PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  1.10.2012
Z Ryszardem PEJĄ Andrzejewskim, obecnym na polskiej scenie hip-hopowej właściwie od początku jej powstania, rozmawia Edyta Jarząb.

PortalFilmowy.pl: W związku z powstaniem filmu „Jesteś Bogiem“ wzrosło zainteresowanie polskim hip-hopem. Nastąpi jakiś masowy zwrot ku tej muzyce?

PEJA: Hip-hop jest jedną z najpopularniejszych gałęzi przemysłu muzycznego w kraju i również pod względem artystycznym ma dużo do zaproponowania, w związku z czym próby wrzucenia czegoś na duży ekran będą się pojawiały coraz częściej. Film pojawił się w dobrych czasach, ponieważ hip-hop przez ostatnie 10 lat radził sobie bez promocji w mediach. Wydajemy wiele płyt, które sprzedają się w dziesiątkach tysięcy – ale media sprowadzają nas do pozycji niszy, tak, że przeciętny człowiek może mieć wrażenie, że my wciąż gramy po piwnicach. Raperzy z mojego rocznika mają dość wywodów socjologicznych, opartych na stereotypach. Chcemy mówić o muzyce, o tym, że dociera do ludzi, że zrzeszamy się w kulturze, która obejmuje cały świat bez względu na rasę, płeć wyznanie czy poglądy.
Hip-hop jest mocniejszy niż kiedykolwiek, i to jest intrygujące. W tym momencie artyści są niezależni finansowo, mają własne wytwórnie, doświadczenie i wiedzę niezbędną do utrzymania się na rynku i do rozwoju. Ten film przypomina, że ludzie, którzy stworzyli Paktofonikę nadal są na rynku – bo Rahim i Fokus wydają płyty, działają.
Istnieje duża grupa ludzi, którzy w tamtych czasach byli nastolatkami, dla których debiut Paktofoniki kojarzy się z pięknym czasem w ich życiu.

Ryszard PEJA Andrzejewski. Fot: Marek Lapis/FORUM

PF: Cudowne lata 90., początek nowej ery w historii Polski, jak patrzysz na tamten czas z dzisiejszej perspektywy?

P: Na pewno ważniejszy był człowiek, ludzie mieli ze sobą o czym rozmawiać i chcieli się dzielić doświadczeniem, poglądami – to był nasz jedyny kapitał. Ja miałem jedne spodnie, dziurawe buty, zaciśnięte pięści, determinację żeby przetrwać i sobie poradzić.
Do wszystkiego doszliśmy sami, bo wszystkiego trzeba było się nauczyć. Nie było internetu, a mimo to  tworzyło się coś takiego jak „hip-hop community“. Społeczność zaczęła się rozrastać - pocztą pantoflową krążyły nagrania z Warszawy, Kielc, Łodzi, Krakowa i Poznania.
Najszybciej zareagowali mejdżersi, którzy złapali Liroya – Sławek Pietrzak od Kazika chwycił Wzgórze YaPa 3, wyszedł Kaliber 44 i od tego momentu właściwie zaczął się kręcić tzw. rapowy przemysł muzyczny. W Poznaniu najpiękniejsze były te lata do roku 2000, wszystko organizowaliśmy sami, bywało, że ludzie chcieli za darmo jeździć na koncerty, byle się tylko pokazać, coś przeżyć. Nie było pieniędzy na sprzęt ani studio – było ciężko ale dążenie do samorealizacji, wiara we własny talent i możliwości uczyniła z tego to, czym jest dzisiaj polski hip-hop. Cieszę się, że mogłem w tym uczestniczyć praktycznie od samego początku.

PF: Dlaczego Polacy sięgnęli po muzykę amerykańskich raperów, no i przede wszystkim gdzie ją ponieśli?

P: Nie należy dorabiać do tego żadnej ideologii. Świetna muza, z przekazem trafiającym idealnie w punkt, którym była sytuacją społeczno-gospodarcza związana z przemianami ustrojowymi po 1989 roku. Dzięki demokracji, którą wywalczyli nam opozycyjni działacze i muzycy rockowi, w czasach ciężkiej komuny możemy dziś  powiedzieć prawie wszystko.
Oczywiście, w konsekwencji pojawia się wiele nieprzemyślanych wypowiedzi czy tekstów.
Hip-hop stał się częścią biznesu, ale wielu artystów kieruje się wciąż tymi samymi pobudkami - każdy z nas ma takie swoje mentalne podziemie, swoją piwnicę, swoje zasady. Dlatego nie przyjechałem na premierę „Jesteś Bogiem“, bo wolę pójść normalnie do kina z tymi dzieciakami, które wierzą zarówno w Magika, Rahima, jak i  w wielu z nas. Nie należę do kręgu wzajemnej adoracji, moi fani by sobie tego nie życzyli, również artyści, z którymi współpracuję. Jeśli popatrzysz na niektórych raperów z USA – są twarzami wielkich koncernów, albo spotykają się na obiadkach z Obamą. Tutaj to nie możliwe. U nas mainstream to jedno wielkie szambo, niemające nic wspólnego z gwiazdorstwem. W Polsce status gwiazdy to synonim buractwa. Takie jest moje zdanie.
Stanowimy kontrkulturę, która w stosunku do całego mainstreamu i do całej branżówki robi coś szczerze autentycznego. Oprócz hip-hopu w Polsce taką funkcję spełnia jeszcze reggae, punk i alternatywny rock.

PF: Hip-hop i punk, łączy je wyrażanie niezgody na rzeczywistość, ale punk to przecież hasło „no future“, a jaki przekaz niesie ze sobą hip-hop?

P: Hip-hop ma przyszłość. To inny system wartości – punk to autodestrukcja. Samozniszczenie w hip-hopie też istnieje: zadymy, panienki, narkotyki – tu jest zapewne pożywka dla wywodów socjologicznych - ale nie usłyszysz ode mnie, że tak wygląda typowy hip-hopowiec. Tak naprawdę, my się również dzielimy na różne kategorie, chociaż szczerze uciekam od szufladek. Masz hip-hop rozrywkowy, imprezowy, by nie nazwać go wręcz komercyjnym, i taki z przekazem, bardziej refleksyjny, który porusza problemy zwykłych ludzi. Jest też rap mocniejszy, hardcorowy, który opowiada o realiach ulicznego gangu i nie są to realia przeszczepione z amerykańskich kawałków, bo jeśli podglądasz, co się dzieje, na przykład, w Krakowie, jakie są tam podziały ze względu na drużyny sportowe, to rozumiesz, o czym mowa. Rzeczywistość na ulicach nie jest ciekawa, patologia jest widoczna, dzieciaki dorastają w takich klimatach. Ale wiesz, nie chciałbym, żeby ten kto wychował się na podwórku i ma coś do powiedzenia, nie mógł sobie podać ręki z tym, który skończył studia i pisze refleksyjne teksty oparte na metaforach.
Łączy nas wspólny cel: zamiłowanie do muzyki. Podgatunki nie powinny skłócać fanów - choć z tym jest różnie: ludzie słuchający bardziej intelektualnego rapu – co jest absurdem, bo uważam, że każde działanie literackie czy muzyczne bez względu na tematykę wymaga wysiłku intelektualnego (patrz szufladkowanie) - często patrzą z góry na wykonawców, którzy stawiają na prostotę w przekazie, zarzucając im prostactwo. Mądrale po studiach hołubią tych, którzy są lepiej wykształceni, i uważają ich za lepszych, za bardziej wrażliwych czy bardziej wzorcowych. Jestem przeciwko jakimkolwiek podziałom, ale tak to wygląda.
Jest jedna zasada: bądź prawdziwy, jeśli uważasz się za prawdziwego, nie wymyślaj z kapelusza, opowiadaj o tym co robisz, co przeżyłeś, zaobserwowałeś - na tym polega cały autentyzm, przekaz, szczerość i prostota. Oczywiście używaj też własnej wyobraźni, nie trzeba pisać wyłącznie o rzeczach przeżytych, wiele można sobie wyobrazić, zainspirować się innym dziełem, książką, filmem, to stanowi o rozwoju literackim.

PF: Masz świadomość, że trafiasz do milionów młodych ludzi. To duża odpowiedzialność, a może moc?

P: Hip-hop to jedność, szacunek i zaufanie. Pomimo całej tej otoczki, że hip-hop to narkotyki, przemoc i przedmiotowe traktowanie kobiet.
Nie powinien stwarzać warunków do podsycania agresji i przemocy, niestety, występuje i taki przekaz, bo jest w nas frustracja i potrafimy dać jej wyraz, w imieniu własnym i pewnych grup społecznych, z których się bezpośrednio wywodzimy. Ludzie bujają się od okienka do okienka w urzędzie, system ich gnoi, nie mają z czego żyć, a dzieciaki obserwują zmagania swoich rodziców i nie chcą powielać ich błędów. Pomyślą, po co się uczyć, po co robić cokolwiek, jak i tak jesteś uzależniony od pracodawcy, który może cię zwolnić z dnia na dzień po 20 latach harówy i jesteś z ręką w nocniku – to usłyszą w tekstach hip-hopowych. Ile z tego wezmą dla siebie - indywidualna sprawa, ważne jest jednak, żeby zagrzewać do działania, do tego, by nie przegapić tego momentu, kiedy się ma największy potencjał, żeby się nie zmarnować, nie iść w nałogi, żeby nie siedzieć jak dziad na dworcu, mając dwadzieścia parę lat ze starszymi kolegami, którzy już potracili kończyny i wyglądają jak czternaste pokolenie Arapaho.

Trzeba ludzi motywować – ta muzyka, paradoksalnie, daje im napęd. Nawet, jeżeli nie kupią naszej płyty, mają piracką kopię, może kiedyś będzie ich stać na legalną muzykę, środki do życia, zaspokojenie potrzeb pierwszego rzędu. Wielu z nich nie ma nic oprócz tej muzyki, tylko w to wierzą. Może dzięki temu się odbiją jeden z drugim i po latach przyjdzie na koncert w garniturze, mówiąc: jestem prezesem dużej firmy, nie miałem grosza przy duszy, pochodzę z rozbitej rodziny, ale słuchałem ciebie 20 lat temu, dzisiaj mam wszystkie twoje płyty, dziękuję ci, że zmieniłeś moje życie.

PF: Czy to anegdota z życia?

P: Jedna z wielu.

Ryszard "Peja" Andrzejewski. Fot: Marek Lapis/FORUM

PF: Wielu z was prowadzi działalność promującą młode talenty – muzyczne, sportowe, Sokół prowadzi Prosto, ty masz Terrorym... Jesteście jak starsi bracia, ojcowie?

P: Tak, to jest trochę działalność podobna to wsparcia rodzinnego, które nie każdy ma ale jest w tym dużo myślenia biznesowego – ubieramy sportowców, finansujemy ich wyjazdy na zawody, a oni reprezentują naszą firmę.
Do tego dochodzi jeszcze element ludzki, zwykła sympatia – tak było, kiedy poznałem Marcina „Różala“ Różalskiego, od razu wiedzieliśmy, że chcemy współpracować..
Sokół  lata temu pracował w boksie zawodowym, chłopaki z Hemp Gru wspierają masę młodych ludzi, w tym zdolnych i utytułowanych sportowców pokroju Zosi Klepackiej, która przywiozła brązowy medal z Londynu. Jesteśmy poważnymi ludźmi, z którymi idzie się dogadać, szukamy pomysłu na siebie i wykorzystujemy potencjał, który mamy. I potrafimy wspierać różnych ludzi – od graczy w zośkę, przez fighterów, judoków. Sport jest nieodłącznym elementem kultury hip-hopowej. Mówi się, że artyści ćpają i pewnie coś w tym jest, ale jest też spory odsetek ludzi, którzy żyją w sposób właściwy, godny naśladowania. Zaczynając od  najprostszych spraw: że warto być uczciwym, wiernym swoim zasadom, żyć w zdrowiu, walczyć z przeciwnościami losu i z patologicznym zachowaniem jak nadmierne stosowanie używek. Ja w tym momencie jestem bardzo anty - nie piję od 3 lat, nie zażywam jeszcze dłużej, choć daleko mi od bycia ministrantem, staram się postępować właściwie. Wybrałem życie pozbawione udręki i problemów.
Nie chcę przeszkadzać ludziom w melanżu, być czarną owcą, kimś, kogo wytyka się  palcem, bo się ma za lepszego, po prostu, wybrałem rozwój. Wszystko jest w moich rękach, a jeśli wiem, że ktoś idzie za mną, to mnie to jeszcze bardziej motywuje.
Chciałbym, żeby moje dziecko miało trzeźwego ojca, który przyuczy go do życia, lepiej niż zrobił to mój ojciec. Będę miał okazję być ojcem i dzieckiem w jednym... Tyle, ile wrzuca się złego w teksty, tyle też powinno w nich być dobrego, nadal będę mówił o rzeczach ważnych, będę przestrzegał przed używkami – dopóty inni raperzy będą nawijać, że dobrze jest być na haju cały czas.

PF: Wracając do punktu wyjścia naszej rozmowy, czego spodziewałeś się idąc na „Jesteś Bogiem“? Zapisu tych nastrojów kiedy rodził się hip-hop, opowieści o znajomych postaciach?

P: Historię filmu „Jesteś Bogiem“ śledzę od pierwszych doniesień prasowych. To są tak zamierzchłe czasy, że nikt nie byłby w stanie precyzyjnie odtworzyć tamtych wydarzeń.  Ponieważ Paktofonika po śmierci Magika została otoczona kultem, więc producenci, reżyser skoncentrowali się na historii zespołu. Aczkolwiek powinno się mówić Magik z Kalibra 44, z całym szacunkiem do PFK.
Tym niemniej, kino jest w porządku – aktorzy się postarali, dobrze się ruszają, nawijają, wykonali naprawdę super robotę. Dzięki temu można rzeczywiście dostrzec w nich faktycznych bohaterów owych wydarzeń. Film ma chwytać za serducha młodych ludzi, pokazać jakąś opowieść, człowieka, który zmaga się z problemami, z brakiem zrozumienia i poczuciem wewnętrznej pustki. Tak to odbieram.
Film pokazuje śląskie realia w dniu narodzin boomu hiphopowego. Bardzo podziwiam ludzi, którzy potrafią radzić sobie w tak trudnych warunkach, artystów, którzy potrafią tworzyć piękną i kreatywną muzę pomimo sprzeczności, które nimi targają, pomimo problemów natury egzystencjalnej. Tutaj muszę się skłonić ku Ryśkowi Riedlowi, który również stamtąd pochodził i również jest postacią tragiczną i zarazem kultową...
Posiłkując się wypowiedzią Kuby Wojewódzkiego: „tam (na Śląsku) wszystko jest smutne, nawet winda“. Klimaty Kalibra i Paktofoniki od zawsze kojarzyły mi się z ciężkim śląskim krajobrazem, przydymionymi kominami. Często ludzie żartowali, że ta niezrozumiała liryka, skomplikowane teksty, to skutek tego, że oni są podduszeni tym dymem, zaczadzeni, więc mamroczą jak opętani te swoje zaklęcia.

PF: Ostatnie pytanie: Jak film? Trafia, jest szczery?

P: Film na pewno jest bardzo smutny, choć są i wątki humorystyczne, które do pewnego momentu rozładowują napięcie, jakie towarzyszy zarówno bohaterom, jak i widzowi. Zespół przedstawiony jest jako grupka zagubionych młodych ludzi, którzy w kryzysowych momentach nie potrafili się wspólnie dogadać. Trochę kłóci się to z moim wyobrażeniem na ich temat. Zespół, który do dziś świetnie radzi sobie tyle lat po śmierci Magika, kojarzy mi się raczej z dość wyrazistymi osobowościami. W filmie tego nie ma. Nie znajdujemy także wyjaśnienia, odpowiedzi, jak i dlaczego zginął Magik. Motywy jego działania są, według mnie, niejasne. Tu nie chodziło o rozwód czy brak wiary we własne możliwości. Za tym musi kryć się coś więcej, człowiek, który decyduje się na tak desperacki krok prawdopodobnie nie ma już siły na to, by radzić sobie z otaczającą go rzeczywistością. Nie wiemy dokładnie, gdzie fikcja styka sie z rzeczywistością. Główny bohater na przemian jest wyluzowany lub na skraju załamania, takie huśtawki muszą sprawiać niesamowity ból. Być może, nie chciał czuć tego bólu, pustki, braku zrozumienia, być może sam nie rozumiał, dokąd zmierza. To naprawdę przytłaczająca historia...


Edyta Jarząb
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  1.10.2012
Zobacz również
Polskie kino nie powinno się bać
Studio Munka i Wajda Studio kręcą na Kaukazie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll