PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Marcin Bortkiewicz
  20.07.2012
Kiedy mam mieć jakieś ważne spotkanie, rozmowę kwalifikacyjną, egzamin, wyobrażam sobie z jaką gładkością i elokwencją przeprowadzam rozmowę, z jaką precyzją dokonuję wywodu, jak zgrabnie słuchacza zwodzę i prowadzę ku nieoczekiwanym wnioskom, które odkrywają nieznaną dla niego prawdę. Kiedy jednak nadchodzi chwila sprawdzianu umiejętności, moja wyobraźnia nie zdaje egzaminu z przewidywalności. Zazwyczaj jąkam się i brnę w gmatwaninę nieudowodnionych faktów, nieuzasadnionych prawideł, nieumotywowanych przyczyn.

Tak było, kiedy jako dziewiętnastolatek zdawałem egzamin do Szkoły Filmowej w Łodzi. Ach, jakbym chciał napisać, że dostałem trudne pytania, na które tylko prawdziwa, przedwojenna elita mogłaby znać odpowiedź. Nie. Poproszono mnie, żebym wybrał jeden film, który wywarł na mnie wielkie wrażenie i opisał wybraną z niego scenę uzasadniającą wybór. Do dziś widzę uśmiechniętą twarz Hasa. Świdrujące oczy Kornatowskiej. Słyszę pełne rozczarowania ziewnięcie Kluby. Dziś już nikt z nich nie żyje. A szkoda, bo teraz chętnie odpowiedziałbym na to wciąż kłopotliwe dla mnie pytanie.

Szanowna Komisjo! Tym filmem jest "Amadeusz" Milosa Formana, tym, które na mnie takie wrażenie zrobił. A tą sceną, która by ten wybór uzasadniała jest scena kulminacyjna właśnie. To scena, kiedy Salieri przychodzi do złożonego chorobą Mozarta i zaczynają wspólnie kończyć „Requiem”.


"Amadeusz"  Milosa Formana, fot. Akpa

My, widzowie - szanowna Komisjo - wiemy przecież, że Mozart ma je napisać właśnie dla Salieriego, że to Salieri w przebraniu, w masce Ojca, zamówił tę mroczną mszę, która wysysa wszelkie siły żywotne z Amadeusza. Salieri wchodzi do salonu zbolałego Mozarta i przynosi pieniądze, które muzyk otrzymał za premierę opery buffo „Czarodziejski flet”, wmawiając choremu geniuszowi, że to zapłata tajemniczego Gościa, pragnącego jak najszybciej otrzymać rękopis muzyczny żałobnego dzieła. Salieri ma nadzieję, że po napisaniu partytury znajdzie w sobie siłę, żeby zabić rywala, zaś autorstwo „Requiem” przypisze sobie, by wreszcie na zawsze wejść do historii muzyki z arcydziełem w ręku. Ponieważ nikt z nas, laików, nie wie jak naprawdę umarł Mozart i dlaczego nie dokończył Requiem, wszyscy czekamy na tę chwilę zabójstwa, zapowiedzianą na samym wstępie filmu. Jak u Hitchcocka. Jest informacja o zbrodni. Jest suspens. Oczekiwanie widza – kiedy TO się zdarzy.

Lecz siłą filmu Formana jest to, że TO się wcale nie zdarza. Nie ma morderstwa. Są wyrzuty sumienia. Jest muzyczne arcydzieło. Nie ma chwały.

Spotkanie tych dwojga na końcu filmu – zarozumiałego geniusza i zawistnej miernoty – ma w sobie coś prawdziwie oczyszczającego, zbawczego zarazem. Może dlatego, że obydwu zaczyna łączyć wspólna praca, wynikająca z potrzeby chwili. Salieri zaczyna pojmować, że talent Wolfiego istnieje poza nim, jest łaską od Boga, na którą nawet obdarowany nie miał wpływu. I że obserwowanie obdarowanego w stanie łaski przynosi patrzącemu szczęście i spokój wraz z niezrozumieniem, niemożliwością pojęcia mechanizmu. Geniusz zaś pojmuje, że nie może istnieć bez przeciętności, dla której musi być światłem, dla której tym światłem chce być! Ponieważ na nic mu taki talent, którego nikt nie jest w stanie zobaczyć, nikt docenić nie potrafi, wyrazić swego podziwu dla niego nie jest gotowy. Po raz pierwszy, spotkawszy się na polu dziedziny, której oddali wszystkie uczucia, na polu muzyki, poczuli że są sobie potrzebni, że mogą sobie coś ofiarować, obdarować się wzajem. I kiedy udają się po żmudnej pracy na spoczynek, każdy w swoim łóżeczku, to zasypiają już nie wrogowie. Na suchej, nieurodzajnej glebie zawiści i wrogości wykwita nieśmiały kwiat przyjaźni.

To dlatego, szanowna Komisjo, zawsze chce mi się płakać pod koniec tego filmu. Nie z powodu śmierci Mozarta, bo i tak nie dożyłby moich urodzin! Dlatego mam łzy w gardle, że śmierć jego przecina - raz na zawsze - początek tak pięknie zapowiadającej się przyjaźni między wrogami. Dziękuję!
Marcin Bortkiewicz
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Wysokie loty „Prometeusza”
Box Office. „Epoka lodowcowa” na drodze do miliona.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll