Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
To jest smutny fakt, ale ludzie, którzy poruszają bohaterów królujących w wyobraźni naszej, naszych dzieci (albo cudzych dzieci, jeśli nie mamy swoich), są kompletnie nieznani.
Kto z Was wie, że Myszka Miki zawdzięcza swój wdzięk Ubowi Iwerksowi? Walt naszkicował postać, ale to dzięki uporowi i mrówczej pracy Iwerksa (ponad 600 rysunków dziennie), licznym próbom i dążeniu do perfekcji, w filmie “Parowiec Willie" (do dzisiaj fragment tego filmu jest czołówką disneyowskich produkcji) objawiła się megagwiazda!
Każdy wie, kim jest Krystyna Janda, Artur Żmijewski, a nawet Katarzyna Cichopek, ale czy ktoś z Was wiedział (przed nagłośnionym w mediach, dramatycznym materiale w “Sprawie dla reportera” Ewy Jaworowicz), kto zacz: Marian Wantoła?
Kadr z serialu "Reksio", fot. Studio Filmów Rysunkowych
Otóż, ś.p. Marian Wantoła był wszystkimi nimi naraz. Animator w filmie animowanym spełnia bowiem rolę gwiazdy żeńskiej, męskiej i nijakiej.
Reportaż o starszym panu mieszkającym w nader skromnych warunkach, choć przekłamany i celowo "podkręcony", sprowokował w narodzie błyskawiczny odzew. W codziennych gazetach i na informacyjnych portalach pojawiła się notatka o “twórcy Reksia” żyjącym w slumsach, bez wody, gazu, za to z grzybem na ścianach. Równie szybko powieliły ją portale społecznościowe.
Ta niezwykła reakcja zdumiała nawet bohatera tego zamieszania i jego rodzinę.
Współczucie i sympatia przybrały bardzo konkretny wymiar, bo utworzono konto, na które można było wpłacić datek “na twórcę Reksia i Bolka i Lolka”. Udało się zebrać całkiem pokaźną kwotę w obcej walucie. Pan Marian w międzyczasie podupadł na zdrowiu i po długim pobycie w szpitalu zmarł 1 stycznia 2013.
Ten niezwykły akt solidarności świadczy o tym, że ludzie kochają bohaterów swojego dzieciństwa, i mają wyrzuty sumienia, że ludziom, dzięki którym powstają ich ulubione filmy, żyje się trudno. Świadczy to, niestety, również o tym, że nie za bardzo mogą oni liczyć na opiekę państwa
Choć rozlegają się głosy, że przecież Reksia, Bolka i Lolka wymyślił ktoś inny, myślę, że pan Marian, kiedy animował ich postaci, naprawdę je tworzył.
Dawał charakter, bigiel, dynamikę i wszystko to, co daje życie rysunkowi. Oczywiście, każdy animator czeka na wskazówki od reżysera, ale często (zwłaszcza, jeśli produkcja ciągnie się przez kilka pokoleń, jak to kiedyś bywało) zna je na wylot, lepiej niż reżyser, a nawet producent.
To dotyczy, oczywiście, produkcji serialowych, wymagających stosownego tempa pracy i precyzyjnie zorganizowanego zespołu realizatorów. Animatorzy są elementem łańcucha wśród innych: scriptboarderów, layoucistów, fazistów, malarzy etc.
W przypadku tzw. filmów autorskich, reżyser najczęściej sam animuje. Przez pół roku, albo i dłużej, wydłubuje (czasami dosłownie, w gipsowych płytach, jak Piotr Dumała), w przerwach między innymi zajęciami, samotnie 10 minut osobistego przekazu, na własne ryzyko. Gdy w grę wchodzi duży serialowy budżet, o takim garażowym chałupnictwie nie ma mowy. Choć na kalce nikt już nie rysuje i wszyscy animatorzy przesiedli się na tablety podłączone do komputerów ze stosownym oprogramowaniem, ich praca nadal wymaga wielu godzin skupienia i kreatywności.
Pamiętajmy, że postaciami w filmach animowanych poruszają żywi ludzie, a ich nazwiska w błyskawicznym tempie przesuwają się w "tyłówce" z nazwiskami kończącej film. Nikt na nią nie zwraca uwagi (chyba, że towarzyszą jej jakieś gagi).
Parafrazując ks. Jana Twardowskiego mogę tylko zakrzyknąć: “śpieszmy się kochać animatorów, tak szybko odchodzą!”.
Kto z Was wie, że Myszka Miki zawdzięcza swój wdzięk Ubowi Iwerksowi? Walt naszkicował postać, ale to dzięki uporowi i mrówczej pracy Iwerksa (ponad 600 rysunków dziennie), licznym próbom i dążeniu do perfekcji, w filmie “Parowiec Willie" (do dzisiaj fragment tego filmu jest czołówką disneyowskich produkcji) objawiła się megagwiazda!
Każdy wie, kim jest Krystyna Janda, Artur Żmijewski, a nawet Katarzyna Cichopek, ale czy ktoś z Was wiedział (przed nagłośnionym w mediach, dramatycznym materiale w “Sprawie dla reportera” Ewy Jaworowicz), kto zacz: Marian Wantoła?
Kadr z serialu "Reksio", fot. Studio Filmów Rysunkowych
Otóż, ś.p. Marian Wantoła był wszystkimi nimi naraz. Animator w filmie animowanym spełnia bowiem rolę gwiazdy żeńskiej, męskiej i nijakiej.
Reportaż o starszym panu mieszkającym w nader skromnych warunkach, choć przekłamany i celowo "podkręcony", sprowokował w narodzie błyskawiczny odzew. W codziennych gazetach i na informacyjnych portalach pojawiła się notatka o “twórcy Reksia” żyjącym w slumsach, bez wody, gazu, za to z grzybem na ścianach. Równie szybko powieliły ją portale społecznościowe.
Ta niezwykła reakcja zdumiała nawet bohatera tego zamieszania i jego rodzinę.
Współczucie i sympatia przybrały bardzo konkretny wymiar, bo utworzono konto, na które można było wpłacić datek “na twórcę Reksia i Bolka i Lolka”. Udało się zebrać całkiem pokaźną kwotę w obcej walucie. Pan Marian w międzyczasie podupadł na zdrowiu i po długim pobycie w szpitalu zmarł 1 stycznia 2013.
Ten niezwykły akt solidarności świadczy o tym, że ludzie kochają bohaterów swojego dzieciństwa, i mają wyrzuty sumienia, że ludziom, dzięki którym powstają ich ulubione filmy, żyje się trudno. Świadczy to, niestety, również o tym, że nie za bardzo mogą oni liczyć na opiekę państwa
Choć rozlegają się głosy, że przecież Reksia, Bolka i Lolka wymyślił ktoś inny, myślę, że pan Marian, kiedy animował ich postaci, naprawdę je tworzył.
Dawał charakter, bigiel, dynamikę i wszystko to, co daje życie rysunkowi. Oczywiście, każdy animator czeka na wskazówki od reżysera, ale często (zwłaszcza, jeśli produkcja ciągnie się przez kilka pokoleń, jak to kiedyś bywało) zna je na wylot, lepiej niż reżyser, a nawet producent.
To dotyczy, oczywiście, produkcji serialowych, wymagających stosownego tempa pracy i precyzyjnie zorganizowanego zespołu realizatorów. Animatorzy są elementem łańcucha wśród innych: scriptboarderów, layoucistów, fazistów, malarzy etc.
W przypadku tzw. filmów autorskich, reżyser najczęściej sam animuje. Przez pół roku, albo i dłużej, wydłubuje (czasami dosłownie, w gipsowych płytach, jak Piotr Dumała), w przerwach między innymi zajęciami, samotnie 10 minut osobistego przekazu, na własne ryzyko. Gdy w grę wchodzi duży serialowy budżet, o takim garażowym chałupnictwie nie ma mowy. Choć na kalce nikt już nie rysuje i wszyscy animatorzy przesiedli się na tablety podłączone do komputerów ze stosownym oprogramowaniem, ich praca nadal wymaga wielu godzin skupienia i kreatywności.
Pamiętajmy, że postaciami w filmach animowanych poruszają żywi ludzie, a ich nazwiska w błyskawicznym tempie przesuwają się w "tyłówce" z nazwiskami kończącej film. Nikt na nią nie zwraca uwagi (chyba, że towarzyszą jej jakieś gagi).
Parafrazując ks. Jana Twardowskiego mogę tylko zakrzyknąć: “śpieszmy się kochać animatorów, tak szybko odchodzą!”.
Agnieszka Sadurska
portalfilmowy.pl
Box Office. Znakomite otwarcie „Bejbi blues”!
Box Office. Rekordowy „Hobbit”!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024