Jak na początek roku przystało, w mediach zaroiło się od rankingów i podsumowań dotyczących filmowych sukcesów i porażek 2011 roku. Część z tych zestawień powstało na bazie głosów czytelników, część w oparciu o wyniki box-office'u, lecz większość była wypadkową gustów dziennikarzy i krytyków. Sam zresztą na zaproszenie redakcji onetu uczestniczyłem w tego typu wyborach. I choć takie zestawienia traktuję z przymrużeniem oka, to mam wrażenie, że niestety czasem uwadze ogółu umykają wartościowe dzieła, które na tych listach się nie zmieściły.
Dla mnie 2011 roku pozostawił po sobie dwa takie właśnie niedocenione tytuły. Oba, choć wyprodukowane w 2010 roku, do kinowej dystrybucji trafiły właśnie w roku ubiegłym. Nie stali jednak za nimi wielcy dystrybutorzy z workiem pieniędzy. Obyło się bez głośnych premier i twarzy aktorów na okładkach czasopism. A niewielka ilość kopii nie pozwoliła na frekwencyjne sukcesy. Wydaje się, że ten brak szumu to jeden z powodów, dla których przeszły bez echa "Made in Poland" Przemysława Wojcieszka (premiera marzec 2011) i "Jutro będzie lepiej" Doroty Kędzierzawskiej (premiera listopad 2011).
"Made in Poland", fot. Epelpol Entertainment
To o tyle symptomatyczne, że oba filmy, obok „Sali Samobójców”, reprezentowały Polskę na ubiegłorocznym Berlinale. Co więcej, film Doroty Kędzierzawskiej wrócił stamtąd w glorii – z główną nagrodą w konkursie filmów dziecięcych oraz specjalnym wyróżnieniem Peace Film Award za podjętą tematykę. Jednak zarówno Wojcieszek, jak i Kędzierzawska to twórcy idący pod prąd ogólnie przyjętych trendów. Nie zatrudniają „gorących nazwisk”, a obrazu współczesnej Polski nie pokrywają warstwą lukru, by dał się on łatwiej przełknąć masowej widowni. Nie flirtują ani z widzem, ani z krytyką. Zamiast tego, raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem, starają się tworzyć kino autorskie o uniwersalnej wymowie. A miarą ich sukcesów są, głównie zagraniczne, festiwale.
Nie znaczy to oczywiście, że kino autorskie przegrało z kretesem rok 2011. Wysokie pozycje „Erratum” Marka Lechkiego czy „Ki” Leszka Dawida pokazują, że istnieje rynek na kino społecznie zaangażowane, choć w przypadku sukcesów tych tytułów dużą rolę odegrały także dobrze obsadzone gwiazdy – Tomasz Kot i Roma Gąsiorowska oraz idące za nimi kampanie promocyjne.
Na ruszającej za kilka tygodni tegorocznej odsłonie MFF w Berlinie Wojcieszek będzie obecny ze swoim kolejnym filmem. Zakwalifikowany do sekcji Forum „Spadek” to psychodrama poruszająca niełatwą tematykę relacji polsko-żydowskich po II wojnie światowej. Szczerze mu kibicuję. I czekam na polską premierę. Podobnie zresztą jak na jeszcze jeden skromny film z ubiegłego roku - „Księstwo” Andrzeja Barańskiego. Prezentowany w zeszłorocznym konkursie głównym w Karlovych Varach, do polskich kin trafi podobno wiosną. Obawiam się, że niestety ma szansę podzielić los "Made in Poland" i „Jeszcze będzie lepiej”. Chciałbym się mylić.