PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
MŁODZI PISZĄ
  18.09.2012
Dziękuję Maciejowi Kowalewskiemu za film "Trzy siostry T." Dziękuję za odwagę, determinizm oraz nie oglądanie się na panujące trendy.

Czegoś takiego nie spodziewałem się zobaczyć na dużym ekranie. W tym ryzykownym debiucie filmowym wyczuwa się bowiem coś, czego oczekiwałbym raczej po stawiającym pierwsze kroki młodemu człowiekowi z kamerą, niż po twórcy z tak pokaźnym dorobkiem artystycznym jak Maciej Kowalewski (ponad dwadzieścia dramatów wystawianych na scenach polskich teatrów). Chodzi o pewną postawę twórczą, przyjęcie roli szaleńca i straceńca, który na przekór wszystkiemu (możliwości szerszej dystrybucji "Trzech sióstr T." wydają się nikłe) wierzy w siłę swojej wizji.

Ewa Szykulska w filmie "Trzy siostry T.", fot. Spectator

Tym, co najciekawsze w filmie Kowalewskiego to uzyskanie pewnej psychologicznej wiarygodności ukazanej w krzywym zwierciadle oraz zwrócenie uwagi na sam proces psychicznego nękania i osaczenia jednostki.

Teatralna umowność przedstawionej sytuacji (film został podzielony na trzy akty), przestrzenne zamknięcie w czterech ścianach mieszkania, wszechobecny naturalizm i turpizm wywołujący efekt obcości – to wszystko nie pozwala widzowi na dotarcie do żadnej z postaci. Gdyby nie doskonałe aktorstwo film niewiele miałby do zaoferowania oglądającemu poza efektowną zgrywą czy nieznośną manierą. Sposób w jaki te trzy modliszki w zaawansowanym wieku posługują się językiem, manipulują słowem sprawia, że zagarniają one całą życiową przestrzeń. Płynne przechodzenie od prostych poleceń, przez nie znoszące sprzeciwu rozkazy, by na wulgarności skończyć – udziela się nie tyko biednemu Robercikowi, który milczy, ale i widowni - nerwowo śledzącej rozwój akcji.

Czyż oglądając "Trzy siostry T." widz nie ma czasem do czynienia z estetyczną dekonstrukcją znaną z własnego podwórka? Z próbą rozprawienia się z telewizyjnym gatunkiem sitcomu komediowego raczej, niż z polemiką odnoszącą się do twórczości Larsa von Triera czy Michaela Haneke? Być może w tym prostym zabiegu reżyserskim, polegającym na przeniesieniu akcentów z tonacji infantylno-komediowej na skrajnie patologiczną, tkwi cała perwersyjna przyjemność, która udziela się widzowi poznającemu perypetie rodziny Trupków. Być może właśnie to całe postawienie dobrze znanego świata na głowie pozwala widzowi - intuicyjnie wyczuwającemu przełamanie schematu telewizyjnej papki - łatwiej zanurzyć się w tę upiorną historię (pozbawioną wszechobecnego śmiechu z puszki). Co prawda napis pojawiający się na końcu filmu złowieszczo głosi, iż historia w nim przedstawiona oparta została na autentycznych zdarzeniach - podobnie jak sztuka teatralna wystawiona dwa lata temu w Teatrze Na Woli. Jednak cóż w dobie telewizji reality znaczy prawda, autentyzm? Ile widz jest w stanie znieść oglądając film Kowalewskiego oraz – paradoksalnie - ile odnajduje siebie w tak przedstawionej wynaturzonej rzeczywistości? Te pytania okołofilmowe wydają się największą wartością "Trzech sióstr T.".

Niestety reżyserowi nie udało się uciec od błędów, chybionych pomysłów. Użycie środków stricte filmowych pozwala przekroczyć ograniczenia jakie narzuca teatr. Zbliżenia, detale, zastosowanie kamery subiektywnej intensyfikują kontakt z postaciami, w sposób pełniejszy oddają stan osaczenia i klaustrofobii. Z kolei zawieszone gdzieś pod sufitem oko kamery czy retrospekcje dynamizują tę nieznośną, statyczną przestrzeń, dają widzowi moment oddechu. Można jednak odnieść wrażenie, iż tego typu pomysłów inscenizacyjnych jest zdecydowanie za mało. Reżyser nie wykorzystał w pełni możliwości jakie daje kino, jakby nie mógł się zdecydować, w którym kierunku to wszystko zmierza. Odbija się to niestety w finałowych sekwencjach, które rażą nieporadnością, czy wręcz efekciarstwem nastawionym na szokowanie widza. Twórcy niefortunnie dla całego projektu zdecydowali się na heroiczne uproszczenia, które doprowadzają do załamania się dramaturgii. Czy w finale nie warto było jednak pozostać wiernym rozwiązaniom teatralnym? Jeszcze bardziej podkreślić umowność i aluzyjność przedstawienia, aniżeli postawić na dosłowność?

Niezależnie od końcowej oceny, "Trzy siostry T." jako formalny eksperyment z pogranicza teatru i filmu, faktu i abstrakcji, jawy i sennego koszmaru starają się konsekwentnie przez cały seans wbijać klin w umysł widza - w jego oczekiwania, przyzwyczajenia czy dobre samopoczucie. To wiele, jak na mocno skonwencjonalizowane kino polskie. Szkoda jednak, że reżyser zatrzymał się w połowie drogi.
------------------
Autor jest laureatem recenzenckiego konkursu Studia Munka i miesięcznika KINO, uczestniczył w Mistrzowskim Kursie Krytyki Filmowej organizowanym w ramach 31. Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych "Młodzi i Film".


Łukasz Kosela
Studio Munka
Ostatnia aktualizacja:  24.09.2012
Zobacz również
MiF: Koxowi warto zaufać
MiF: Przełamywanie emploi
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll