PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Jerzy Armata
  20.05.2013
Jedną z moich najbardziej ulubionych płyt jest "Korowód" Marka Grechuty i Anawy. Wypełniają ją – co naturalne – piosenki napisane przez samego lidera oraz jego najbliższego kompana, Jana Kantego Pawluśkiewicza, szefa muzycznego zespołu.

Album otwiera jednak utwór nieco "obcy" stylistyce krakowskiej formacji: tajemnicza, rozwichrowana przestrzennie kompozycja zafascynowanego kulturą Wschodu Marka Jackowskiego, wówczas gitarzysty Anawy. Jej tytuł "Widzieć więcej" w dużym stopniu definiuje artystyczną biografię tego niekonwencjonalnego artysty.


Kadr z filmu "Czuję się świetnie", na zdj. Marek Jackowski i Kora, fot. Muzeum Kinematografii w Łodzi

Wiadomość o jego śmierci dosięgnęła mnie – drogą SMS-ową – w podróży, gdzieś między Kielcami a Krakowem. Właśnie słuchałem "Modlitwy" Tadeusza Nalepy:

Do Ciebie pieśnią wołam Panie,
do Ciebie dzisiaj krzyczę w głos.
Ty jesteś wszędzie, wszystkim jesteś dziś,
lecz kamieniem nie bądź mi.

Potem wyczytałem, w którymś z portali, że Jackowski miał 24 maja zagrać w Krakowie, a dzień później w Kielcach.

Pierwszy raz zobaczyłem go na scenie dębickiego kina Kosmos, podczas koncertu Anawy. Było to tuż po nagraniu "Korowodu", wiosną 1972 roku. Zbliżała się matura. Po występie tradycyjnie poszliśmy z kolegą do garderoby artystów po autografy. Z podpisaniem płyty nie było problemu. Ale do Jackowskiego nie odważyliśmy się podejść. Stał jakoś z boku, zamyślony, wydawał się całkowicie niedostępny. Kolega jeszcze szepnął: "Słyszałem, że on czyta Szekspira w oryginale i uprawia jogę". Ta informacja całkowicie mnie obezwładniła, wróciłem do domu bez autografu artysty, który na scenie szczególnie przyciągał mój wzrok. Kilka lat później we wrocławskim Pałacyku trafiłem na koncert grupy Osjan, z którą Jackowski przez kilka lat grywał. Byłem już po studiach i wypełniałem właśnie zaszczytny obowiązek względem ojczyzny, w tzw. zmechu (z moim nazwiskiem w piechocie zmechanizowanej, proszę sobie wyobrazić). Podczas jednej z przepustek kupiliśmy z kolegami kilka niezbyt drogich win i wylądowaliśmy w Pałacyku, gdzie właśnie za moment miał się rozpocząć występ Osjana. W środku sali na wyścielonych matach rozkładali się muzycy, ludzie siedzieli wkoło, wolnych miejsc nie było od dawna. Ale cóż, w myśl hasła: "Podchorąży zawsze zdąży", wzmocnieni uszczkniętymi poważnie alkoholowymi zakupami, przepchaliśmy się do samego przodu i usiedliśmy na podłodze po turecku, tuż przed artystami. Koncert był wspaniały, tylko muzycy łypali na nas jakimś dziwnym wzrokiem. Znów nie zdecydowałem się poprosić o autograf... Po latach, kiedy nagrywałem wypowiedź Jacka Ostaszewskiego do programu telewizyjnego poświęconego Mirosławowi Kijowiczowi, przypomniałem mu tamten koncert. – Win nie dostrzegłem, ale te mundury... Dość egzotyczny element, wcześniej niespotykany na naszych koncertach – skomentował.


Kadr z filmu "Wielka majówka", fot. Muzeum Kinematografii w Łodzi

Kolejne spotkanie z Jackowskim – z tym, że tylko na ekranie – to był premierowy pokaz "Wielkiej majówki" Krzysztofa Rogulskiego w łagowskim amfiteatrze, latem 1981 roku. Ten film to był – przede wszystkim – Maanam oraz.... Zbigniew Zamachowski – po raz pierwszy na ekranie. Jako kompozytor muzyki filmowej Jackowski ma, poza "Wielką majówką", na swym koncie: animowanego "Władeczka" (1979) Marka Piątkowskiego oraz fabularną "Noc poślubną w biały dzień" (1982) Jerzego Gruzy. Jego muzyka – i on sam osobiście – pojawia się jeszcze w kilku dokumentach, m.in.: "Korowód" (1972) Krystyny Brzoskowskiej i Ryszarda Kubiaka, "Koncert" (1982) Michała Tarkowskiego, "Czuję się świetnie" (1983) Waldemara Szarka, "Pięć bajek o miłości" (1996) Mariusza Grzegorzka. W ponad dwudziestu polskich filmach brzmią jego piosenki, najczęściej "Kocham cię, kochanie moje" (aż w sześciu). Śpiewającego Marka Jackowskiego można usłyszeć w – serialu i filmie – "Sto minut wakacji" (1998) Andrzeja Maleszki:

Oprócz błękitnego nieba
Nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz drogi szerokiej
Oprócz góry wysokiej
Oprócz kawałka chleba
Oprócz błękitu nieba
Oprócz słońca złotego
Oprócz wiatru mocnego
Oprócz góry wysokiej
Oprócz drogi szerokiej
Oprócz błękitnego nieba...

Był absolwentem filologii angielskiej, którą zaczynał na Uniwersytecie Łódzkim, a kończył na Jagiellońskim. Jeszcze podczas studiów zaczął grać w rockowym (wówczas mówiło się bigbeatowym) zespole Impulsy, przekształconym następnie w formację Vox Gentis. W Krakowie współpracował z Piwnicą pod Baranami, na kilka lat związał się z grupami Anawa i Osjan, a w 1975 roku – razem z Milem Kurtisem – założył Maanam, którego stał się liderem. Współpracował z Johnem Porterem, formacją Złotousty i Anioły, nagrał także dwa solowe albumy  – "No 1" (1994) i "Fale Dunaju" (1995). We Włoszech, gdzie mieszkał od kilkunastu lat, prowadził zespół The Goodboys, w którym grała na gitarze jego córka, Bianka. Był artystą niezwykle wyrazistym, który bardzo szybko wypracował sobie własny oryginalny styl. Nie miał umiejętności wirtuozerskich, a jednak swą grą potrafił wyzwalać w słuchaczu ogromne emocje. Posiadał niezwykłą łatwość w komponowaniu natychmiast wpadających w ucho – co wcale nie znaczy, że prostackich – melodii. Wydaje się, że główną cechą jego twórczości była szczerość wypowiedzi.


Kadr z filmu "Koncert", fot. Muzeum Kinematografii w Łodzi

Na płycie "No 1" śpiewał:

W życiu trzeba zawsze wolnym być
Choć niełatwy jest każdy nowy dzień
Piękny jest każdy nowy dzień
Piękny jest każdy nowy dzień
Każdy dzień.

A w rozmowie z Leszkiem Gnoińskim dodawał: "Jak się patrzy na życie przeszłe, z problemami i z wszystkimi dramatami, nawet ogólnonarodowymi, jak stan wojenny i czas socrealizmu, to chyba jest tak, jak śpiewa Edith Piaf, że nie żałuje się niczego. Życie jest piękne w każdej formie, nawet w bólu, w krzyżu, który przychodzi nam nieść. Spotkałem w życiu niewiele osób, które przeklinały swój los z powodu tragicznych przejść. Ludzie akceptują nie tylko momenty piękne, ale też smutne i trudne. Ja też".


Jerzy Armata
www.portalfilmowy.pl
Zobacz również
(Nie)Wielki Gatsby
Mocne otwarcie „Iron Mana 3”
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll