PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  30.07.2013
Ze Stanisławą Celińską, wybitną aktorką teatralną i filmową, rozmawia Marcin Zawiśliński.

Portalfilmowy.pl: Na Dwóch Brzegach jest pani bohaterką cyklu "I Bóg stworzył Aktorkę…". Tytuł tej sekcji nawiązuje do słynnego filmu Rogera Vadima "I Bóg stworzył kobietę". Oglądała go pani?

Stanisława Celińska: O tak! Moim zdaniem Brigitte Bardot to prawdziwa gwiazda i niezwykły człowiek. Ostatnio czytałam z nią nawet wywiad, w którym opowiadała o swojej miłości do zwierząt. Bardzo ją cenię za to, co dla nich robi. Oczywiście, ja nie zrobiłam tak wielkiej kariery jak ona, na skalę światową. Ale znam i rozumiem ten blichtr, zmęczenie i wypalenie, jakie towarzyszą wielu artystom, w tym także jej. Mnie przed negatywnymi emocjami ratuje być może teatr, w którym gram, oraz śpiewanie, które bardzo lubię. Chociaż sama też miałam momenty załamania. Chciałam być inspicjentką. Myślałam też o pracy w przedszkolu, a nawet w zoo, wśród zwierząt.


Stanisława Celińska podczas koncertu "Moja Warszawa". Fot. Dwa Brzegi.

PF: Czym dla pani jest bycie artystką?

SC:
Przede wszystkim to jest rodzaj zakonu. Jeżeli chce się ten zawód uprawiać naprawdę dobrze, trzeba umiejętnie zarządzać swoim instrumentem, czyli własnym ciałem. To jest organ, który prowadzi codzienne życie, cierpi, jak każdy ma różne problemy, a z drugiej strony jest mocno eksploatowany zawodowo. Dlatego trzeba o niego bardzo dbać. Równocześnie jednak, jeżeli człowiek nie przeżyje iluś tam doznań, to potem trudno mu coś prawdziwego powiedzieć. Takie nie zawsze przyjemne doświadczenia pozwalają później przez dwie godziny umiejętnie kreować świat przez siebie wymyślony, a nie ten, który mnie osobiście dotyka. Czasami żartuję, że aby ten zawód uprawiać, trzeba mieć wrażliwość motyla i odporność słonia.

PF: Jak zaczęła się pani fascynacja aktorstwem?

SC:
Urodziłam się po wojnie na warszawskiej Pradze. Moje dzieciństwo było czarno-białe. Występy na scenie dawały mi możliwość bycia kimś innym niż naprawdę jestem. Ta perspektywa bardzo mnie pociągała. A może była w tym też chęć ucieczki od prawdziwego życia, którego się bałam...? Decyzję o tym, że zostanę artystką, podjęłam po przeczytaniu dwóch książek: biografii Heleny Modrzejewskiej oraz Isadory Duncan, która – podobnie jak ja – także w wieku 12 lat postanowiła, że zostanie tancerką. Zafascynowała mnie ta wolność i pasja, jaką posiadały obie kobiety. W pierwszym przypadku do teatru, do ról i literatury, a w drugim do tańca, który też jest mi bardzo bliski. Wspomniałabym jeszcze jedną osobę: Marię Curie-Skłodowską, która uporczywie poszukiwała prawdy.

PF: Jakby pani zdefiniowała prawdę w sztuce?

SC:
Ona zawsze leży gdzieś bardzo głęboko. Trzeba długo szukać prawdziwych motywów postępowania postaci. Moment, w którym się to odkryje, jest cudowny.

PF: Od lat mówi pani o ogromnym znaczeniu wiary w pani życiu. Czy i jeżeli tak, to w jaki sposób przekłada się ona na pracę na scenie czy też na planie filmowym?

SC:
Jedna z biografek Jana Sebastiana Bacha napisała, że on pisał dla Boga. Może dlatego jego kompozycje muzyczne są tak wspaniałe. Tworząc dla ludzi, ryzykujemy, że zawsze znajdzie się ktoś, komu nasza praca się nie spodoba. Mamy po prostu różne gusta. Natomiast, mając za punkt odniesienia najwyższą doskonałość (Boga), stać nas czasami na wykreowanie czegoś naprawdę niezwykłego. Jeżeli przed wejściem na scenę zapomnę się przeżegnać, to jestem bardzo nieszczęśliwa. Potem jestem bardzo poddenerwowana, a to z kolei wpływa na to, jak gram.

PF: Jak udaje się pani godzić wiarę w Boga z występami w – uważanym za kontrowersyjny - teatrze Krzysztofa Warlikowskiego?

SC:
Wbrew pozorom Krzysztof Warlikowski jest osobą wierzącą. On w swoich sztukach zajmuje się pokazywaniem zła. Człowiek po obejrzeniu jego spektakli myśli: "Ojej, ale ja taki nie jestem". Świat bardzo często, niestety, jest taki jak przedstawia go Warlikowski. Istnieją tacy ludzie. Poza tym, wszyscy jesteśmy trochę porąbani. Nikt nie jest idealny. Dla każdego jest jednak jakieś światełko w tunelu, jakieś wyjście. W moim ostatnim spektaklu takim wyjściem była miłość. A dla mnie miłość to Bóg. Dlatego też zagrałam w "Oczyszczonych" angielskiej dramatopisarki Sarah Kane. Wiedziałam, że jej literatura była szczera. Była takim poszukiwaniem Boga, mimo że ona od niego odeszła. Ten spektakl stał się dla mnie oraz dla moich koleżanek i kolegów z teatru wzorcem metra z Sèvres. Do niego przyrównujemy nasze kolejne spektakle.


Stanisława Celińska podczas koncertu "Moja Warszawa". Fot. Dwa Brzegi

PF: A które z ról filmowych uważa pani za najbardziej znaczące w swoim dorobku?

SC:
Przede wszystkim mój debiut, czyli Żydówka Nina w "Krajobrazie po bitwie" Andrzeja Wajdy. Ta rola bardzo dużo mnie kosztowała. Tym bardziej, że nie miałam wówczas doświadczenia w występach przed kamerą. Potem wymieniłabym Agnieszkę Niechcic w "Nocach i dniach" Jerzego Antczaka oraz Zosię w "Pannach z Wilka" Wajdy. Z sentymentem wspominam też moje kreacje w filmach Stanisława Barei oraz w komedii "Pieniądze to nie wszystko" Juliusza Machulskiego. Do tej listy dodałabym również występy w serialach telewizyjnych: "Siedlisko" oraz "Mamuśki".

PF: W ubiegłym roku razem z Bartkiem Wąsikiem i Royal String Quartet nagrała pani płytę z piosenkami o stolicy, zatytułowaną "Nowa Warszawa". Jak do tego doszło?

SC:
Teatr śpiewany to po występach na scenie moja druga muza. Do powstania tej płyty doprowadził Mike Urbaniak. To on mi to zaproponował i pożenił całą naszą trójkę.

PF: Płyta będzie miała swoje dalsze, filmowe życie.

SC:
Już 2 sierpnia mamy się spotkać w tej sprawie z reżyserem Bartkiem Konopką. I będziemy kręcić. Niewykluczone, że przynajmniej jedna z piosenek zostanie zarejestrowana na jednym z podwórek warszawskiej Pragi, które pamięta jeszcze czasy wojny.


Marcin Zawiśliński
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  30.07.2013
Zobacz również
"Nie zapomnij mnie" na otwarcie 10. EFF Integracja Ty i Ja
Twórca "Płynących wieżowców" pracuje nad nowym filmem
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll