PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Łukasz Adamski
  4.09.2012
Paul T. Anderson zaprezentował w Wenecji swój nowy film „The Master”. Mówi się, że jest on inspirowany historią założyciela sekty scjentologów. Wpływy tej organizacji w Hollywood są ogromne. Czy dlatego twórcy są podzieleni w kwestii własnego dzieła? 

Paul Thomas Anderson przyznał, że jego film jest luźno oparty na życiu L. Rona Hubbarda, założyciela tzw. kościoła scjentologów. Reżyser zdradził nawet w wywiadzie, że pokazał film najsłynniejszemu wyznawcy tej „religii” Tomowi Cruise'owi, który grał w jego słynnej „Magnolii”. „Wciąż jesteśmy przyjaciółmi. Pokazałem mu film. Reszta zostaje między nami”- powiedział twórca “Boogie Nights”. Co innego natomiast mówi odtwórca głównej roli, Philip Seymour Hoffman, który przekonuje, że nie opierał swojej postaci pisarzu sci-fi. Komu więc wierzyć?  Bez wątpienia twórca perełek takich jak „Lewy sercowy" czy „Boogie Nights” wiedział, co robi, podkręcając informacje o tym, że jego film jest oparty na życiu arcykontrowersyjnego pisarza. Publiczność w Wenecji czekała więc na ten film z wypiekami na twarzy. Czy jednak tylko o to chodziło twórcom, którzy teraz są podzieleni w kwestii scenariusza obrazu?


Kadr z filmu "The Master", fot. Venice FIlm Festival

Amerykańska popkultura już przekonała się czym grozi zadzieranie z „celebryckim kościołem” (uznanym w wielu krajach europejskich za bardzo groźną sektę). Znamienne jest to, że wyśmiać ich bez konsekwencji nie udało się nawet chłopakom z „South Parku”, którym niemal wszystkie skrajnie niepoprawne politycznie żarty uchodzą na sucho. Okazuje się, że Parker i Stone mogą żartować nawet z Żydów, gejów i Jezusa. Nie wolno im jednak tykać muzułmanów i właśnie scjentologów.  Pisałem o tym w swojej książce „Wojna Światów w Popkulturze” .

Autorzy „South Parku” postanowili ukazać, czym w rzeczywistości jest wyznawana przez gwiazdeczki Hollywoodu scjentologia. W epizodzie tym zaprezentowano techniki manipulacji coraz popularniejszego na świecie „kościoła” i w obrazowy sposób przedstawiono całą naciąganą i infantylną ideologię jej twórcy, pisarza podrzędnych powieści science-fiction, Rona Hubbarda. Przy okazji wyśmiany został również sam Tom Cruise – ukazany jako mało inteligentny naiwniak, który daje się wykorzystywać przez sektę z powodu swoich kompleksów. Po emisji odcinka z ekipy serialowej odszedł Isaac Hayes, podkładający głos Chefa. „Hayes nigdy nie miał podobnych problemów. Aż do czasu sparodiowania Kościoła scjentologicznego, którego jest członkiem” – skomentował jego odejście Stone. Epizod, w którym wyśmiano Toma Cruise’a, telewizja zdjęła z ramówki po interwencji samego aktora. Cruise zaszantażował stację grożąc, iż w razie wyemitowania odcinka nie będzie promował w niej swojego filmu "Mission Impossible: 3", który był produkowany przez Universal Studios i do którego należy Comedy Central. Do dziś twórcy mają problemy z prawnikami scjentologów i Toma Cruisa, który po incydencie stał się stałym gościem w miasteczku South Park. Jednak w kolejnym odcinku z Cruisem nie padło już słowo „Scjentologia”. Trochę jak w filmie Andersona. Czy z tych samych przyczyn twórca nie odwołał się bezpośrednio do życia Hubbarda?

Twórcy „South Parku” w  lapidarny i obrazowy sposób pokazali dogmaty, w które wierzą scjentolodzy. Posłużę się ich opisem, bowiem w miarę dokładnie oddaje klimacik hubbardowskich wizji, rodem z jego słabo sprzedających się powieści sci-fi. 75 lat temu zły galaktyczny władca imieniem Xenu panował nad 76 przeludnionymi planetami. Pojmał 13,5 biliona istot i zesłał je na Ziemię, wrzucił do wulkanów i unicestwił za pomocą bomb. Ich radioaktywne dusze-thetany się rozproszyły, aż zostały wyłapane przez elektroniczne pułapki rozmieszczone w atmosferze, po czym wszczepiono im fałszywe idee, w tym pojęcie Boga, Chrystusa i innych religii. Scjentologia głosi, że wiele z tych bytów podłączyło się do istot ludzkich, z którymi pozostają do dziś. Mimo tego, że deklaracja scjentologów mówi, że ich nauka nie stoi w konflikcie z innymi religiami to według tekstów Hubbarda nie ma ani nieba, ani piekła, a chrześcijaństwo jest dziełem implantów, które wytworzyły również szeroko pojęta kulturę, sztukę, naukę i technikę. Owe implanty są również przyczyną chorób nękających ludzkość. Jedynym ratunkiem jest auditing, będąca techniką łączącą psychoterapię ze spowiedzią, która prowadzić ma do wyższego poziomu wtajemniczenia, kiedy to wyznawca dowiaduje się, że np. Jezus jest iluzją wszczepioną do kolektywnej pamięci ludzkości przez Xenu 75 milionów lat temu jako "operacja entheta (zła)". Według autora dianetyki również islam jest rezultatem pozaziemskiego implantu pamięciowego zwanego Emanatorem, którego artefaktem jest ponoć świątynia w Mekce - Kaaba. Hubbard tak oto opisywał wszystkie monoteistyczne religie: "Można idealizować ubóstwo i utożsamiać mądrość z żebraczymi miskami lub cnotę z niskim stanem posiadania. Jednakże wszyscy ci, którzy to robili (buddyści, chrześcijanie, komuniści i inni fanatycy) skończyli w martwym punkcie lub wkrótce tam trafią". Chcecie, drodzy czytelnicy, bym cytował dalej? Chyba wystarczy. Niestety „religia” oparta na takich absurdach i wszystkie niepokojące doniesienia w kwestii finansowania „kościoła” i jego funkcjonowania są coraz częściej zamiatane pod dywan. Decydenci w Hollywood bali się jednoznacznie zabrać głos nawet po śmierci ciężko chorego syna Johna Travolty, którego leczono metodami Hubbarda, czy ucieczce na łono Kościoła katolickiego żony „mesjasza Cruise'a” Katie Holmes. Cena za krytykę „kościoła” wydaje się dla nich być zbyt wysoka. Czy był tego świadom Paul T. Anderson? Czy jego również dotknie to samo, co twórców „South Parku”? Przekonamy się już niebawem.

Łukasz Adamski
portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Polscy widzowie zakochani w Rzymie.
Box Office. Kolejny sukces Woody’ego Allena
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll