PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Londyński Festiwal przekroczył już półmetek. Ostatnie dni należały przede wszystkim do czterech gwiazd: George'a Clooneya, Philipa Seymoura Hoffmana, Lynne Ramsay oraz Ezry Millera. Londyn po prostu padł do ich stóp.


Philip Seymour Hoffman, Evan Rachel Wood, George Clooney i Hilary Oliver, fot. Dagmara Romanowska

George'a Clooneya nikomu przedstawiać nie trzeba. To był chyba jeden z najbardziej oczekiwanych i rozchwytywanych przez łowców autografów gości festiwalu. W Londynie przedstawił dwa filmy: "Idy marcowe" oraz "Spadkobierców". Nie zgodził się na żaden wywiad indywidualny, czarował za to żartami w trakcie dwóch konferencji prasowych. Sala kinowa, w której się odbywały, wypełniona była po brzegi.

- Myślicie, że aktorzy mają ogromne ego? - odpowiadał na jedno z pytań, dotyczących "Id marcowych". - Macie rację. Mają! Ale politycy?! Ich ego jest gigantyczne. Przerasta wszelkie wyobrażenia. Jakiego ego potrzeba, żeby z przekonaniem mówić: "Jestem lepszy od wszystkich. Jestem najlepszy" - dodawał. - Tak, tak, to było bardzo trudne - wcinał się Philip Seymour Hoffman. - Nie czułem się z tym dobrze - ironizował.

Żaden z twórców nie ma jakichkolwiek rad dla polityków i kandydatów na wysokie stanowiska, ale za to George Clooney przyznał, iż lubi oglądać obrady brytyjskiego parlamentu. - Bawią mnie. My takich rzeczy nie robimy. Te wszystkie gesty, wypowiedzi. Nie wiem właściwie, co się tam dzieje, kto wygrał, kto przegrał, ale to zabawne - komentował aktor, reżyser i scenarzysta "Id marcowych". - W każdym kraju polityka jest zupełnie inna, ale zarazem taka sama - dodawał nieco poważniej.

- Na pewno spotkaliście kilku zadufanych w sobie aktorów, ale większość, po prostu, cieszy się z roli. Być w filmie, grać - to wielka nagroda. Wszyscy wiemy jak to pracuje. Doceniamy się wzajemnie. Politycy… niekoniecznie - mówił Clooney o różnicach pomiędzy Hollywood i Waszyngtonem. - Możecie sobie wyobrazić aktorów, którzy przygotowują kampanie reklamowe skierowane przeciwko sobie - przerywała Evan Rachel Wood, która w "Idach marcowych" wciela się w postać młodej stażystki. -  "Widzieliście go w tamtym filmie? Matt Damon aktorem…" - kontynuował ku uciesze zebranych George Clooney.


George Clooney, fot. Dagmara Romanowska

- Wielu ludzi sądzi, iż aktorzy, którzy stają za kamerą, chcą tylko zaspokoić swoje ego. Ja się z tym zgodzić nie mogę - wyjaśniał swoje zainteresowanie reżyserowaniem Philip Seymour Hoffman. - Większości aktorów w ogóle to nie kręci. Ale ja i George od dawna o tym myśleliśmy. Obydwaj chcemy opowiadać historie. Reżyseria, dla mnie, dopełnia aktorstwo. To coś kompletnie innego. Reżyserowanie angażuje inną część mojego mózgu. To inna sztuka - kontynuował. - Zanim zacząłem grać w filmach, nakręciłem setki godzin telewizji. Potem kino. Potrzebowałem czegoś nowego. Nie chciałem rzucać aktorstwa, ale chciałem być kreatywny. Reżyserowanie, pisanie scenariuszy to rzeczy, które bardzo mnie interesowały. Aktorstwo to tylko jeden z elementów filmu. Reżyserowanie jest jak malowanie obrazu. Łączy tak wiele rzeczy. Porażka reżyserska bardziej boli niż aktorska. Sukces też jednak bardziej cieszy. Warto ponieść to ryzyko - opowiadał George Clooney. W przypadku "Id marcowych" i "Spadkobierców" będzie miał z czego się cieszyć. Braw i pochwał nie brakowało.

O wielkim sukcesie w Londynie opowiadać mogą też Lynne Ramsay oraz Ezra Miller: urodzona w Glasgow reżyserka i 18-latek z Ameryki, który zdobył już uznanie dość mrocznymi rolami nastolatków prześladowanych przez demony emocji, pragnień, seksu i złości. Wspólnie zaprezentowali dramat "Musimy porozmawiać o Kevinie", ekranizację książki Lionel Shriver pod tym samym tytułem. To pierwsza produkcja Ramsay ("Nazwij to snem", "Morvern Cellar") od dziewięciu lat.

Prace nad filmem rozpoczęły się cztery lata temu. Projekt zafascynował Tildę Swinton. Aktorka w ciągu kilku godzin od momentu otrzymania scenariusza podjęła decyzję o zagraniu roli Evy, matki nastolatka, który dokonuje rzezi w szkole. - Spotkałyśmy się i pierwsze, co od niej usłyszałam, to: "Zrobię wszystko, wezmę udział w próbach, przesłuchaniach, daj mi szansę, żeby to zagrać" - wspominała w Londynie słowa gwiazdy reżyserka. - "Jesteś Tildą Swinton. Chcę, żebyś u mnie zagrała". W ten sposób rozpoczęła się nasza współpraca nad tym projektem - kontynuowała artystka.

"Trochę" trudniejszy okazał się proces znalezienia Kevina i to zarówno w wersji lat 16-tu, jak i niemowlęcej, dziecięcej. Reżyserka potrzebowała przynajmniej trzech aktorów. Zgłosiło się około 500 chłopców. "Najważniejszego" Kevina, tego, który staje się sprawcą tragedii, zagrał Ezra Miller. - To byłoby bardzo trudne zadanie dla aktora, który nie ma w sobie odrobiny mroku i psychozy. Ale dla mnie była to chwila oddechu - prowokował na konferencji Ezra, który rozpoczął swoją karierę aktorską od kreacji równie niepokojącego nastolatka w "Afterschool". - Wiedziałam, że to on od momentu, w którym wszedł do pokoju przesłuchać. To był Kevin - mówiła Ramsay o spotkaniu z Millerem. Później odnaleziono młodszych odtwórców. Ezra cały czas był z nimi na planie.


Ezra Miller, fot. Dagmara Romanowska

Kontrowersyjny temat wywołał sporo dyskusji. - Od samego początku nie chodziło nam ani o komentarz społeczny, ani o próbę zrozumienia szkolnych masakr - podkreślał w trakcie konferencji współscenarzysta, prywatnie mąż reżyserki, Rory Kinnear. - To film psychologiczny. Fantazja albo koszmar. Mówi o tragedii rodziny - komentował.

Efekt pracy Ramsay, Kinneara i Millera zdobył nie tylko uznanie prasy, ale i autorki pierwowzoru literackiego. - Spotkałyśmy się na kieliszek wina. Rozmawiałyśmy trochę. Była zaskoczona, ale pozytywnie. Film spodobał się jej - opowiadała reżyserka.

Przed nami jeszcze tydzień festiwalowych emocji. W weekend swoje najnowsze dzieło zaprezentuje Michael Winterbottom. David Cronenberg przyjedzie z obsadą "Niebezpiecznej metody". London Film Festival zakończy się w przyszły czwartek, 27 października. Materiały wideo z imprezy, urywki z konferencji i rozmowy z czerwonego dywanu można obejrzeć pod adresem: http://www.bfi.org.uk/live/

Dagmara Romanowska
Portal filmowy
Ostatnia aktualizacja:  22.10.2011
Zobacz również
"Vivan la Antipodas", "Miejsce wśród gwiazd", "Pina" z nominacjami
Z ostatniej chwili: „Wenecja” z nagrodą w Chinach
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll