PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Dagmara Romanowska
  22.09.2012
Gdy pierwszy raz zobaczyłam "Armageddon", wyszłam z kina z myślą: "Co za kosmiczna bzdura", ale i z uśmiechem! Dziś bez chwili wahania wpisuję go na listę swoich ulubionych filmów na poprawę humoru i niezmiernie cieszę się, gdy jest powtarzany w telewizji. Za każdym razem, pomimo upływu lat, satysfakcja z miło spędzonego czasu jest tak samo wielka.

Podobno seans "Armageddonu" był przez jakiś czas jednym z elementów szkolenia kadry menadżerskiej w NASA. Film nie miał służyć jako instruktaż zarządzania w sytuacji kryzysu, ale stanowił test wiedzy. Który z pracowników wychwyci więcej błędów? W dzieło Michaela Baya aż się od nich roi. Kinowi poszukiwacze wpadek mają w czym przebierać (strach się bać co w oko może wpadać "nasowcom" i osobom zainteresowanym także astronomią i astronautyką). Prawdopodobieństwo i wiarygodność nigdy jednak nie były zamierzeniem tej produkcji. Bay zdawał sobie sprawę z wielu niedorzeczności już na etapie realizacji, może nawet przed nią, ale celowo je ignorował na rzecz zabawy. Wedle plotki, nagabywany przez jednego ze swoich aktorów, Bena Afflecka, o to "czy nie byłoby prościej, gdyby NASA przeszkoliło swoich astronautów z odwiertów, niż uczyło nafciarskich speców jak latać w kosmos", odpowiedział tylko: "Zamknij się". I podjął słuszną decyzję. W tym przypadku przestrzeganie zasad logiki i kierowanie się stanem nauki byłoby, po prostu, nudne. Tymczasem,"Armageddon" to rozrywkowy majstersztyk i marketingowa perełka.


Szklanka Coli, popcorn i zabawa gwarantowana. Kadr z filmu "Armageddon", fot. AXN (materiały prasowe)

Wszystkie niedociągnięcia merytoryczne czy artystyczne ustępują tu miejsca wybuchowej i efekciarskiej (sic!) sprawności rzemieślniczej całej ekipy - przed i za kamerą. Katastroficzna akcja, której tempo potęguje cięty montaż oraz efekty dźwiękowe, dialogi wypełnione żarcikami, ale też i urozmaicone sentymentem oraz nostalgią, odwołania do stereotypów, miejskich legend i teorii spiskowych, oszałamiająca (nawet po 14 latach od premiery) otoczka techniczna (NASA współpracowało z filmowcami - pozwolono im nosić autentyczne skafandry kosmiczne oraz wpuszczono do miejsc na ogół dla kamer i osób postronnych niedostępnych), rozmach, a przede wszystkim aktorstwo - oparte głównie na charyzmie (Bruce Willis nas zawsze uratuje i za to go bezwarunkowo kochamy), ale i warsztacie (Steve Buscemi jako bohater kina akcji to sprawa wręcz fantastyczna!).

Nie da się zaprzeczyć, iż pod wieloma względami Bay wiele "napsuł". To, iż  Roger Ebert wpisał "Armageddon" na listę swoich najbardziej znienawidzonych filmów i nazwał go "obrazą dla oczu, uszu, umysłu, rozsądku i ludzkiej potrzeby bycia zabawianym", a Todd McCarthy wytykał produkcji "pomieszanie z poplątaniem, brak dramaturgii i rozwoju postaci" i podsumował ją jako "karabin maszynowy, zacięty na pozycji strzelania na dwie i pół godziny" - nie tylko nie dziwi, ale i ma swoje głębokie, logiczne uzasadnienie. Ba! W przypadku niektórych scen to ocena łagodna. Tylko że… jedyną logiką Baya jest gonitwa za wrażeniami i euforyczna zabawa, sztubacki żart. Albo to akceptujemy i bawimy się razem z filmowcami, albo - podarujmy sobie. Chłodna ocena w takiej sytuacji zawsze będzie zła, gdyż odnosi się do zupełnie innych oczekiwań.

Można Michaela Baya przekreślać jako artystę, ale nie jako pomysłowego i żywiołowego rzemieślnika, biznesmena i dużego chłopca, który znalazł sposób, by swoje nastoletnie fantazje przemieniać w dochodowe przedsięwzięcie ku uciesze milionów widzów. I czy to się nam podoba czy nie, to Michael Bay jest jednym z twórców, którzy "przyśpieszyli" kino. To jednak temat na zupełnie inną okazję.

Na razie - "Armageddon" można przypomnieć sobie na kanale AXN.

Dagmara Romanowska
Zobacz również
Box Office. Znakomite otwarcie "Jesteś Bogiem"
Box Office. "Ted" niezwyciężony
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll