowania struktur bardziej uniwersalnych. Że będzie to film o bólu utraty.
Jak ci ludzie pana przyjęli? Biały człowiek, z kamerą, nie wiadomo, jakie ma zamiary. Zaufali panu od razu czy był to dłuższy proces?
Biały człowiek kojarzył im się dotychczas w dwóch rolach: jako archeolog, który daje im pracę, bądź lekarz. Nagle pojawili się ludzie z kamerą. Tłumaczyłem, że będę robił o nich film, przekonywałem, że jesteśmy ich pamięcią. Za parę lat, kiedy nie będzie Abu Haraz, pozostaną materiały, które realizujemy. One będą dla nich bezcenne. Tak naprawdę, zrozumieli to w chwili, gdy znaleźli się w nowym miejscu. Poczuli, jak wielką rzecz dla nich robimy. Nauczenie i zrozumienie tego świata nie było proste. Najpierw sami musieliśmy przystosować się do niezwykle trudnych, surowych warunków. To w końcu najgorętsze miejsce na świecie. Potem trzeba było nauczyć się podstawowych praw. Początkowo musieliśmy prosić mężczyzn o pozwolenie, byśmy mogli fotografować ich żony i dzieci. Szybko jednak staliśmy się członkami tej społeczności. Chyba również dlatego, że szczerze pokochaliśmy ten świat.
Maciej Drygas: Kiedyś przypadkowo usłyszałem w radiu rozmowę z Bogdanem Żurawskim, który opowiadał o pracach polskich archeologów w Sudanie. Miała tam powstać gigantyczna zapora wodna na Nilu i władze zwróciły się do archeologów z całego świata, by zbadali ten teren, zanim znajdzie się na dnie sztucznego jeziora. Pomyślałem, że to ciekawy punkt wyjścia, a w dodatku niezwykła przygoda i nowe doświadczenie. W swoim życiu zrobiłem niewiele filmów i zanim zdecyduję poświęcić każdemu z nich kilka lat, muszę mieć pewność, że otwieram dla siebie jakąś nową księgę. Udaliśmy się z operatorem Andrzejem Musiałem na dokumentację i zaczęliśmy obserwować pracę gdańskich archeologów, którzy wtedy mieli swoją bazę w mikroskopijnej wiosce – Abu Haraz. Dość szybko zorientowałem się, że prawdziwy dramat będzie się rozgrywał po stronie jej mieszkańców. „Usłysz nas wszystkich” był filmem, który powstał równolegle do "Abu Haraz". Archeolodzy wyruszyli dalej, a ja zostałem w naszej wiosce.
Od początku wiedział pan, co stanie się z Abu Haraz?
Wiedzieliśmy, że Abu Haraz za kilka lat zniknie pod wodą, a władze budują pośrodku pustyni miasto dla ponad 50 tysięcy przesiedleńców. Sprawiało wrażenie bezdusznego getta. Mieszkańcy Abu Haraz to chłopi, którzy całe życie zmagali się z naturą i ciężko pracowali na polach. Nagle musieli przenieść się do świata, w którym właściwie nie wiadomo, co mają robić. Czułem, że ich dramatyczna historia stanie się pretekstem do budowania struktur bardziej uniwersalnych. Że będzie to film o bólu utraty.
Jak ci ludzie pana przyjęli? Biały człowiek, z kamerą, nie wiadomo, jakie ma zamiary. Zaufali panu od razu czy był to dłuższy proces?
Biały człowiek kojarzył im się dotychczas w dwóch rolach: jako archeolog, który daje im pracę, bądź lekarz. Nagle pojawili się ludzie z kamerą. Tłumaczyłem, że będę robił o nich film, przekonywałem, że jesteśmy ich pamięcią. Za parę lat, kiedy nie będzie Abu Haraz, pozostaną materiały, które realizujemy. One będą dla nich bezcenne. Tak naprawdę, zrozumieli to w chwili, gdy znaleźli się w nowym miejscu. Poczuli, jak wielką rzecz dla nich robimy. Nauczenie i zrozumienie tego świata nie było proste. Najpierw sami musieliśmy przystosować się do niezwykle trudnych, surowych warunków. To w końcu najgorętsze miejsce na świecie. Potem trzeba było nauczyć się podstawowych praw. Początkowo musieliśmy prosić mężczyzn o pozwolenie, byśmy mogli fotografować ich żony i dzieci. Szybko jednak staliśmy się członkami tej społeczności. Chyba również dlatego, że szczerze pokochaliśmy ten świat.
PZ
Magazyn Filmowy SFP
Ostatnia aktualizacja: 27.02.2014
fot. Against Gravity
SFP wspiera polskich artystów ceramików
70. urodziny Wojciecha Marczewskiego
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2025