Festiwal Filmy Świata Ale Kino!, który w Warszawie przekroczył półmetek, przez kilka dni zdążył wyłonić kilka tytułów, które z pewnością zostaną w pamięci widzów na dłużej.
Do takich filmów należy turecki „Pył czasu”, wyróżniony na festiwalu w Wenecji nagrodą za najlepszy debiut. Kameralny dramat Aliego Aydina krzyżuje w sobie tradycje ponurych moralitetów Demirkubuza i egzystencjalistycznych opowieści Ceylana, ale wszystkie te nawiązania przekracza, proponując osobny rodzaj kina i oryginalny sposób budowania opowieści. Statyczny i budowany na niedopowiedzeniach, „Pył czasu” składa się na portret mężczyzny poszukującego ciała syna, który przed kilkunastoma laty zaginął i najpewniej z powodów politycznych został zabity. Historia dramatu rodzica, który stracił dziecko i szuka jego śladów, aby móc na zawsze się z nim pożegnać, stanowi punkt wyjścia dla portretu tureckiego społeczeństwa – zawieszonego między tym, co znane i oficjalne oraz tym, co niewidoczne, spychane do podświadomości. Równie ciekawie prywatne z publicznym splata się w marokańskim „Życiu na sprzedaż” Faouzi Bensaidiego. Bohaterami filmu są trzej bezrobotni kumple mieszkający w portowym Tetuanie. Różni ich prawie wszystko, a łączy ten sam cel: pragną wyrwać się z dotychczasowego marazmu i nadać sens swojemu życiu. Decydują się na krok ostateczny – ryzykowny napad na sklep jubilera. Z ponurego obrazu ich losów wyłania się metaforyczna opowieść o Maroku, rozpiętym między tradycją i nowoczesnością, nękanym gospodarczym kryzysem, poszukującym drogi do rozwoju. Bensaidi, wyrastający od paru lat na jednego z najlepszych marokańskich reżyserów, świetnie wykorzystuje konwencję kina gatunkowego. Nadaje nowy blask kryminałom rodem z filmu noir, zaludniając świat bohaterkami w stylu femme fatale, męskimi postaciami na granicy prawa i melancholijną nutą niewiary w rzeczywistość. Kryminalna intryga szczególnie ciekawy kształt zyskuje w drugiej części filmu, gdy akcja nabiera tempa i rozwija się w najmniej spodziewanym kierunku.
Kadr z filmu "La Sirga". Fot. Filmy Świata Ale kino!
Kolejną perełką festiwalu okazała się kolumbijska "La Sirga" Williama Vegi – zanurzona w realizmie magicznym opowieść o dziewczynie, która w wyniku lokalnych zamieszek straciła najbliższych i przeprowadza się do wuja, szukając u niego schronienia. Przedstawiona w malarskich ujęciach rzeczywistość, choć cicha i spokojna, przeszyta jest niepokojem – echa wojny domowej wciąż są obecne i nie dają o sobie zapomnieć, zwiastując kolejne zagrożenia, których spodziewają się bohaterowie. W filmie Vegi, inspirowanym z jednej strony dramatami Becketta, z drugiej strony kinem Tarkowskiego, historia działa za pośrednictwem obrazu – statyczne, zamglone kadry, w których mieszkają postaci, zdają się mówić o nich więcej niż rzucane z rzadka słowa. Równie hipnotycznym filmem okazał się jeden z najbardziej oczekiwanych tytułów tegorocznej edycji, „Druga żona” Brillante Mendozy. Filipiński reżyser należy dziś do najpłodniejszych i – jak dowodzi ostatnie dzieło – najzdolniejszych autorów współczesnego kina. Znany jako uważny portrecista miejskich slumsów, tym razem wyruszył z kamerą na prowincję, umieszczając akcję w rybackiej wiosce. Jego opowieść o poświęceniu bezpłodnej kobiety szukającej dla męża wybranki, która urodziłaby mu potomka, odczytywać można na kilku poziomach. Na tym pierwszym, mieniący się kolorami i dźwiękami film stanowi fascynujący dokument etnograficzny, w którym kamera zagląda do nieznanego zachodniemu widzowi świata, rządzącego się własnymi prawami. „Druga żona” kryje jednak w sobie znacznie więcej: najważniejszy jest tu dramat bohaterki, z perspektywy której oglądamy świat. Piękne obrazy i wnikliwość kamery przynoszą opowieść o relacjach między jednostką i społeczeństwem, spunktowaną przez wstrząsający finał. Działanie w imię dobra wspólnoty oznacza nie tylko pogodzenie się z losem – zdaje się mówić reżyser "Kinatay" – ale też przede wszystkim rezygnację z samego siebie.