Nikt bardziej od Luchino Viscontiego nie był predestynowany do adaptowania "Lamparta", sycylijskiej epopei Giuseppe Tomasiego Di Lampedusy. Reżyser, potomek najwyższej włoskiej arystokracji i radykalny lewicowiec, sugestywnie uchwycił kluczowy moment historii jednoczących się Włoch z połowy XIX wieku. Bohater filmu to książę Salina, czujący nieuchronność przemijania swej klasy. Życzliwym okiem patrzy na akces ulubionego siostrzeńca Tankreda do obozu rewolucjonistów Garibaldiego. Ale na historyczną widownię wkracza także chciwa burżuazja i ona, po wykorzystaniu garibaldzkiego mitu, odrzuci go dla dogodzenia własnym interesom (film kończy się egzekucją żołnierzy Garibaldiego).
Filmowiec nie wykłada nam lekcji historii. Chodzi mu o przełamywanie się tej lekcji w świadomości starego, mądrego człowieka, który wie, jak dzieją się dzieje. Nie ma złudzeń co do mieszczańskiej mentalności nuworyszów, ale będzie wraz z nimi głosował przeciw Burbonom za zjednoczeniem kraju oraz swatał Tankreda z córką miejscowego burmistrza, już chyba majętniejszego od księcia. Rzadko przemijanie czasu historycznego zostało pokazane w filmie z taką precyzją i to głównie za sprawą analizy psychologicznej jednego bohatera.
Kadr z filmu "Lampart". Fot. Vivarto
Burt Lancaster, nieledwie personifikacja hollywoodzkiego amanta, przemienił się pod dyrektywami Viscontiego w człowieka włoskiego Południa, nie ukrywającego i nie mającego ochoty ukrywać miotających nim namiętności. Zajmująca trzecią część czterogodzinnego filmu końcowa sekwencja balu wydanego na cześć wychodzącej za Tankreda burmistrzówny rozwija równolegle predylekcje Viscontiego do wielkich widowisk i monumentalnych kompozycji, co podkreśla realistyczne użycie Technicoloru i wyzyskanie wyrazowych możliwości wchodzącego właśnie w modę szerokiego ekranu. Umożliwił on oddanie całego niewiarygodnego przepychu pałacu Saliny. Niezręczne zachowanie burmistrza wobec tych uzbieranych przez wieki pałacowych wspaniałości jest znakomitym sposobem uwiadomienia widza o dzielących dwa środowiska różnicach. Jak powiada Salina o rodzinie panny młodej: "Sedarowie jeszcze nie są rodziną o średniowiecznych korzeniach, ale niedługo będą!".
Tragizm Saliny polega na jego dalekowzroczności. Każe mu ona widzieć się między dwiema epokami, odchodzącą i nadchodzącą. I nie czuć się dobrze w żadnej z nich.