Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
W kolejnej odsłonie „rewizyt” – wycieczka z „Pracującą dziewczyną” na nowojorskie inaczej Staten Island i – na szczęście!, również z powrotem.
„Nieustające wakacje”, które odwiedzałam niedawno na tym blogu, kończą się taką sceną: bohater odpływa z duszącego dolnego Manhattanu w stronę południa. Rudery Lower East Side stają się wspomnieniem, wieżowce na horyzoncie – coraz mniejsze. Pojawia się woda, przestrzeń i wreszcie możemy zaczerpnąć głębiej oddech.
Jest jedno ale, które psuje taką optymistyczną interpretację zakończenia debiutu Jarmuscha – bohater płynie w stronę Staten Island. Z kursującego regularnie do tej dzielnicy Nowego Jorku promu można cieszyć się równie imponującym widokiem Financial District co w „Nieustających wakacjach”. Tyle, że jeśli znajdujemy się na tym promie, ten widok będzie nie początkiem, lecz końcem przygody.
Prom, łączący Staten Island z Manhattanem. Fot. materiały prasowe
Pozostaje mieć nadzieję, że jarmuschowski bohater ominął wyspę i popłynął dalej. Przechodząc do „Pracującej dziewczyny”: na pewno nie znajduje się ona w czołówce moich ulubionych filmów Mike’a Nicholsa. Za dużo tu wszystkich irytujących elementów związanych z przełomem lat 80. i 90.: od potwornych tapirów i żakietów z poduszkami poczynając, na dziś przestarzałym rozumieniu feminizmu i kariery kończąc. Za to film świetnie uchwycił klimat epoki, a przy okazji umieścił Staten Island w randze symbolu klasy pracującej.
Potrzeba było outsidera jak Nichols, aby w ogóle zwrócić uwagę na tę dzielnicę. Staten Island, choć jest trzecim pod względem wielkości z pięciu okręgów Miasta, nigdy nie cieszyła się zbytnim zainteresowaniem filmowców. W erze paleozoicznej wyspa przypłynęła z dzisiejszego terytorium Kanady i wciąż jest traktowana niczym gorszy kuzyn z prowincji. Trudno się temu do końca dziwić, bo z wyglądu – rzędy domów z sidingiem poprzetykane centrami handlowymi – bardziej przypomina przedmieścia New Jersey niż cokolwiek wielkomiejskiego, co zwykliśmy kojarzyć z Nowym Jorkiem.
Podmiejski krajobraz Staten Island był wykorzystywany jako tło do wielu produkcji, w tym do „Ojca chrzestnego” i „Rodziny Soprano”, jednak sama wyspa nigdy nie doczekała się takiej filmowej mitologii jak Brooklyn czy nawet Bronx. Dlatego warto odnotować, że w jednym z najnowszych odcinków „Dziewczyn”, serialu, który mimo wielu słabości „definiuje pokolenie”, bohaterowie płyną na Staten Island. Ich mniemanie o tym miejscu najlepiej podsumowuje dialog, w którym jeden z chłopaków opowiada, jak poznał ładne dziewczyny oferujące mu udział w trójkącie. Nie skorzystał z oferty tylko dlatego, że chętne mieszkały na Staten Island.
Kadr z filmu "Pracująca dziewczyna". Fot. materiały prasowe
Najbardziej rozpoznawalne miejsce związane z wyspą to podróż na nią z widokiem na Manhattan i Statuę Wolności. W otwarciu filmu Nicholsa Tess (Melanie Griffith), pracująca dziewczyna z ambicjami, płynie promem do pracy. Reżyser w typowych dla siebie ujęciach z lotu ptaka pokazuje nam zieloną statuę. I zestawia ją z Tess. Robi to wystarczająco długo, by zasugerować pokrewieństwo tych dwóch obiektów. Tak, postać kobiecy góruje nad miastem. Ale nie oszukujmy się: nie przekłada się to na życie takich panien jak nasza bohaterka.
Staten Island symbolizuje w filmie Nicholsa wszystko, czego Tess musi się pozbyć w drodze na szczyt. Na wyspie mieszka chłopak bohaterki, grany przez Aleka Baldwina. Pewnie jest włoskiego pochodzenia, pewnie wykonuje słabo płatną pracę. Jego przeciwieństwo to książę z bajki, czyli Jack (Harrison Ford) – mężczyzna sukcesu mieszkający – nie trzeba nawet tego dodawać – na Manhattanie. Bohaterka ma bliskich przyjaciół, z którymi może świętować w nijakich barach, w nijakich mieszkaniach, ale dąży do czego innego: do wystawnego życia w sferach finansjery. Tess doświadcza próbki takiego stylu, gdy choruje jej szefowa (Sigourney Weaver), a Tess zajmuje jej miejsce. Gdy wraca na Staten Island z przymusu, wyrzucona z pracy, z każdą milą oddala się od sukcesu, a przybliża do robotniczych korzeni i niespektakularnego życia, którego przełomy wyznaczają urodziny i śluby przyjaciół. Alternatywa nie jest w sumie tak odmienna, ale opakowana w większą liczbę banknotów.
Tess odnosi zwycięstwo dopiero, gdy zasiada w gabinecie w jednym z wieżowców. Wiele pięter niżej widać Statuę Wolności. Jej sukces to sukces Kopciuszka, który, owszem zabłysnął odrobiną inteligencji, ale też znalazł swojego księcia. Role płciowe są w „Pracującej…” przypisane do postaci w bardzo stereotypowy sposób. Obecnie kobiety w Stanach nadal zarabiają mniej niż mężczyźni i mają więcej przeszkód na drodze do sukcesu, jednak walka o równouprawnienie jest niewątpliwie na bardziej zaawansowanym etapie. Weźmy jeszcze raz „Dziewczyny”: one przynajmniej nie potrzebują wspinać się po żadnym facecie, jak to robiła Tess.
"Pracująca dziewczyna" - materiały promocyjne
Zakończenie, w którym sukces zostaje zwieńczony zdobyciem gabinetu, brzmi dziś podejrzanie jeszcze z innego powodu: Tess cieszy się ni mniej ni więcej tylko z zamknięcia w klatce. Zamiast siedzieć w ciemnym boksie w open space zasiada w trochę większym boksie z oknem na zatokę. Spełniło się jej marzenie – marzenie yuppie o pracy w korporacji, o rozpoczęciu wspinaczki w korporacyjnej hierarchii. W kryzysie ten świat został skompromitowany, a 50-godzinny tydzień pracy i oznaki prestiżu takie jak skórzana teczka i biuro odeszły do przeszłości. Tess AD 2013 marzyłaby raczej o pracy w start-upie gdzieś w dawnym magazynie w Chelsea, gdzie pracodawca zapewnia możliwość pracy kreatywnej z domu i organiczne lunche.
Nowojorska definicja sukcesu i miejsce kobiety w świecie profesjonalnym niewątpliwie ewoluowały od 1988 roku, kiedy to Nichols nakręcił swój film. Tylko Staten Island nie za bardzo się w ciągu tych kilku dekad zmieniła i pozostaje przerośniętą, prowincjonalną naroślą doczepioną do oblicza metropolii.
„Nieustające wakacje”, które odwiedzałam niedawno na tym blogu, kończą się taką sceną: bohater odpływa z duszącego dolnego Manhattanu w stronę południa. Rudery Lower East Side stają się wspomnieniem, wieżowce na horyzoncie – coraz mniejsze. Pojawia się woda, przestrzeń i wreszcie możemy zaczerpnąć głębiej oddech.
Jest jedno ale, które psuje taką optymistyczną interpretację zakończenia debiutu Jarmuscha – bohater płynie w stronę Staten Island. Z kursującego regularnie do tej dzielnicy Nowego Jorku promu można cieszyć się równie imponującym widokiem Financial District co w „Nieustających wakacjach”. Tyle, że jeśli znajdujemy się na tym promie, ten widok będzie nie początkiem, lecz końcem przygody.
Prom, łączący Staten Island z Manhattanem. Fot. materiały prasowe
Pozostaje mieć nadzieję, że jarmuschowski bohater ominął wyspę i popłynął dalej. Przechodząc do „Pracującej dziewczyny”: na pewno nie znajduje się ona w czołówce moich ulubionych filmów Mike’a Nicholsa. Za dużo tu wszystkich irytujących elementów związanych z przełomem lat 80. i 90.: od potwornych tapirów i żakietów z poduszkami poczynając, na dziś przestarzałym rozumieniu feminizmu i kariery kończąc. Za to film świetnie uchwycił klimat epoki, a przy okazji umieścił Staten Island w randze symbolu klasy pracującej.
Potrzeba było outsidera jak Nichols, aby w ogóle zwrócić uwagę na tę dzielnicę. Staten Island, choć jest trzecim pod względem wielkości z pięciu okręgów Miasta, nigdy nie cieszyła się zbytnim zainteresowaniem filmowców. W erze paleozoicznej wyspa przypłynęła z dzisiejszego terytorium Kanady i wciąż jest traktowana niczym gorszy kuzyn z prowincji. Trudno się temu do końca dziwić, bo z wyglądu – rzędy domów z sidingiem poprzetykane centrami handlowymi – bardziej przypomina przedmieścia New Jersey niż cokolwiek wielkomiejskiego, co zwykliśmy kojarzyć z Nowym Jorkiem.
Podmiejski krajobraz Staten Island był wykorzystywany jako tło do wielu produkcji, w tym do „Ojca chrzestnego” i „Rodziny Soprano”, jednak sama wyspa nigdy nie doczekała się takiej filmowej mitologii jak Brooklyn czy nawet Bronx. Dlatego warto odnotować, że w jednym z najnowszych odcinków „Dziewczyn”, serialu, który mimo wielu słabości „definiuje pokolenie”, bohaterowie płyną na Staten Island. Ich mniemanie o tym miejscu najlepiej podsumowuje dialog, w którym jeden z chłopaków opowiada, jak poznał ładne dziewczyny oferujące mu udział w trójkącie. Nie skorzystał z oferty tylko dlatego, że chętne mieszkały na Staten Island.
Kadr z filmu "Pracująca dziewczyna". Fot. materiały prasowe
Najbardziej rozpoznawalne miejsce związane z wyspą to podróż na nią z widokiem na Manhattan i Statuę Wolności. W otwarciu filmu Nicholsa Tess (Melanie Griffith), pracująca dziewczyna z ambicjami, płynie promem do pracy. Reżyser w typowych dla siebie ujęciach z lotu ptaka pokazuje nam zieloną statuę. I zestawia ją z Tess. Robi to wystarczająco długo, by zasugerować pokrewieństwo tych dwóch obiektów. Tak, postać kobiecy góruje nad miastem. Ale nie oszukujmy się: nie przekłada się to na życie takich panien jak nasza bohaterka.
Staten Island symbolizuje w filmie Nicholsa wszystko, czego Tess musi się pozbyć w drodze na szczyt. Na wyspie mieszka chłopak bohaterki, grany przez Aleka Baldwina. Pewnie jest włoskiego pochodzenia, pewnie wykonuje słabo płatną pracę. Jego przeciwieństwo to książę z bajki, czyli Jack (Harrison Ford) – mężczyzna sukcesu mieszkający – nie trzeba nawet tego dodawać – na Manhattanie. Bohaterka ma bliskich przyjaciół, z którymi może świętować w nijakich barach, w nijakich mieszkaniach, ale dąży do czego innego: do wystawnego życia w sferach finansjery. Tess doświadcza próbki takiego stylu, gdy choruje jej szefowa (Sigourney Weaver), a Tess zajmuje jej miejsce. Gdy wraca na Staten Island z przymusu, wyrzucona z pracy, z każdą milą oddala się od sukcesu, a przybliża do robotniczych korzeni i niespektakularnego życia, którego przełomy wyznaczają urodziny i śluby przyjaciół. Alternatywa nie jest w sumie tak odmienna, ale opakowana w większą liczbę banknotów.
Tess odnosi zwycięstwo dopiero, gdy zasiada w gabinecie w jednym z wieżowców. Wiele pięter niżej widać Statuę Wolności. Jej sukces to sukces Kopciuszka, który, owszem zabłysnął odrobiną inteligencji, ale też znalazł swojego księcia. Role płciowe są w „Pracującej…” przypisane do postaci w bardzo stereotypowy sposób. Obecnie kobiety w Stanach nadal zarabiają mniej niż mężczyźni i mają więcej przeszkód na drodze do sukcesu, jednak walka o równouprawnienie jest niewątpliwie na bardziej zaawansowanym etapie. Weźmy jeszcze raz „Dziewczyny”: one przynajmniej nie potrzebują wspinać się po żadnym facecie, jak to robiła Tess.
"Pracująca dziewczyna" - materiały promocyjne
Zakończenie, w którym sukces zostaje zwieńczony zdobyciem gabinetu, brzmi dziś podejrzanie jeszcze z innego powodu: Tess cieszy się ni mniej ni więcej tylko z zamknięcia w klatce. Zamiast siedzieć w ciemnym boksie w open space zasiada w trochę większym boksie z oknem na zatokę. Spełniło się jej marzenie – marzenie yuppie o pracy w korporacji, o rozpoczęciu wspinaczki w korporacyjnej hierarchii. W kryzysie ten świat został skompromitowany, a 50-godzinny tydzień pracy i oznaki prestiżu takie jak skórzana teczka i biuro odeszły do przeszłości. Tess AD 2013 marzyłaby raczej o pracy w start-upie gdzieś w dawnym magazynie w Chelsea, gdzie pracodawca zapewnia możliwość pracy kreatywnej z domu i organiczne lunche.
Nowojorska definicja sukcesu i miejsce kobiety w świecie profesjonalnym niewątpliwie ewoluowały od 1988 roku, kiedy to Nichols nakręcił swój film. Tylko Staten Island nie za bardzo się w ciągu tych kilku dekad zmieniła i pozostaje przerośniętą, prowincjonalną naroślą doczepioną do oblicza metropolii.
Malwina Grochowska
Portalfilmowy.pl
Box Office. Klęska hollywoodzkich produkcji
Box Office. Oz nie taki potężny.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024