PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
MŁODZI MÓWIĄ
  14.09.2012
Z Krzysztofem Kasiorem rozmawia Lech Moliński.

Portalfilmowy.pl: Skąd pomysł na film "Idziemy na wojnę!"?

Krzysztof Kasior: Przyszedł mi do głowy, kiedy pracowałem na zmywaku w Szkocji. W opiniotwórczym dzienniku „Evening Standard” znalazłem historię chłopaka, który przyszedł na pogrzeb wojskowego w różowej sukience. Dookoła niego kompania honorowa, uroczyste salwy, podniosła atmosfera, a on paraduje w sukience. Wydało mi się to na tyle ciekawe, że postanowiłem wokół tej sceny zbudować historię. Od razu wiedziałem, że umieszczę opowieść w polskich realiach. W rezultacie powstał mój film dyplomowy.

PF: Jak przebiegały przygotowania?

KK: Spotykałem się z wieloma żołnierzami, którzy wrócili z misji. Szybko odkryłem, że są to ludzie z małych miasteczek. Wyjeżdżają z dwóch powodów – albo dla przygody, bo się im wydaje, że będą mogli się pobawić w Rambo, albo dla pieniędzy, żeby wyremontować mieszkanie, kupić nowy samochód. Ciekawe, że wielu z nich wcześniej nie leciało nawet samolotem, nie byli w ogóle za granicą.

Kadr z filmu "Idziemy na wojnę", fot. MiF

PF: Jak pan ich odnalazł?

KK: To nie było trudne. Około 30 procent żołnierzy cierpi na stres pobojowy. Wystarczy pojechać do ośrodka, w którym są leczeni, to jest świetny punkt wyjścia do dalszych poszukiwań. Starałem się też śledzić w gazetach historie żołnierzy, którzy zginęli w Afganistanie. Kiedy pracowałem nad filmem „Idziemy na wojnę” lista poległych sięgała 29 osób. W trakcie dokumentacji pojechałem na pogrzeb wojskowy do Gołdapi, małego miasteczka przy samej granicy z Obwodem Kaliningradzkim, żeby zobaczyć jak to wygląda w rzeczywistości i skąd pochodzą ci żołnierze. Zrozumiałem, że film powinien powstać w takim małym miasteczku i z takiej właśnie miejscowości wzięli się moi bohaterowie.

PF: Powszechnie wiadomo, że trudno jest namówić wojsko na współpracę przy filmach o żołnierzach. Próbował pan skontaktować się z przedstawicielami armii?

KK: Ostatnią sceną tego filmu jest pogrzeb. Zazwyczaj, kiedy ginie żołnierz, na pogrzebie jest kompania honorowa, przyjeżdża ktoś z MON-u, przemawia burmistrz, a każdy poległy pośmiertnie dostaje medal. Zamierzałem pokazać tę scenę właśnie tak, niestety, nie udało mi się nawiązać współpracy z z wojskiem. Mimo to ta końcowa scena wypadła przekonująco.

PF: Żołnierze chętnie opowiadali o swoich doświadczeniach?

KK: Wszyscy boją się rozmawiać o misji. Musiałem wyciągać z nich informacje w nieoficjalnych rozmowach. Żołnierze nie wiedzą, co mogą powiedzieć, obawiają się zarzutów MON-u. To dlatego, że przed służbą podpisują lojalkę, będą milczeć na temat przebiegu misji.

PF: Pół roku temu powiedział mi pan w rozmowie, że pracuje nad rozwinięciem filmu…

KK: Szukam scenarzysty. Nigdy w życiu nie pracowałem nad tekstem pełnometrażowej fabuły. Nie napisałem niczego, co miałoby więcej niż 30 stron. Do pełnego metrażu potrzeba 90-100 stron. Dlatego wolałbym pisać z kimś jeszcze.

PF: Ale czuje pan się gotowy do produkcji pełnometrażowej…

KK: Po stażu na planach Jerzego Skolimowskiego, Magdaleny Łazarkiewicz i Waldemara Krzystka czuję się przygotowany zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Uważam, że mam właściwą odporność, wierzę, że odnalazłbym się w tej roli.

PF: A Program 30 Minut, naturalna forma sprawdzenia się dla reżyserów po szkole, a przed debiutem pełnometrażowym?

KK: Sama idea „30 minut” wydaje mi się bardzo dobra. Tyle, że w przypadku reżyserów po szkołach filmowych, traci na znaczeniu, bo oni robią 20-, 30-minutowy film dyplomowy. Powstaje też pytanie, co zrobić potem z tymi filmami. Nie chce ich telewizja, zostają tylko pokazy na polskich i zagranicznych festiwalach. Według mnie byłoby lepiej, gdyby ten program dawał też możliwość realizacji filmu godzinnego. To jest format zbliżony do Teatru Telewizji. Film 60-minutowy to kolejny krok w zawodowym rozwoju reżysera.

PF: Jakie kino chciałby pan robić w przyszłości?

KK: Myślę o krwistym kinie, które będzie pewną rewolucją. Ale to marzenie każdego z nas, młodych, nie mówię więc nic odkrywczego. Najdogodniejsze jest to, że ja nie muszę robić kina, mam w ręku też inny fach. Jestem fotografem, byłem reporterem wysyłanym przez różne agencję na wyjazdy zagraniczne, to poczucie daje pewien komfort. Natomiast, wracając do kina, dla mnie film jest rodzajem manifestu. Robisz film, żeby coś zmienić. Nie w chodzi o publicystykę, lecz o nadanie znaczenia osobistej wypowiedzi.


Lech Moliński
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  14.09.2012
Zobacz również
Jacek Piotr Bławut: Chcę robić dokumenty dźwiękowe
Michał Janów: Reżyseria to mój zawód
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll