PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  29.08.2012
W jednej ze scen „Prometeusza” David (Michael Fassbender) wchodzi do wnętrza modelu galaktyki, zdejmuje Ziemię z orbity, a potem swobodnie wypuszcza. To żart z „Dyktatora” Chaplina – światem miałby rządzić android?

Fassbender został tu świetnie obsadzony, bo pozornie gładki, swojski, naprawdę jednak nigdzie nie pasuje. Ten zwykły, ładny chłopak, budzi podejrzliwość. Niby go znasz, ale jest obcy.


W "Prometeuszu", fot. Imperial-Cinepix


W „Bękartach wojny” gra angielskiego krytyka filmowego, autora książki o Pabście. Niemczyzny musiał chyba nauczyć się z filmów: mówi nieznanym nikomu akcentem i rzeczywiście ze staroświecką aparycją pasuje na narciarza z pochodnią w filmie Leni Riefenstahl, ale nie na nazistę. Zdradza się zamawiając szkocką gestem Brytyjczyka: trzema palcami bez kciuka, a nie jak Niemcy: kciukiem, wskazującym i środkowym. Wobec tej nieudolności rozmówca może swobodnie wypalić pod stołem z waltera w jego jądra.

Fassbender podszywa się pod różne nacje: w Anglii pod Niemca, w Stanach pod Irlandczyka, w Nowym Jorku podaje, że jest z New Jersey. Mówi różnymi językami: szkolną francuszczyzną w „X-men: pierwsza klasa”, w „Wedding Belles” popisuje się irlandzką gwarą, a w „Centurionie” daje próbkę starożytnego dialektu wikingów. Według Charlize Theron potrafi też perfekcyjnie symulować angielski Afrykanerów z RPA. Za każdym razem brzmi jakby „na małpę” wyuczył się tekstu. Tak właśnie symulują bycie człowiekiem androidzi.


W "Bękartach wojny", fot. Universal Pictures

Fassbenderowi łatwo przychodzi niesamowitość. Jako Azazeal w „Hex” epatuje wampirycznym wyglądem: podkrążonymi oczyma, rozpiętą koszulą z postawionym kołnierzem; gra na fortepianie i uwodzicielsko zawiesza w powietrzu płatek czerwonej róży. W krótkometrażówce „Pitch Black Heist” zmienia się w pazurzastego, skrzydlatego potwora, dlatego, że wcześniej zabalował na wieczorze kawalerskim (ale wiemy przecież, że Fassbender świętuje go codziennie i to bez widma wesela!). Nachodzenie dziewcząt w czasie snu, wśród malowniczo topiących się świec, i duszenie ich jedwabną pończochą to jego specjalność. Właśnie w „Sherlocku Holmesie i sprawie jedwabnej pończochy” rozdziela się na dwóch Fassbenderów, dwa szatańskie sobowtóry. Horror w jego wykonaniu jest komedią.

A po prostu wykorzystuje tylko swoje warunki: muskulaturę godną jednego z "300" Spartan, charakterystyczny miękki, lekko chropowaty głos, twarz – szczupłą z wystającymi kośćmi policzkowymi, szeroką szczęką, ale o niecharakterystycznych rysach, dzięki czemu przeobrazić się może w cokolwiek – nie to co Johnny Depp czy George Clooney, których łatwo rozpoznać w każdej charakteryzacji. W niektórych scenach „Głodu” czy „Wstydu” przypomina Daniela Day-Lewisa, którego tak bardzo podziwia, bo też chce być drapieżny i nieprzenikniony. W innych wygląda trochę jak Ewan McGregor, ale jest od niego bardziej żylasty i szorstki. Spośród aktorów swojego pokolenia mógłby ewentualnie konkurować z Ryanem Goslingiem, gdyby nie to, że dawno wyzbył się image'u chłopaka z sąsiedztwa. Mimiką posługuje się z rzadka, by nie powiedzieć wcale – dopiero w „Prometeuszu” pierwszy raz pokazał miękki uśmiech gdy jak kot wpatrywał się w wirujące nad nim gwiazdy i planety. Czy Fassbender potrafi wzruszyć? Rozśmieszyć? Jego słynny wyszczerzony uśmiech budzi raczej grozę niż zaufanie.


W "300", fot. WB

Uważany dziś za jednego z najbardziej pożądanych mężczyzn, co zawdzięcza rolom homme fatale, w których uparto się go obsadzać od początku kariery. Jego kreacje kochanków nie są oryginalne – jest pociągający, bo niejednoznaczny. Lecz ma w sobie tyle żaru i zmysłowej aury, że nie wiem jak można się oprzeć, gdy znienacka wali do drzwi, nachodzi cię rozczochrany w ciemności, śnieżycy, zaczyna całować. Rochester z "Jane Eyre" to rzeczywiście jego emblematyczna rola: przedwcześnie zgorzkniały i zimny jak lód, targany namiętnościami, samotny, z nostalgią w głosie. To, że zainteresował się właśnie tobą, może być najwyżej jedną z jego perwersji.

Uroda Fassbendera jest niejasna – decydują o niej wąskie, zielone oczy w ciemnorudej oprawie? wysokie stroskane czoło z pionową zmarszczką nad brwiami? niewielkie usta zdradzające skłonność do powściągliwości, zamknięcia się w sobie, emocjonalnego skąpstwa? Uwodzi chyba ton, barwa jego głosu, atmosfera stworzona przez trudny do uchwycenia układ tylu czynników. Nie bez znaczenia są szczupłe dłonie, długie palce, którymi delikatnie acz stanowczo rozbiera śpiącą piętnastolatkę w "Fish Tank". Wąska, prawie dziewczęca kibić, z którą obnosi się grając półnago tam i potem już w każdym filmie. Anegdotyczne rozmiary jego narządów, o których rozpisywały się plotkarskie portale po „Wstydzie”, co, jak podejrzewam, miało służyć lepszej sprzedaży filmu.


W "Fish Tank", fot. Syrena Films

Moim zdaniem, Fassbender musiał się zestarzeć, żeby paradoksalnie przewalczyć swoje warunki, nabrać zmarszczek i głębi, która jest prawdziwym seksapilem. Odkąd wygląda na więcej niż 35 lat, dostaje ciekawsze, bardziej złożone role. Wciąż jest Don Juanem umiejącym dostrzec ukryte piękno kobiety (korzystają na tym jego filmowe partnerki: Mia Wasikowska jako Jane Eyre, Keira Knightley jako Sabina w „Niebezpiecznej metodzie”, Jennifer Lawrence jako Raven w „X-menach – pierwszej klasie”, wciąż wykazuje się egoizmem we współżyciu z ludźmi, nie lubi dawać, nie lubi brać i jest w tym fascynujący!

Fassbender uprawia aktorstwo fizyczne. Szczyt możliwości pokazał w „GłodzieSteve'a McQueena, gdzie po raz pierwszy objawił się jako aktor nie z tego świata. Grał w natchnieniu, całą, gotową już rolę, a właściwie grało jego ciało – wychudzone, pobite, pokrwawione, pełne wybroczyn. Jak potrafił doprowadzić się do tego stanu, trudno pojąć. W jednym momencie dotyka swoich żeber, kości ledwo obleczonych w skórę z wyrazem kompletnego obłędu w oczach. Choć był to Fassbender, to jako Fassbender był w „Głodzie” całkowicie nieobecny. Poza kulminacyjną sceną rozmowy z księdzem, którą wygrał na mistrzowskiej energii, opartej wyłącznie na słowie, aktor pojął Bobby'ego Sandsa dosłownie i (wybaczcie frazes, który musi paść w tym miejscu) po prostu stał się nim. Nie tylko napisany przez scenarzystów, lecz chyba i prawdziwy Sands nie różnił się niczym od tego, jak go zagrał Fassbender. Jego ciało zyskało wymiar symbolu. Męczeński, wysiłkowy seks czy słynny bieg w rytm Bacha przez Manhattan ze „Wstydu” to sceny, które przejdą do historii filmu. W kinie McQueena Fassbender osiąga apogeum przy minimum środków, bo przecież wykonuje ciałem tylko mechanicznie funkcje.


W "Głodzie", fot. Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Nie służą mu wybuchy emocji: w największej skali wyraża najmniej. Jest wprawdzie kilka kameralnych scen z kanadyjskiego serialu „A Bear Named Winnie”, kiedy słodko całuje w pysk niedźwiedzia i jest w tym absolutnie autentyczny. Wobec rodzaju ludzkiego pozostaje jednak zbzikowany oraz zimny jak lód. Prawdziwy aktor, chciałoby się powiedzieć, bo w tym zawodzie dużo cenniejsza jest siła atlety, wytrzymałość maratończyka, żelazne nerwy, analityczny umysł, wszystko lepsze niż emocjonalny kocioł.

Za znak szczególny Fassbendera można uznać to, że cały czas jest spięty. Dzięki temu, sztywny jak kołek, odgrywa różne odcienie sztuczności. Spytany w jednym z wywiadów, jaką moc sam chciałby posiadać, powiedział najpierw o umiejętności latania, potem o posiadaniu ogona, wreszcie przyznał, że chciałby, żeby ludzie czuli się przy nim zrelaksowani, bo nigdy się to nie zdarza.

W „Prometeuszu” robi z tego sztukę, nagrał nawet cudowny viral „Happy Birthday David”. W filmie chodzi jak robot, kręci ósemki na rowerze, jedną ręką trafiając do kosza, zapamiętuje się w robieniu drinka, z rozkoszą potrząsając shakerem. Gdy jeszcze wszyscy śpią, a statek natrafia na jakąś przeszkodę, David chwieje się, kule bilardowe toczą się po stole i jest przy nich lekki, jakby pusty w środku. Jego rola jest polemiką, ale i kontynuacją wizerunku Davida Bowie jako androgynicznego kosmonauty. Farbuje odrosty, trenuje uśmiechy aż ma się wrażenie bycia w garderobie aktora. Robot ćwiczy tu rolę człowieka, a w gruncie rzeczy odsłania po prostu zaplecze aktora, jego inność. Niby do nas łudząco podobny, wzbudza jednak niepokój i uzasadnioną podejrzliwość. Bo czy człowiek bez trudu przedzierzgający się w kogoś innego, całym sobą broniący złej, czy wręcz diabelskiej postaci, w życiu tak samo nie będzie pozbawiony rozeznania, że zmieni się w mgnieniu oka, broniąc każdej racji? Być może za tę rolę właśnie android dostanie Oscara: odpowiada jego naturze, osobowości postaci. A jeśli nie, najlepszy aktor tego pokolenia kręci już dwa kolejne filmy.


Adriana Prodeus
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  6.09.2012
Zobacz również
25. rocznica śmierci Lee Marvina, dowódcy "Parszywej dwunastki"
Wong Kar Wai przewodniczącym jury w Berlinie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll