PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Tomasz Raczek
  2.04.2012

Dawno już nie widziałem czegoś tak zaskakującego: otóż filmowy KAC stał się powodem do przebudzenia rozumu! Widzowie i krytycy otworzyli oczy, jakby wstali po długim zimowym śnie i z niedowierzaniem oglądali spustoszenia jakie w czasie czasowego wyłączenia ich uwagi zaszły na polskim rynku filmowym.

Filmy robione tylko dla zysku z pominięciem artystycznej przyzwoitości i szacunku wobec widzów. Cyniczni producenci, pragnący podporządkować sobie życie kulturalne i uzurpujący prawo, by dyktować krytykom, co ci ostatni mają pisać, by nie psuć ich własnych interesów handlowych. Przekupni aktorzy, którzy zawodową etykę schowali tak głęboko, że aż wylądowała w kieszeni. Ogłupiali widzowie, którzy pokornie przyjęli diagnozę dystrybutorów, że są idiotami i bez wybrzydzania chodzili do kin na wszystko co miało kolorowe plakaty reklamowe, co najwyżej czasami postękując, że "widać takie czasy przyszły więc tak być musi".

"Kac Wawa", fot. Syrena Films

Aż tu KAC wszystkich ocucił, jakby wypili pełną szklankę "ostrygi prerii" przygotowanej przez Lizę Minnelli z tradycyjnym dodatkiem miętowej pasty do zębów. Złe filmy - niczym król, który jest nagi - okazały się złe i niewarte chodzenia na nie do kina. Producenci chwilami bezczelni a chwilami śmiesznie żałośni w swej niekompetencji. Krytycy - jednak potrzebni, by pomagać widzom orientować się w kinowej sytuacji. Aktorzy - potrzebujący wsparcia i przywołania do artystycznego porządku. A widzowie - NIE TACY ZNÓW GŁUPI, skoro potrafili odesłać film "Kac Wawa" do nieodwołalnego lamusa, po prostu nie chodząc nań do kina.

Przypomnienie sobie o istnieniu krytyków dla najmłodszych przedstawicieli tej profesji okazało się nieomal cudem, na który pewnie już nie liczyli. Wydawało się przecież, że w XXI wieku, w czasach internetu i wszechobecnej informacji społecznościowej głos krytyka to nieco anachroniczne i niepotrzebne mamrotanie Pana Jowialskiego:
- Znacie?
- Znamy!
- No to posłuchajcie!
A tu nikt nie chciał słuchać, każdy bowiem wiedział swoje: od znajomych, z netu, z reklamy. Krytycy spełniając swą misję czuli się coraz częściej kwiatkami do kożucha.

Aż tu nagle ktoś przypomniał im, że mają siłę. Że bywają sugestywni. Że widzowie słuchają ich zdania i czasem nawet biorą je pod uwagę. Że może i są kwiatkami, ale kożuch zniechęcenia ktoś z okazji wiosny wyniósł na pawlacz a im słońce zaświeciło... W tej radosnej chwili przebudzenia warto jednak przypomnieć sobie nie tylko o sile, ale i o obowiązkach krytyków. Także - o zasadach ich funkcjonowania w życiu kulturalnym. O tym przede wszystkim, że ich najważniejszą obok erudycji i dobrego pióra/języka cnotą powinna być BEZSTRONNOŚĆ.

W Akademii Teatralnej, którą kończyłem, uczono mnie, że prawdziwy krytyk nie powinien zawierać przyjaźni z ludźmi, których pracę ocenia: aktorami, reżyserami, dramatopisarzami. Jeśli zaś byłoby to nie do uniknięcia - zobowiązany jest powstrzymywać się od wypowiadania o utworach, w których owi znajomi braliby choćby incydentalny udział. Chodzenie na popremierowe rauty i wspólne picie wódki jest - zgodnie z tą teorią - raczej wykluczone. Podobnie branie udziału w przygotowywaniu sztuk i na przykład recenzowanie ich przed wystawieniem na użytek dyrektora teatru.

Dla mnie to była dotychczas oczywistość, jednak czasy się zmieniły i dziś w świecie filmu ów kodeks krytyka rzadko jest przestrzegany. Wiem, że wielu kolegów recenzuje zgłaszane do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej projekty i scenariusze nie widząc w tym nic złego. Ja widzę. Uczestnicząc w trybach maszyny produkującej firmy (choćby z państwowym błogosławieństwem) stajemy się jej zakładnikami, w pewnym sensie odpowiedzialnym za powodzenie jej produktów. Jakże bowiem potem krytykować filmy, w których powstaniu na wczesnym etapie przygotowań braliśmy udział?

Cieszę się, że nadeszła w Polsce WIOSNA KRYTYKÓW, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że jest to w tym samym stopniu powód do radości, jak i do starannego zdefiniowania zasad zawodu krytyka filmowego w polskiej współczesności.

Tomasz Raczek
Zobacz również
Box Office. „Gniew” widzów sprzyja „Igrzyskom śmierci”
Box Office. Hans Kloss. Stawka mniejsza niż „Igrzyska śmierci”
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll